Bond poniżej oczekiwań. Za stary dla młodej widowni
Podczas minionego weekendu "Nie czas umierać" miał premierę w amerykańskich kinach. Rezultat otwarcia trochę rozczarował. W ciągu trzech pierwszych dni wyświetlania obraz zarobił 56 mln dol. Producentów kasowego cyklu może niepokoić fakt, że przygody agenta 007 nigdy nie miały tak dojrzałej wiekowo widowni.
Rezultat otwarcia "Nie czas umierać" w Stanach Zjednoczonych nie jest oczywiście zły. Zwłaszcza, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że kina wciąż borykają się z trudnościami związanymi z pandemią oraz że mamy tutaj do czynienia z bardzo długim filmem (najdłuższym z serii 007), który trwa aż 2 godz. i 43 min. Taki tytuł może mieć tylko dwa seanse w tzw. prime time'ie. Niemniej oczekiwania był większe.
Spodziewano się wyniku w granicach 60-70 mln dol. Przed tygodniem "Venom 2: Carnage" zgarnął na starcie 90,1 mln dol. "Nie czas umierać" w okresie pandemii uzyskał 5. rezultat otwarcia w USA. Przed nim znalazły się trzy ekranizacje komiksu oraz kolejna część "Szybkich i wściekłych".
1. "Venom 2: Carnage" (1.10.2021) – 90,1 mln dol.
2. "Czarna Wdowa" (8.07.2021) – 80,4 mln dol.
3. "Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni" (3.09.2021) – 71,4 mln dol.
4. "Szybcy i wściekli 9" (25.06.2021) – 70 mln dol.
5. "Nie czas umierać" (8.10.2021) – 56 mln dol.
Poprzednia część bondowskiego cyklu "Spectre" podczas premierowego weekendu zarobiła 70 mln dol. "Skyfall" – 88,4 mln dol. Prawdą jest, że filmy o agencie Jej Królewskiej Mości nigdy nie notowały spektakularnym wyników na starcie. Potrafiły jednak przed długi czas cieszyć się dużą popularnością w kinach.
Analitycy rynku kinowego szybko dostrzegli, dlaczego wynik najnowszego Bonda w Stanach nie jest tak imponujący, jak w przypadku chociażby ekranizacji komiksów. David A. Gross, który prowadzi firmę konsultingową Franchise Entertainment Research stwierdził: "Publiczność jest szeroka, ze wszystkimi grupami wiekowymi, w tym z widownią 35+, która powoli wraca do kina. Jedynie, co powstrzymało film przed osiągnięciem lepszego wyniku w ten weekend, to młodsze grupy wiekowe, którą są mniej zaangażowane w bondowską serię".
Badania widowni przeprowadzone w Ameryce podczas minionego weekendu pokazują, że aż 57 proc. widowni "Nie czas umierać" to osoby powyżej 35 roku życia, osoby powyżej 45 lat stanowiły 36 proc. (ta ostatnia grupa wiekowa przed tygodniem na drugiej części "Venoma" miała zaledwie 9 proc. udziału). Tymczasem widownia ekranizacji komiksu, które w dzisiejszych czasach cieszą się największą popularnością, składa się w większości z osób poniżej 25 roku życia. To oni zostawiają w kinach najwięcej pieniędzy, zapewniając frekwencyjny i komercyjny sukces filmu. Ponadto w przyszłości jakaś ich część nie przestanie chodzić do kina i wciąż będzie wspierać serie, którymi fascynowała się w młodości. Wygląda na to, że James Bond takich widzów nie ma obecnie zbyt dużo.
Najprostszym sposobem, aby pozyskać młodą widownię jest wymiana głównego aktora. Najlepiej na dużo młodszego. Analitycy rynku kinowego dawno już zauważyli, że wiek widzów filmów o agencie Jej Królewskiej Mości rośnie wraz z wiekiem aktora, który odtwarza główną rolę. Główna producentka kasowego cyklu Barbara Broccoli, a wcześniej jej ojciec Albert R. Broccoli niechętnie dokonywali jednak zmian na stanowisku najsłynniejszego filmowego szpiega. Można wręcz twierdzić, że to na ogół aktorzy wcielający się w postać agenta 007 podejmowali decyzję za nich.
Sean Connery, Roger Moore, Daniel Craig sami powiedzieli "dość". George Lazenby oraz Timothy Dalton prowadzili swego rodzaju akcję sabotażową, która doprowadziła do rozwiązania kontraktu. Gotowy do dalszej służby dla Jej Królewskiej Mości był tylko Pierce Brosnan, ale po fatalnym opiniach na temat ostatniego Bonda z jego udziałem ("Śmierć nadejdzie jutro") Barbara Broccoli postanowiła zmienić formułę cyklu. A do tego potrzebowała nowego, młodszego aktora.
Zmiana aktora wcielającego się w Bonda zawsze powodowała, że widownia kultowej serii stawała się młodsza. Nawet za czasów panowania Rogera Moore'a, który był znacznie starszy od Seana Connery'ego. Moore, gdy został agentem 007, miał 46 lat (choć trzeba przyznać, że nie wyglądał na tyle). Connery, gdy po raz ostatni zagrał Bonda w oficjalnej serii miał lat 37.
Wydaje się jednak, że w dzisiejszych czasach wiek aktora grającego Jamesa Bonda odgrywa już kluczową rolę. Niewykluczone, że po raz pierwszy od ponad 50 lat zostanie więc wybrany mężczyzna (oby) poniżej 30 roku życia. Przypomnijmy, że jedynym aktorem, który w tak młodym wieku zagrał agenta 007, był George Lazenby. Gdy film "W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości" pojawił się w kinach, Australijczyk miał dokładnie 30 lat. Poniżej metryki wszystkich aktorów grających agenta 007.
· Sean Connery – grał Bonda pomiędzy 32. a 37. rokiem życia (plus film poza cyklem w wieku 53 lat).
· George Lazenby – zagrał Bonda w wieku 30 lat (wystąpił tylko w jednym filmie serii).
· Roger Moore – grał Bonda pomiędzy 46. a 58. rokiem życia.
· Timothy Dalton – grał Bonda pomiędzy 41. a 43. rokiem życia.
· Pierce Brosnan – grał Bonda pomiędzy 42. a 49. rokiem życia.
· Daniel Craig – grał Bonda pomiędzy 38. a 53. rokiem życia.
Na koniec dodajmy, że poza granicami Stanów Zjednoczonych "Nie czas umierać" podczas minionego weekendu zarobił blisko 90 mln dol., co w sumie składa się na 257,4 mln dol. wpływów. W skali globalnej najnowszy Bond oczywiście się wybroni. Nie ulega jednak wątpliwości, że słynna filmowa seria znalazła się w punkcie, z którego trudno przewidzieć jej przyszłość.