Cenzura nie miała litości. "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz" trafił do kin dopiero po katastrofie samolotowej
39. rocznica niechcianej premiery
Sam Bareja twierdził, że "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz" jest jednym z nielicznych filmów przeznaczonych "dla wszystkich widzów". I choć przyznawał, że wiele zawartych w nim żartów nie jest najwyższych lotów, zapewniał, że był to celowy zamysł.
- Przewidywałem, że pewien rodzaj żartów będzie niektórych widzów nużył, wobec tego musiałem dać coś z niższych regionów, na co z kolei widz bardziej wyrobiony wzruszy ramionami, powie: ale prymityw - tłumaczył krytyk Zdzisław Pietrasik.