Daniel Day‑Lewis kończy z aktorstwem. "To osobista decyzja. Ani on, ani jego przedstawiciel nie będą udzielać dalszych komentarzy"
Daniel Day-Lewis, trzykrotny laureat Oscara, ogłosił, iż odchodzi na emeryturę. Nazywany aktorem totalnym 60-latek już wcześniej robił sobie kilkuletnie przerwy od grania. Jednak tym razem wszystko wskazuje na to, że to naprawdę koniec.
21.06.2017 | aktual.: 23.06.2017 08:22
Day-Lewis, który grał prezydentów, pisarzy i przywódców gangu, poinformował, że na dobre kończy z aktorstwem.
- Daniel Day-Lewis nie będzie już pracował jako aktor - można przeczytać w oświadczeniu jego rzecznika. - *Jest niezmiernie wdzięczny wszystkim współpracownikom i publiczności. To osobista decyzja. Ani on, ani jego przedstawiciel nie będą udzielać dalszych komentarzy. *
Na otarcie łez czeka nas jeszcze jeden obraz z udziałem gwiazdora. Chodzi o "Phantom Thread". Film Paula Thomasa Andersona rozgrywa się w londyńskim świecie mody lat 50. XX wieku. Premierę wyznaczono na 25 grudnia 2017 r.
Daniel Day-Lewis i Anderson wcześniej współpracowali przy dramacie "Aż poleje się krew" (2007), który przyniósł aktorowi Oscara.
Po "Ostatnim Mohikaninie" Day-Lewis stał się ulubieńcem żeńskiej części publiczności, a Hollywood go pokochało. I choć zasypano go propozycjami, on jednak nie wykorzystał tej okazji, nie dbał o swoją pozycję i chętnie znikał z branży nawet na kilka lat.
W fabryce snów nazywają go geniuszem, aktorem totalnym, perfekcjonistą – ale też ekscentrykiem i dziwakiem. Nic dziwnego, bo specyficzne metody pracy Daniela Day-Lewisa przeszły już niemal do historii. Niektórzy filmowcy i aktorzy nie chcieli z nim mieć nic wspólnego. Od lat panuje przekonanie, że wywiera na wszystkich zbyt dużą presję, że do swojej profesji podchodzi zbyt poważnie, że nie wciela się w daną postać – tylko po prostu się nią staje.
O jego metodach aktorskich krążą legendy. Day-Lewis zawsze zaczynał przygotowania do roli na długo przed tym, nim wszedł na plan filmowy. Kiedy grał mężczyznę chorego na porażenie mózgowe w "Mojej lewej stopie”, nie schodził z wózka inwalidzkiego – ekipa musiała go nosić, karmić i ubierać.
Przed "Ostatnim Mohikaninem” nauczył się strzelać i oprawiać zwierzęta. Jadł tylko to, co sam upolował. Przygotowując się do "Czarownic z Salem”, żył przez kilka miesięcy w spartańskich warunkach i mieszkał we własnoręcznie zbudowanej chacie.
Zanim zagrał w "Bokserze”, przez trzy lata trenował na ringu. A kiedy zgodził się wystąpić w "W imię ojca”, kazał się zamknąć w celi, gdzie budzono go, wylewając na niego wiadra zimnej wody. Nic dziwnego, że zawsze był doceniany przez krytykę. W końcu trzy Oscary na koncie mówią same za siebie.