Czego tu nie ma. Na taki film szpiegowski właśnie czekaliśmy?

"Argylle. Tajny szpieg" to naszpikowana gwiazdami superprodukcja, w której pełno szalonych zwrotów akcji. Miłośnicy lekkiego kina szpiegowskiego i zarazem kotów powinni się odnaleźć w filmie, ale fani Henry'ego Cavilla mogą już czuć niedosyt.

Dua Lipa i John Cena w filmie "Agrylle. Tajny szpieg"
Dua Lipa i John Cena w filmie "Agrylle. Tajny szpieg"
Źródło zdjęć: © fot. mat. pras.
Kamil Dachnij

"Argylle. Tajny szpieg" zaczyna się niczym nowa część "King’s Man". Henry Cavill jako komicznie wyglądający tytułowy szpieg najpierw tańczy w wirująco kiczowaty sposób ze swoim celem, także agentką (w tej roli znana piosenkarka Dua Lipa), by potem ruszyć za nią w pościg. Mały drobiazg, że przy okazji wypełniania zadania niszczy samochodem sporą część greckich domów. Nie powiem, niezły początek.

Analogia z "King’s Man" nie jest tu zresztą przypadkowa. W końcu za tą serię filmową odpowiada Matthew Vaughn, czyli twórca "Argylle. Tajny szpieg". Część z was mogła ostatnio słyszeć o tej produkcji za sprawą absurdalnej teorii fanów Taylor Swift. Mianowicie, myśleli oni, że gwiazda muzyki pop, ukrywając się pod pseudonimem Elly Conway, napisała powieść, na której Vaughn oparł swój nowy film. Dziennikarka "Washington Post" ujawniła, że prawda jest mniej spektakularna - autorką książki jest brytyjska pisarka Tammy Cohen, pełniąca rolę ghostwriterki.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz: zwiastun filmu "Argylle. Tajny szpieg"

Żeby było ciekawiej, wspomniana wyżej Elly Conway (Bryce Dallas Howard) jest … rzeczywistą protagonistką filmu. To samotna autorka bestsellerowych powieści szpiegowskich, której książki koncentrują się na tajnym agencie Argylle i jego misji rozwikłania globalnego syndykatu szpiegowskiego. Jednak wszystko wywraca się w jej życiu do góry nogami, gdy spotyka prawdziwego szpiega Aidana (Sam Rockwell). Mężczyzna wyjaśnia jej, że napisane przez nią książki są dokładniejsze niż mogła przypuszczać. To wplątuje ją w niebezpieczną intrygę.

Trzeba oddać, że ogólny zamysł fabularny filmu jest niegłupi, bo mamy do czynienia z przystępnie pomyślaną metafikcją. Z grubsza oznacza to, że bohaterowie tego filmu wiedzą, że są częścią dzieła literackiego. Co więcej, Conway determinuje dalsze wydarzenia w fabule, dopisując kolejne wątki. Bohaterka w niejednej scenie konwersuje też ze swoją literacką kreacją. W innych momentach zastępuje walczącego ze zbirami Aidana obrazem Argylle’a/Cavilla. Swoją drogą Cavill tak bardzo chce zagrać agenta 007, że nawet łapie role, które są do niego przybliżone.

To przeskakiwanie z rzeczywistości w fantazję, jakie serwuje nam film, wygląda dość efektownie, bo podkreśla również ciekawy kontrast, jaki występuje w kulturze masowej. Z jednej strony są przystojni, zimnokrwiści i szarmanccy agenci jak James Bond, a z drugiej strony niechlujni everymanowie z niepoprawnym poczuciem humoru. W drugą kategorię idealnie wpisuje się ostatnio postać Jacksona Lamba ze świetnego serialu "Kulawe konie".

Tego typu zabawa z tropami szpiegowskiego kina i literatury przez chwilę pozwala ukryć to, że fabuła "Argylle’a. Tajnego szpiega" jest mimo wszystko mocno pretekstowa. Vaughn i scenarzysta Jason Fuchs wrzucają Conway i Aidana w ciąg różnych przygód, ale po czasie wszystko sprowadza się jedynie do kolejnych zwrotów akcji. W pewnym momencie ma się wrażenie, że tych twistów jest za dużo - gdy jeszcze widz nie odetchnął po jednym, zaraz pojawia się drugi. I trzeci. I czwarty.

Film, który pod kątem gatunkowym jest typową dla Hollywood syntezą komedii i kina akcji, ma jeszcze inny problem. Niemal na każdym kroku łopatologicznie wyjaśnia nam, co akurat dzieje się na ekranie. Z tego powodu wydaje się trochę przegadany. Twórcy zapomnieli, że widz jest na tyle inteligentny, że nie będzie miał problemu z połączeniem kropek. "Argylle. Tajny szpieg" nie jest przecież opowieścią w stylu Johna Le Carrego, gdzie trzeba m.in. uważnie śledzić każdy dialog.

Obsada "Argylle. Tajny szpieg" robi wrażenie
Obsada "Argylle. Tajny szpieg" robi wrażenie© fot. mat. pas.

Bronią się za to sceny akcji. Co zrozumiałe, przypominają w swoim efekciarstwie serię "King’s Man" - w szczególności pod koniec filmu są momenty, które wyglądają jak żywcem wyjęte z tej uroczej serii. W pamięć zapadają przede wszystkim jazda na "łyżwach" po podłodze wypełnionej ropą naftową oraz taneczny układ w ostrej strzelaninie. Tu Vaughn znowu pokazał, że ma dryg do szalonej choreografii.  

"Argylle. Tajny szpieg" to też jeden z tych filmów, które przykuwają oko gwiazdorską obsadą. Cavill to jedno (nie dostał jednak zbyt wiele czasu ekranowego, co może rozczarować jego fanów), ale mamy jeszcze Johna Cenę, Bryana Cranstona czy Samuela L. Jacksona. Wszyscy oni w mniejszym lub większym stopniu robią swoje. Produkcja należy jednak do Bryce Dallas Howard i Sama Rockwella - nie dość, że widać na ekranie niezłą chemię między aktorami, to jeszcze za plus trzeba oddać fakt, że zatrudniono ludzi, którzy nie są nazwiskami z pierwszych stron gazet.

Fani dotychczasowych poczynań Vaughna raczej nie powinni być rozczarowani. "Argylle. Tajny szpieg" dostarcza rozrywkę z odpowiednim przymrużeniem oka. A jeśli jesteście miłośnikami zwierząt, to ulubieniec głównej postaci - kot Alfie - skradnie wasze serca.

Kamil Dachnij, dziennikarz Wirtualnej Polski

W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" znęcamy się nad serialem "Forst" z Borysem Szycem, omawiamy ostatni film Nicolasa Cage'a, a także pochylamy się nad "The Curse" czyli najbardziej niezręczną produkcją ostatnich lat. Możecie nas słuchać na Spotify, Apple Podcasts, YouTube oraz w AudioteceOpen FM.

Źródło artykułu:WP Film
henry cavillfilmsam rockwell
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (29)