„Mistrzowie polskiego kina”; taką nazwę nosi seria 20 odnowionych cyfrowo, wybitnych filmów z okresu świetności naszej kinematografii. „_Nawet jeśli znasz ten film, rekonstrukcja cyfrowa da ci poczucie, że oglądasz go pierwszy raz_” – można przeczytać na okładce serii. Jeśli znasz, a nawet jeśli go zrobiłeś. Zdumieni operatorzy tych dzieł – ci, którzy jeszcze są wśród nas – przyznają, że w dniu narodzin ich dzieło nie wyglądało aż tak pięknie.
Kolejne płytki, z dodaną odpowiednią książką, ukazują się co tydzień. W tym tygodniu będzie to „Matka Joanna od Aniołów” Jerzego Kawalerowicza, film sprzed lat pięćdziesięciu, obsypany wówczas nagrodami („Srebrna Palma” w Cannes i wiele innych). Teraz można go obejrzeć w wersji najnowszej, olśniewającej jakością cyfrowej obróbki.
Arcydzieło; tak określa się zazwyczaj film Kawalerowicza, jeśli trzeba krótko. To słowo ma odpowiednią wagę, jak drzwi do Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie (dzieciaki forsują je zwykle w kilkoro). Arcydzieło, czyli jeden ze skarbów kultury narodowej. Taka etykietka ma zachęcać, lecz może również przestraszyć. W dłuższych omówieniach dodaje się najczęściej, że jest to „uniwersalny dramat namiętności ludzkich, opowieść o konflikcie ludzkości i boskości w człowieku”, co może przestraszyć do końca. Zgadza się, arcydzieło itd., ale najlepiej przypomnieć po prostu, o czym to jest.
W XVII wieku, na Kresach Rzeczpospolitej, stał pewien klasztor. Niedawno zdarzyła się tam historia niesamowita: za sprawą księdza kapelana opętały siostry złe duchy (klasztor jest żeński). Księdza oskarżono o czary i spalono na stosie. Akcja zaczyna się wkrótce potem, kiedy przybywa jego następca, spowiednik i egzorcysta, ojciec Suryn (Mieczysław Voit). Problem w tym, że siostry nadal są opętane. Złemu duchowi uległa także przeorysza, młoda i piękna, pochodząca z książęcego rodu Matka Joanna od Aniołów (Lucyna Winnicka). Oczywiście film („arcydzieło”) nie jest melodramatem o zakazanej miłości, chociaż miłość jest tu także obecna. Czysta, szalona i tragiczna – ojca Suryna do Matki Joanny, zwyczajna, grzeszna i ukarana – jednej z zakonnic (Anna Ciepielowska) do niejakiego Chrząszczewskiego, który ją uwiódł i porzucił.
Zdarzenia, stanowiące kanwę tej opowieści rozegrały się naprawdę we francuskim mieście Loudun, w roku 1634. Oskarżono księdza (nazywał się Grandier) o czary i opętanie zakonnic w klasztorze urszulanek, po czym spalono na stosie. U nas przetworzył artystycznie tamte wydarzenia Jarosław Iwaszkiewicz, film stanowi ekranizację jego opowiadania. Warto dodać, iż w procesie spalonego na stosie księdza odegrał dużą rolę wątek polityczny. Nieszczęsny ksiądz Grandier naraził się potężnemu ministrowi Ludwika XIII, kardynałowi Richelieu, a zakonnice, bynajmniej nie opętane, odegrały po prostu swoją rolę.
Co ciekawe, polityka wplątała się w tę historię jeszcze raz trzy wieki później, w PRL-u. Film Kawalerowicza wszedł na ekrany w roku 1960, kiedy stosunki między Kościołem i państwem uległy wyraźnemu pogorszeniu. W poczuciu zagrożenia Episkopat wystosował ostry protest na ręce ówczesnego ministra kultury. W liście napisano: „Cały film ośmiesza praktyki religijne, ceremonie i modlitwy kościelne, a ma na celu zohydzić życie zakonne i stan kapłański”. Kościół zakazał widzom oglądania tego filmu.
Dwie daty: 1634, 1960. Mimo iż dzielą je trzy stulecia, w roku 2011 obie są po prostu dwiema datami z historii, tyle, że jedna z dawnej, a druga nowszej. Lecz w opowieści o Matce Joannie można zobaczyć także treści najzupełniej współczesne. Tak wyraźnie widać je dopiero dzisiaj. Mówiąc o nic współczesnym językiem, spłyci się wprawdzie głębie głębokich interpretacji, ale są takie głębokie, że aż kusi, by je spłycić.
„Ludzkie i boskie w człowieku”; nic, tylko zacząć lewitować. Lecz w istocie jest to przecież film o kobietach, odciętych od możliwości realizowania swych pragnień erotycznych i seksualnych. Zastanawiające jest coś jeszcze: namiętna prośba, jaką Matka Joanna kieruje do swego duchowego przewodnika, ojca Suryna: - „Uczyń mnie świętą!” Inne zakonnice, zwykłe szlachcianki, padły ofiarą demonów niższego rzędu, zawiadujących pragnieniami ciała. Ich przeoryszę opętał sam Lucyfer?
Panna pochodziła z książęcego rodu – i zamknęło się przed nią wszystko, na co mogła liczyć z racji urodzenia. Przeorysza – i już nic więcej. Jak powiedziałoby się dzisiaj, koniec kariery. Stąd to błagalne: „- Uczyń mnie świętą”?
Interpretacja beznadziejnie trywialna, ale przynajmniej pozwala zrozumieć również dziś tę piękną i nieszczęśliwą, siedemnastowieczną Matkę Joannę od Aniołów.