''Carol'': Zakazana miłość [RECENZJA]

Carol” Todda Haynesa to jeden z najbardziej stylowych filmów o miłości jakie wydało kino ostatnich lat. Wszystko jest tu znakomicie upilnowane, dopracowane w każdym szczególe i dopilnowane do końca. W tym filmie nie dzieje się nic przypadkowego – każdy gest ma znaczenie, każde słowo coś ze sobą niesie, każde spojrzenie wiele wyraża.

Najkrócej rzecz ujmując, „Carol” opowiada odwróconą historię z „Daleko od nieba”. O ile tam śledziliśmy wydarzenia z punktu widzenia żony, która odkrywa homoseksualizm męża, o tyle tu śledzimy wszystko z perspektywy kobiety, która wikła się w lesbijski związek, mimo wcześniejszych deklaracji heteroseksualności. Mamy lata pięćdziesiąte minionego wieku. Kobiece ciała ukrywają się pod perfekcyjnie skrojonymi garsonkami, żądze pozostają stłumione, konwenanse dyktują kogo kochać i kogo poślubić. Porywy serca? Je raczej stara się tu zagłuszyć. W tym perfekcyjnie poukładanym świecie nie ma na nie miejsca.

''Carol'': Zakazana miłość [RECENZJA]

Carol jednak się im poddaje. Wikła się w romans z młodziutką Therese, przeciętną dziewczyną, która jeszcze mało sama siebie zna. Carol za to zna świat aż za dobrze. Poddaje się temu uczuciu, ale przewiduje jego konsekwencje – wie też, że ten romans nie potrwa długo. Ceną jest bowiem zachowanie praw rodzicielskich do opieki nad synem.

Haynes tka swój film z gestów, spojrzeń i zmysłów – przeprowadza nas przez wydarzenia powoli i z rozmysłem. Zależy mu, żebyśmy zbliżyli się do dwóch bohaterek, każdej nieśmiałej i odważnej zarazem na swój własny sposób. Siła „Carol” polega bowiem głównie na pogłębionych portretach kochanek, szkicowanych subtelnie, delikatnie i bez pośpiechu. Świat poza nimi nie ma znaczenia. Jest zagrożeniem, złem, mrokiem. Knuje przeciwko nim. A dla nich – przynajmniej przez jakiś czas – liczy się tylko miłość. Dopóki społeczeństwo ich nie upomni. W końcu w jego szeregach nie żyje się tak, jak one chciałyby żyć.

Z takim materiałem i czułością, jaką autor poświęcił postaciom, nic dziwnego, że obie aktorki mają co grać – i obie są w tym wybitne. „Carol” nie jest filmem bez wad czy stereotypowych zagrań. Bohaterki Haynesa dzieli klasa, wiek, doświadczenie. Role są tu rozdane wyraźnie. Carol oprowadza młodą Therese po bezlitosnej rzeczywistości, jest powściągliwa, ma więcej do stracenia, bardziej na siebie uważa i wydaje się mniej emocjonalnie zaangażowana w związek. Therese ma w sobie dziecięcą niewinność, trochę naiwności, wiarę w możliwość zmiany świata. Mimo tych naturalnych podziałów i schematów, obie aktorki pięknie bronią wiarygodności swoich postaci – i w nich tkwi główna siła tego eleganckiego, wyrafinowanego filmu.

OCENA: 8/10

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)