Uprawia magię seksu. Dla jej partnerów nie kończy się to dobrze
Czy miłość można wyczarować? Bohaterka filmu "Czarownica miłości" twierdzi, że tak i postanowiła tę sztukę opanować do perfekcji. Tyle że jej triki nie kończą się według scenariusza: i żyli długo i szczęśliwie.
Kursy uwodzenia z roku na rok cieszą się coraz większą popularnością. Co ciekawe, jak dotąd nikt nie słyszał o kursach "jak wytrzymać z uwiedzioną osobą i się nie pozabijać?". Na szczęście kinematografia podsuwa nam wiele scenariuszy, jak rozkochać w sobie drugą osobę i przetrwać z nią mniejsze i większe kryzysy. Ale "Czarownica miłości", która trafia do polskich kin w walentynki, to zupełnie inna para kaloszy.
Film Anny Biller, która zarówno go wyprodukowała, wyreżyserowała, napisała scenariusz, jak i maczała palce przy muzyce, scenografii i kostiumach, zabiera widza do fantastycznej krainy rodem z pogranicza lat 60. i 70. Oto wyemancypowana Elaine (magnetyzująca Samantha Robinson) rozpoczyna nowy rozdział w swoim życiu: po bolesnym rozstaniu z mężem jest otwarta na nowe uczucie. Pewności siebie dodaje jej nabyta moc rzucania miłosnych zaklęć.
Bohaterka "Czarownicy miłości" tworzy wybuchową mieszankę wyobrażenia współczesnej kobiety. Z jednej strony zgłębia swoje wewnętrzne rozterki u terapeuty, z drugiej - wierzy w magię, która daje jej poczucie siły. Chce, aby mężczyzna kochał ją taką jaka jest, ale robi wszystko, aby wpasować się w kanon pięknej, oddanej, nie za głupiej, ale i nie za mądrej kobiety, która potrzebuje samca u swego boku.
Koniec końców magiczne sztuczki Elaine sprowadzają się do tego, że mężczyźni szaleńczo się w niej zakochują. Lecz nie jest im dane czerpanie przyjemności z nowego romansu. Szybko przekonują się, jak destrukcyjnym uczuciem potrafi być miłość. W ślad za kolejnymi kochankami wiedźmy rusza policja.
"Czarownica miłości" to iście pastiszowe dzieło, które bawi się stylistyką lat minionych i wizerunkiem femme fatale. Pierwiastek magii dodaje fabule fantastycznego wymiaru, choć równie dobrze tę wizualną perełkę można by czytać jako tragikomedię. Namiętność myli się tutaj z prawdziwym uczuciem, a oddanie wobec partnera to tak naprawdę gra o władzę.
Bohaterowie filmu wielokrotnie wygłaszają mowy niczym z poradników psychologicznych o równości płci, feminizmie i kobiecej seksualności. Snująca się narracja często staje w kontrze do poczynań Elaine, pokazując, jak trudną sztuką w dzisiejszych czasach jest pogodzenie wizji głębokiej relacji miłosnej ze zmieniającymi się rolami kobiet i mężczyzn w społeczeństwie.
Po seansie "Czarownicy miłości" jedno jest pewne - z miłości mogą cierpieć zarówno kobiety, jak i mężczyźni. W tym aspekcie na pewno obie płcie nie muszą się spierać o to, kto bardziej, mocniej i dłużej przeżywa emocjonalny rollercoaster.