Dwa filmy tak szokujące, że nigdy nie powstały. Wśród nich ten o obozach koncentracyjnych
W 1945 roku grupa filmowców z błogosławieństwem Alfreda Hitchcocka pojechała do Niemiec kręcić film o horrorze obozów koncentracyjnych. Choć materiał uznano za arcydzieło, nigdy nie został pokazany publiczności. Dlaczego?
Są takie historie, które nigdy nie ujrzały światła dziennego. Były zbyt szokujące jak na swoje czasy, zbyt niepoprawne politycznie, by pokazać je widzom. Gdy Alfred Hitchcock próbował nakręcić film inspirowany historią dwóch seryjnych morderców, w studiu powiedzieli mu, że widzowie nie zniosą brutalnych scen morderstw. Dzisiaj podobne filmy puszczane są w kinach co tydzień.
Co zobaczyli Brytyjczycy
- Wiosną 1945 roku alianci dotarli do niemieckiego Bergen-Belsen. Droga wiodła wśród pięknie utrzymanych lasów i zasobnych gospodarstw. Żołnierze podziwiali okolicę i ich mieszkańców. Ale zaniepokoił ich dziwny zapach. Nastał świt i wiedzieliśmy, co tak cuchnie – opowiada po latach mężczyzna, który razem z żołnierzami uczestniczył w wyzwalaniu obozów zagłady. To fragment "Ciemności skryją ziemię". Film dokumentalny o filmie dokumentalnym, który latami przeleżał na półce. Ten pierwszy materiały był zbyt szokujący.
Kiedy alianci zaczęli wysyłać żołnierzy do wyzwalania obozów koncentracyjnych, Brytyjskie Ministerstwo Informacji poprosiło filmowca – Sidneya Bernsteina – by zebrał ekipę i pojechał razem z wojskiem udokumentować nazistowskie zbrodnie.
Bernstein zebrał najlepszych, w tym Alfreda Hitchcocka, który przyleciał ze Stanów Zjednoczonych do Londynu specjalnie po to, by pomóc nakreślić strukturę filmu. Powstała koncepcja dokumentu "Niemieckie Obozy Koncentracyjne: Stan Faktyczny". W ciągu następnych tygodni do Londynu spływały materiały filmowe z wyzwolonych obozów Auschwitz, Buchenwald, Dachau, Bergen-Belsen. Zdjęcia były przerażające. Nagranie z torbą pełną ludzkich włosów. Nagranie ze stosem okularów pomordowanych. Nagranie, na którym widać stosy ciał.
- Trupów nie były setki, lecz tysiące. Nie 1002, lecz 30 tysięcy. Jechaliśmy, patrząc na koszmar, który wstrząsnął nami bardziej niż wszystko, co do tej pory zobaczyliśmy na wojnie. Setki ciał ułożono w stosy, wszędzie odór śmierci, do dołów wielkości kortu tenisowego wrzucono ciała dzieci, kobiet, mężczyzn, starszych. Doły były pewnie głębokie – mówi sierżant Mike Lewis, amerykański operator.
John Krish, montażysta: - Pewnego ranka, akurat czekaliśmy na materiały robocze, przyniesiono nam fiszki z nazwiskiem operatora i nagrania. Było tego bardzo dużo, o wiele więcej niż zwykle. Film był oznaczony napisem: DACHAU. Nic nam to nie mówiło. Myśleliśmy, że to jakieś inicjały. Wszystko się wyjaśniło, gdy zaczęliśmy przeglądać materiał. Koszmar był tym potworniejszy, że oglądaliśmy negatyw. Białe było czarne, czarne – białe. Zdjęcia miały posmak obłędnej groteski. Byliśmy wstrząśnięci. Cztery godziny zdjęć bez przerwy. Nawet nie chcieliśmy przerywać. Patrzyliśmy w osłupieniu na stosy ciał, na pełne trupów pomieszczenia i ogromne paleniska, na których miały spłonąć przed przybyciem Amerykanów. Niemcy próbowali ukryć rozmiar zbrodni. Nikt nie chciał rozmawiać. Mieliśmy tylko nadzieję, że żaden z nas nie będzie musiał montować materiału.
Zebrany materiały był tak wstrząsający, że nawet politycy nie mogli tego przewidzieć. Ekipa Bernsteina pracowała nie zważając na polityczne zawirowania. Hitchcock wrócił do Stanów, a w sierpniu 1945 roku ministerstwo dyplomacji wysłało list, w którym można było przeczytać: "obecnie nasza polityka zmierza do zachęcania i pobudzania Niemców z powojennej apatii. W otoczeniu szefa gabinetu słychać głosy przeciwne filmowi o niemieckich zbrodniach".
Przerwano prace nad filmem. Materiał razem ze stosem kaset, notatkami operatorów zaplombowano i odłożono. Trzeba było o nim zapomnieć na 70 lat. Były różne próby pokazywania go na festiwalach i zamkniętych pokazach, ale ostatecznie materiały z obozów zobaczyli nieliczni. W końcu André Singer w 2014 roku pokazał swój film "Ciemności skryją ziemię". Wykorzystał archiwalny materiał przygotowany przez Bernsteina i Hitchcocka i uzupełnił go o relacje więźniów i żołnierzy, który pojawili się na zdjęciach z lat 40. I tak jak filmu Bernsteina nie chcieli pokazywać politycy, tak film Singera budził wątpliwości. Pojawiły się opinie, że jest zbyt przerażający, by pokazywać go w szkołach. Nie wszyscy się z tym jednak zgodzili. Dziś to pewnie jeden z niewielu materiałów pokazujących ogrom okrucieństwa podczas drugiej wojny światowej.
Brutalna wizja Hitchcocka o seryjnym mordercy
W przypadku historii obozów koncentracyjnych musiało minąć wiele lat, by w końcu film ujrzał – choć w innej formie – światło dzienne. Ale skoro mowa już o Hitchcocku, to z inną produkcją nie miał tyle szczęścia. Mowa o "Kalejdoskopie" – horrorze, który gdyby został nakręcony, obchodziłby w tym roku 50. rocznicę powstania. Mówi się nawet, że "Kalejdoskop" kompletnie zmieniłby to, jak tworzone są horrory i thrillery.
Hitchcock był przekonany, że prace nad filmem rozpoczną się w 1967 roku. Właśnie dostał Oscara i kilka innych prestiżowych nagród. Był w panteonie najważniejszych twórców na świecie. Trzy lata wcześniej Hitchcock zgłosił scenariusz zainspirowany prawdziwym życiem dwóch seryjnych morderców, których powieszono w 1940 roku. Tą inspiracją mieli być Neville Heath i John George Haigh.
– Lata przed "Halloween" i "Teksańską masakrą piłą mechaniczną" ten film byłby okrutnie przerażający. By zacytować choćby fragment ze scenariusza Hitchcocka: „Kamera robi zbliżenie na krocze kobiety. Widzimy strumienie krwi” – pisze Nicholas Barber z BBC. Bohater filmu miał być uzależnionym od masturbacji gejem, miały być sceny odgrywane przez grupę nagich modelek. Mieszanka przemocy, homoerotyzmu i krwi.
Hitchcock nagrał w Nowym Jorku kilka testowych scen, zebrał scenarzystów, podobno i aktorów, był nawet kosztorys – zakładał, że film będzie kosztować studio „zaledwie” milion dolarów.
- W studiu nie potrzebowali wiele czasu, by odrzucić scenariusz. Nie pozwolili mu zacząć pracy nad filmem – napisał w swojej książce "Hitchcock Lost" Dan Auiler. Zdaniem ekspertów agenci reżysera nie chcieli, by zajmował się kiczowatymi horrorami, a za taki właśnie uznano "Kalejdoskop". Zablokowali to, czego tak naprawdę od niego oczekiwali. By pokazywać historie sięgające poza czasy, w których żył.