Emily, czas kończyć przygodę z Paryżem. To staje się nudne [RECENZJA]
Absolutny hit Netfliksa "Emily w Paryżu" doczekał się już czterech sezonów. Ostatnia odsłona serialu została podzielona na dwie części. 12 września premierę ma druga część czwartego sezonu. Główna bohaterka wciąż miota się wokół tych samych mężczyzn i problemów, jakby była postacią z brazylijskiej telenoweli.
Emily (w tej roli Lily Collins) pierwszy raz w Paryżu pojawiła się w 2020 roku i z miejsca podbiła serca widzów Netfliksa. Serial o przygodach Amerykanki we Francji był kolorowy, zabawny, miły i przyjemny. Niewymagający, ale jednocześnie wciągający. Główna bohaterka zachwycała wymyślnymi stylizacjami, bawiła nieznajomością europejskiej kultury i rozpalała wyobraźnię fanów o romansach w najbardziej znanym mieście miłości. To wszystko sprawdzało się przez trzy pierwsze sezony, potem było już tylko gorzej. W sierpniu na platformie zadebiutowała pierwsza część czwartej odsłony produkcji, którą było ciężko strawić. Pozostawała nadzieja, że akcja przyspieszy w drugiej części, którą zapowiedziano na wrzesień. Okazały się to płonne nadzieje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Na te seriale czekamy!
Trochę Paryża, trochę Rzymu
Trzeci sezon zostawił widzów z serią pytań bez odpowiedzi. Kulminacyjnym momentem było przyjęcie zaręczynowe Camile i Gabriela, które zmieniło się w ślub, do którego ostatecznie nie doszło. W tle mowa była o związku panny młodej z kobietą. Emily rozstała się z Alfiem, myśląc, że w końcu będzie mogła być z Gabrielem. Ten dowiedział się jednak, że jego niedoszła żona spodziewa się jego dziecka. Ostatni odcinek zostawił widzów z wypiekami na twarzy. Początek czwartej odsłony hitu Netfliksa zamiast dać odpowiedzi, zwolnił, a bohaterowie zaczęli kręcić się w kółko.
Pierwsza część to przede wszystkim przypomnienie tego, co stało się w poprzednim sezonie. Bohaterowie, a wraz z nimi widzowie, mieli prawo czuć się zagubieni. Można było odnieść wrażenie, że jeden dialog i sytuacja rozciąga się na kilka odcinków niczym w telenowelach brazylijskich z lat 90-tych. Niestety w drugiej części czwartego sezonu nie dzieje się wiele więcej.
Nie pomogła zmiana otoczenia w jednym z odcinków, gdy Emily prosto z Paryża ląduje w Rzymie. Nie pomogło również wprowadzenie nowego bohatera, który przez chwilę wydawał się tym trzecim (a może czwartym), który wyzwoli główną bohaterkę z odwiecznego dylematu: wybrać Gabriela czy Alfiego? Jedynym jasnym punktem czwartego sezonu wydaje się wybicie wątku dojrzałej szefowej Emily, Sylvie. Poznajemy nie tylko jej zawodowe, ale w końcu również barwne życie prywatne.
A co poza tym? Te same problemy tytułowej postaci w pracy, dokładnie te same poza nią. Rozstania i powroty z tymi samymi mężczyznami i dyskusje o nich z tą samą przyjaciółką. Mimo iż serial od początku i z założenia miał być czystą rozrywką, która nie wymaga za wiele od widza, to nawet taki koncept musi trzymać pewien poziom. W czwartym sezonie "Emily w Paryżu" zdecydowanie tego zabrakło. Wieje nudą. Chciałoby się powiedzieć do głównej bohaterki, by pakowała walizkę i kończyła przedłużającą się w nieskończoność przygodę z Paryżem. Możemy zdradzić, że poniekąd tak się stanie, ale nie w sposób, którego byśmy oczekiwali. Finałowy odcinek otworzył bowiem kolejną furtkę, której twórcy zdaje się nie zamierzają zamykać.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" opowiadamy o krwawej jatce w "Obcy: Romulus", przeżywamy szok po serialu "Szympans, moja miłość" i wydajemy wyrok na nowym sezonie "Pierścieni Władzy". Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: