Co oglądać czekając na "Grę o Tron"?

Co oglądać czekając na "Grę o Tron"?
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

Jeden z największych fenomenów telewizji ostatnich lat, superprodukcja, której żaden dolar z budżetu nie poszedł na marne, źródło nieskończonych inspiracji do żartów, memów i fanowskich teorii spiskowych niestety zakończył póki co swoją emisję na szóstym sezonie.

Wiernym fanom "Gra o Tron" długie jesienne wieczory ogrzewa na pewno zapowiedź siódmej serii serialu, która ma zostać wyemitowana w 2017 roku. Ale o czym rozmawiać rano w pracy, co włączyć późnym wieczorem i czyje losy śledzić z wypiekami na twarzy?

Niektórym trudno będzie w to uwierzyć, ale istnieje życie po GoT a telewizja ma masę produkcji, które mogą stać się waszym nowym uzależnieniem.

Redakcja Rozrywki WP przygotowała zestawienie seriali, których być może jeszcze nie znacie, a na pewno powinniście poznać. Przy okazji oddajemy wam nowy, odświeżony serwis telewizyjny z informacjami, zapowiedziami, relacjami i spoilerami. Jesteś fanem telewizji? My też! Zapraszamy :)

Basia Żelazko, Red. nacz. Rozrywki WP

1 / 11

"Stranger Things"

Obraz
© Materiały prasowe

Jeśli nie słyszeliście o „Stranger Things”, to najprawdopodobniej ostatnie miesiące spędziliście w śpiączce lub zasypanej przez lawinę górskiej chacie. Serial braci Duffer, który bez szumnej kampanii zadebiutował w lipcu na platformie Netflix, bije właśnie rekordy oglądalności. I nic dziwnego.

Z pozoru banalna historia poszukiwań zaginionego chłopca z prowincjonalnego przedmieścia zabiera widzów w nostalgiczną podróż, do czasów, kiedy w radiu królowali The Police, a w Białym Domu zasiadał Ronald Reagan. Scenariusz „Stranger Things” misternie utkano z odwołań do najsłynniejszych dokonań kina lat 80. Twórcy z gracją parafrazują sceny znane choćby z „E.T.” czy „Ducha”, pulsująca ścieżka dźwiękowa przywodzi na myśl szczytowe dokonania Johna Carpentera, a nad całością unosi się duch twórczości Stephena Kinga.

„Stranger Things” to nie tylko inteligentny dialog z konwencją i pierwszorzędna realizacja. W rolach głównych zobaczycie młodych aktorów, którzy talentem ustępują jedynie ferajnie znanej z „Goonies”. Partnerują im znany z „Newsroom” David Harbour oraz Winona Ryder, dla której udział w serialu może okazać się wielkim powrotem na ekrany.

„Stranger Things” ma tylko osiem odcinków i uzależnia jak diabli. Ani się obejrzycie, a będzie środek nocy. Drugi sezon już w drodze! ZOBACZ

Grzegorz Kłos, redaktor WP Film

2 / 11

"Orange is The New Black"

Obraz
© Materiały prasowe

U podstaw "Orange Is the New Black" leży prawdziwa historia. Piper Kerman (w serialu Piper Chapman) - biała dziewczyna, pochodząca z dobrze sytuowanej rodziny z amerykańskiej klasy średniej - rzeczywiście spędziła 13 miesięcy w więzieniu o minimalnym rygorze. Płaciła za błędy młodości, gdy wdała się w romans z kobietą pracującą dla dilerów narkotyków i dała się wciągnąć w przemyt.

Fakt, iż serial oparty jest na dziennikach Kerman jest jednocześnie jego najmocniejszą stroną i największą słabością. Najmocniejszą, bo dzięki tej podpórce widz w zasadzie bez zastrzeżeń kupuje realia więzienia w Litchfield. Słabością, bo serialowa Piper to jedna z najbardziej irytujących bohaterek w historii telewizji - rozpieszczona, wygodnicka, skupiona tylko na sobie, a przede wszystkim niesamowicie głupia.

Na szczęście twórcy "OITNB" szybko zorientowali się, że sama Piper raczej odpycha widzów, niż ich przyciąga. I po niezbyt udanym starcie pierwszego sezonu, zepchnęli ją na dalszy plan, by zwolnić scenę dla pozostałych więźniarek. Dzięki temu "OITNB" szybko przestaje być historią bogatej dziewczyny w opałach, a staje opowieścią o amerykańskich kobietach i - szerzej - o patchworkowym amerykańskim społeczeństwie.

Kobiety odsiadujące w Litchfield swoje wyroki to przedstawicielki wszystkich możliwych grup społecznych - są tu i białe dziewczyny z dobrych domów, które próbują przetrwać wyrok; i "biała hołota" pozbawiona jakichkolwiek perspektyw; swoje "gangi" mają czarne i Dominikanki (walczące o dominację z Meksykankami); a w najnowszym sezonie pojawia się nawet wątek żydowsko-muzułmański. I mimo iż wszystkie próbują żyć w zgodzie, konflikty są nieuniknione. W końcu to więzienie.

Scenarzyści nie zatrzymali się jednak na warstwie społecznej i dodali jeszcze jedną - którą nazwałbym polityczno-gospodarczą. O ile w pierwszych sezonach więzieniem w Litchfield rządziła żona ambitnego lokalnego polityka, to ważny wątek najnowszych sezonów dotyczy prywatyzacji placówki. Dzięki temu twórcy mogą sobie pozwolić na kilka bardzo celnych i złośliwych komentarzy na temat kulejącego amerykańskiego kapitalizmu i sposobu, w jaki korporacje wpływają na nasze życia.

Dodajmy do tego fakt, iż wszystkie postaci (poza Piper) są tu naprawdę świetnie napisane, a wcielające się w nie aktorki idealnie dobrane, a otrzymamy jedną z najbardziej interesujących produkcji ostatnich lat.

Tomasz Pstrągowski, wydawca WP Książki

3 / 11

"Gomorra"

Obraz
© Materiały prasowe

Pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów „Narcos”, „Zakazanego imperium” czy „Pitbulla”, którego przypomina zarówno pod względem klimatu jak i samej realizacji. „Gomorra” jest brudna i krwawa, a przy tym potrafi dosłownie wbić w fotel. Zabiera widza tam, gdzie żaden turysta o zdrowych zmysłach nie wybrałby się sam, czyli na wycieczkę po przestępczych przedmieściach Neapolu.

Inspiracją do nakręcenia „Gomorry” była głośna książka Roberta Saviano o tym samym tytule – publikacja, za wydanie której włoska mafia wydała na autora wyrok śmierci.

Serial wyjątkowy pod wieloma względami. Oglądamy w nim życie neapolitańskich bossów i ich rodzin oraz codzienność pracujących dla nich dilerów i żołnierzy. Zaglądamy do małych zatęchłych mieszkań, odrapanych klatek schodowych, obskurnych bram i kiczowatych pałaców.

Świat „Gomorry” jest na wskroś patologiczny i przepełniony walką o wpływy. Wartości rodzinne i spaczone poczucie wiary mieszają się tutaj z olbrzymimi pieniędzmi, chciwością i nienawiścią, które napędzają mafijnych bossów. Nikomu nie uda się wskazać w nim choć jednego pozytywnego bohatera. Tutaj po prostu każdy żyje pod dyktando reguł przestępczego imperium i ma coś na sumieniu. Gorąco polecam wszystkim fanom mocnego kina.

Michał Nowak, wydawca serwisu WP Film

4 / 11

"Narcos"

Obraz
© Materiały prasowe

Trudno nie mieć moralnego oporu, żeby polecać serial, który sprawia, że zakochujemy się w mordercy i przywódcy największego kartelu narkotykowego na świecie. „Narcos” jest jednocześnie listem miłosnym i gończym za potworem. Imię jego - niektórzy boją się wymawiać je na głos - Pablo Escobar.

A jednak nie sposób odebrać sobie perwersyjnej przyjemności śledzenia losów "Króla Kokainy", który swojego był najbogatszym przestępcą w historii, który z jednej strony zabijał ludzi z zimną krwią, z drugiej rozdawał pieniądze w slumsach, gdzie był uważany za świętego.

„Narcos” ogląda się z przerażeniem i podziwem. W każdej scenie widać, że za scenariuszem stoi armia ludzi, którzy nie tylko zbadali, jak ludzie zachowywali, ale co nawet ważniejsze - zrekonstruowali przemiany obyczajowo-społeczne w Kolumbii w latach 70. i 80. Pokazali, jakim cudem Escobar nieomal został prezydentem.

Wielkim atutem „Narcos” obok scenariusza są aktorzy. Wagner Moura utył kilkanaście kilogramów specjalnie dla roli. W jego ruchach i twarzy odbija się pycha człowieka, który uważał się za boga. Na szczęście w „Narcos” nie ma pychy, jest za to dużo świetnej roboty. Choćby dlatego warto poświęcić mu kilka wieczorów.

Łukasz Knap, redaktor WP Film

5 / 11

"Orphan Black"

Obraz
© Materiały prasowe

Jeśli lubicie nudne, przewidywalne i banalne historie, które kończą się słowami „i wszyscy żyli długo i szczęśliwie”, nie sięgajcie po „Orphan Black”. To historia zupełnie inna od tych, które znaliście do tej pory. Tu nic nie jest takie, jakim się wydaje - choć cała fabuła zaczyna się dość niepozornie…

Sarah Manning, która ma na koncie kilka oszustw, przypadkowo staje się świadkiem samobójstwa. Łudząco podoba do niej kobieta rzuca się pod rozpędzony pociąg i ginie na miejscu. Większość z nas w takiej sytuacji z trudem zachowałaby zimną krew i z pewnością zostałaby wytrącona z równowagi. Ale nie Sarah. Choć na początku nie kryje przerażenia zaistniałym zdarzeniem, bez chwili zastanowienia kradnie pozostawioną na peronie torebkę potrąconej kobiety. Manning, jako niemal zawodowa złodziejka, szybko odnajduje w niej portfel i dokumenty. Zaintrygowana niesamowitym podobieństwem osoby na zdjęciu do niej samej, Sarah postanawia przejąć jej tożsamość i od tej pory żyć jak Beth Childs. Dzięki swojemu wrodzonemu sprytowi i nieco zagmatwanej przeszłości bohaterka błyskawicznie wciela się w rolę policyjnej detektyw. Zaciekawiona i coraz bardziej zaintrygowana niemalże identycznym wyglądem do Beth, decyduje się odkryć, co stoi za tą nieprawdopodobnym „przypadkiem”. Z każdą kolejną godziną przybywa pytań i wątpliwości. W końcu Manning zdaje sobie sprawę, że piętrzące się tajemnice i zagadki prowadzą do odkrycia śmiertelnego spisku. Mało tego, kobiet, które są idealnym odzwierciedleniem Sarah, jest na świecie jeszcze kilkanaście…

Warto dodać, że w rolę głównej bohaterki, jak i pozostałych bliźniaczek, wciela się jedna i ta sama aktorka – Tatiana Maslany. Myli się jednak ten, kto uważa, że każda postać jest odegrana jest w identyczny sposób. Sarah Manning – pewna siebie intrygantka, która pragnie poznać niebezpieczny sekret, Alison Hendrix – skupiona na rodzinie idealna pani domu, Cosima Niehaus – doktorantka mikrobiologii zakręcona na punkcie nauki, czy Helena – pogubiona życiowa wychowanka klasztoru na Ukrainie.

Mało? O jakości i niezwykłości tego serialu świadczy również deszcz nagród i nominacji, którymi została obsypana produkcja (m.in. Złote Globy czy Emmy). „Orphan Black” to nie tylko mistrzowska gra Tatiany Maslany i intrygująca fabuła. Co jeszcze? O tym musicie się już przekonać sami!

Anna Ryta, redaktor Show-Biz

6 / 11

"Fargo"

Obraz
© Materiały prasowe

Do tej produkcji podchodziłem z ogromną nieufnością, byłem przekonany, że ten pomysł nie może się udać. A jednak! Serial inspirowany kinowym hitem z 1996 roku okazał się prawdziwym sukcesem! Pomysłodawca projektu Noah Hawley potraktował kultowy, nagrodzony dwoma Oscarami film braci Coen (przy serialu pełnią funkcję producentów) jako uniwersum. Chociaż oglądamy zupełnie nowych bohaterów i nie mamy do czynienia z kontynuacją dzieła, twórcom udało się zachować trudną do podrobienia atmosferę oryginału.

Dwa wyemitowane do tej pory sezony „Fargo” warto obejrzeć z wielu powodów. To inteligentne i śmiałe połączenie czarnej komedii z thrillerem. Zachwycają malownicze, zaśnieżone krajobrazy, wciągające wątki, błyskotliwe dialogi oraz pełnokrwiste postaci. Ważną rolę odgrywa przypadek, który wywołuje lawinę często kuriozalnych zdarzeń z brakiem logiki, porachunkami i eskalacją przemocy w rolach głównych.

Billy Bob Thorton, Allison Tolman i Martin Freeman (w pierwszej serii) oraz Kirsten Dunst i Jesse Plemons (w drugiej) stworzyli brawurowe kreacje aktorskie, o których będziemy pamiętać jeszcze przez długi czas. Serial zdobył do tej pory trzy nagrody Emmy oraz dwa Złote Globy. Bez wątpienia twórcy zawiesili samym sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Jaka będzie trzecia odsłona hitu stacji FX, który w Polsce można oglądać m.in. na kanale Alekino+? O tym przekonamy się w 2017 roku.

Jakub Majkowski, redaktor Show-Biz

7 / 11

"The Knick"

Obraz
© Materiały prasowe

Co kilka lat w branży telewizyjnej pojawia się serial medyczny, który podbija serca widzów na całym świecie. Do miana kultowych można już zaliczyć takie produkcje jak „Doktor Queen”, „Ostry dyżur”, „Hoży doktorzy”, „Dr. House” i „Chirurdzy”. Czym od tych seriali różni się „The Knick”?

Przede wszystkim czasem akcji. „The Knick” to dramat medyczny osadzony w nowojorskim szpitalu Knickerbocker, w pierwszych latach XX wieku. Wówczas nie istniały jeszcze antybiotyki, a umieralność pacjentów była bardzo wysoka. Fabuła serialu toczy się głównie wokół zespołu lekarzy, którym przewodzi doktor John Thackery, którego gra Clive Owen. Genialny lekarz wprowadzający pionierskie rozwiązania z dziedziny chirurgii, jednocześnie zmagając się z uzależnieniem od kokainy. Serial doskonale odtwarza realia epoki, a jednocześnie trzyma w napięciu i zaskakuje. Zahacza m.in. o wątki rozwarstwienia społecznego, rasizmu i nierówności płciowej.

Niektóre z poruszanych w nim problemów, z którymi zmagają się np. kobiety są aktualne do dziś. To co absolutnie „kupiło mnie” w tej produkcji to cała galeria charakterystycznych i pełnowymiarowych postaci, granych przez świetnych aktorów. Producenci planowali zrealizować tylko dwa sezony serialu „The Knick”, jednak, ku uciesze mojej i wielu fanów, już zapowiedziano produkcję kolejnej serii.

Magdalena Puzdrowska, redaktor Show-Biz

8 / 11

"Suits"

Obraz
© Materiały prasowe

Głównymi bohaterami są inteligentni i przystojni adwokaci - Harvey i Mike. Jeden jest specjalistą od wygrywania, a drugi… oszustem z pamięcią fotograficzną. Panowie występują w doskonale skrojonych i obłędnie drogich garniturach. Nieskazitelny wizerunek uzupełnia świetnie napisany scenariusz, a także dialogi, których słucha się z podziwem, żałując, że nie może w nich uczestniczyć. W każdym odcinku bohaterowie walczą o sprawiedliwość i rozwiązują problemy prawne. W produkcji występują nawiązania do kultowych filmów i seriali, takich jak „Star Trek”, czy „Gra o tron”. Docenić należy także doskonałe role kobiece. Najbardziej w pamięć zapada piękna sekretarka Harvey’a, Dona. Wie ona wszystko o wszystkich i zawsze dostaje to, czego chce.

Podsumowując, „Suits” wyróżnia znakomita obsada (Gabriel Macht, Patrick J. Adams, Rick Hoffman, Gina Torres), błyskotliwe dialogi i inteligentny humor.

Produkcja zadebiutowała w polskiej telewizji 23 lutego 2012 roku. Obraz jest emitowany obecnie na Canal + Seriale. Uwaga! Serial wciąga od pierwszego odcinka.

Iwona Nowacka, redaktor Show-Biz

9 / 11

"American Horror Story"

Obraz
© Materiały prasowe

"American Horror Story" to produkcja nietypowa. To hołd dla klasyki gatunku i zbiór największych "straszaków" popkultury: zjaw, upiorów, dziwadeł, psychopatów i wielu innych. Trudno wymieniać wszystkie tropy i cytaty w nim występujące, niech to będzie gratką dla spostrzegawczych. Wypada napisać jedno: ten serial grozy to pozycja pociągająca i przerażająca, wręcz obowiązkowa dla wszystkich fanów horrorów.

Siłą serialu jest jego nieprzewidywalność. Pokazał to dobitnie tuż pierwszy sezon "Murder house", w którym widz w każdym odcinku odkrywał co raz to bardziej makabryczną opowieść o mieszkańcach (także tych niechcianych) tajemniczego, starego domu. Jeśli ktoś spodziewa się, że pozna w kolejnych sezonach dalsze losy tego miejsca, nawet nie wie, w jak dużym jest błędzie. Wszystkie serie łączy tylko obsada: obsada, której co sezon przypadają zupełnie inne role. Dzięki temu oglądając "AHS" można odkryć tajemnicze zakamarki szpitala psychiatrycznego ("Asylum"), los amerykańskich czarownic ("Coven"), repertuar kontrowersyjnego cyrku ("Freak Show") czy zwiedzić zakątki mrocznego "Hotelu". Niemal do premiery kolejnego sezonu nie sposób przewidzieć, gdzie się będzie rozgrywać i jaka będzie jego myśl przewodnia. A ciekawość rośnie w miarę oglądania, tym bardziej, że za pasem kolejna, szósta seria.

Fani serialu zgodzą się zapewne, że największą gwiazdą produkcji jest Jessica Lange. Choć zrezygnowała z udziału po czwartym sezonie, to właśnie ją pamięta się z całego cyklu najlepiej. Demoniczna, bezwzględna, a jednocześnie perfekcyjna we wszystkim co robi. Brawurowa rola dojrzałej aktorki. W "American Horror Story" zabłysnęli także Kathy Bates, Evan Peters i Sarah Paulson. Przyprawiająca o dreszcz fabuła i świetna obsada – czego chcieć więcej? Ten serial po prostu trzeba obejrzeć!

Urszula Korąkiewicz, redaktor Show-Biz

10 / 11

"Żywe Trupy"

Obraz
© Materiały prasowe

Na punkcie tego serialu oszalał cały świat. To już niezaprzeczalne, że zombie zawładnęły masową wyobraźnią. Każdy kolejny sezon "Żywych trupów" (org. The Walking Dead) bije rekordy popularności. W czym tkwi sukces produkcji?

Nie tylko zawdzięcza go wielomilionowemu budżetowi i historii opartej na komiksie o tym samym tytule. Twórcom udało się wykreować bohaterów z krwi i kości, których się kocha lub nienawidzi. Co ciekawe, żadna z serialowych postaci nie jest bezpieczna. Nawet najwięksi ulubieńcy żegnali się z hitem w dramatycznych okolicznościach, a los pozostałych wciąż jest niepewny.

Prezentowana na ekranie postapokaliptyczna wizja świata budzi grozę i... podziw! Na brawa zasługuje zwłaszcza ekipa odpowiedzialna za charakteryzację, której pomysłowość w wymyślaniu nowych rodzajów nieumarłych wprawia w zdumienie nawet największych wielbicieli zombie.

"Żywe trupy" ukazują prawdziwą ludzką naturę w chwilach zagrożenia, gdy staje się ze śmiercią oko w oko. Okazuje się, że w takich momentach człowiek człowiekowi wilkiem, a zombie zombie zombie.

Katarzyna Jóźwiakowska, redaktor Show-Biz

11 / 11

"Humans"

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)