"Cicha ziemia": wygodnicki bezwład [Recenzja]
Obojętność największą zarazą XXI wieku? Patrząc na reakcje na wojnę w Ukrainie, kryzys klimatyczny i gospodarczy czy polityczne afery, wiele na to wskazuje. Nic dziwnego, że debiut Agi Woszczyńskiej "Cicha ziemia" zdobył światowy rozgłos za sprawą premiery na festiwalu w Toronto, a teraz walczy o Złote Lwy na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych. Choć obraz potyka się o własny ogon.
Polacy na zagranicznych wakacjach potrafią być utrapieniem dla rezydentów biur podróży czy miejscowych gospodarzy w myśl zasady "płacę, więc wymagam". Gdy Anna (Agnieszka Żulewska) i Adam (Dobromir Dymecki) rozpoczynają urlop na włoskiej wyspie, również muszą zacząć od własnych porządków. W końcu wynajęli willę z basenem, a ten nie jest zdatny do użytku. Żądają od właściciela pilnej naprawy i na nic zdają się tłumaczenia, że miasteczko zmaga się z suszą.
Życzenie turystów ma spełnić młody Arab, prawdopodobnie przebywający tam nielegalnie. Polskie małżeństwo traktuje go z wyniosłą obojętnością, sam fakt, że imigrant przebywa w otoczeniu napawa ich odrazą. Gdy dochodzi do tragicznego wypadku, ich reakcja jest kwintesencją chłodnego egoizmu.
Debiut Agi Woszczyńskiej za sprawą zdjęć Bartosza Świniarskiego ("Ondyna", "60 kilo niczego") perfekcyjnie oddaje kontrast gorącego lata i zimnych, skostniałych postaci. Efekt pogłębia oszczędne w środkach aktorstwo Żulewskiej i Dymeckiego. Ich bohaterowie dostrzegli swoje słabości, a co gorsza pojęli, że wcale nie są lepsi niż druga połówka.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Po policyjnym przesłuchaniu młode małżeństwo stara się wrócić do normalności. Jednak każda podjęta wakacyjna aktywność zdaje się odstawać od ich stanu ducha. A przynajmniej ujawnia podziały między nimi - Anna z zaangażowaniem oddaje się nurkowaniu i bieganiu, pragnie więcej, mocniej, teraz, z kolei Adam coraz bardziej się wycofuje. Wspólnie, a jednak osobno, przechodzą różne fazy: od szoku, usprawiedliwiania się, wyparcia i hardej obojętności, po poczucie winy i wyrzuty sumienia zżerające ich od środka.
Choć mogłoby się zdawać, że skupienie na kameralnym kryzysie moralnym tej dwójki jest dobrym punktem wyjścia do rozmowy o kryzysie człowieczeństwa i problemów cywilizacyjnych, szkopuł tkwi w metodzie. Bohaterowie są tak obojętni i odpychający, że widzowi trudno zaangażować się w ich historię. Płytkie motywacje Anny i Adama, którzy po prostu chcą utrzymać status quo, nie wystarczają do utrzymania w ryzach blisko dwugodzinnej narracji.
Napoczęte tematy kryzysu uchodźczego i klimatycznego pozostają w zarodku. Są tylko kolejną warstwą w dramacie małżonków, mimo że obecna sytuacja na świecie, chociażby za naszą wschodnią granicą, pokazuje, że to nie czas na delikatne preludium.
"Cicha ziemia" wychodzi od interesującego pomysłu, ocierając się się o kino moralnego niepokoju, ale finalnie nie spełnia pokładanych w nim oczekiwań. Niemniej jako debiut reżyserski udowadnia, że warto zapamiętać nazwisko Woszczyńskiej.
Marta Ossowska, dziennikarka Wirtualnej Polski