Ewa Puszczyńska: "Zimna wojna" będzie innym filmem niż "Ida". Wywiad z najbardziej wziętą polską producentką
Ewa Puszczyńska jest jedną z najbardziej uznanych za granicą polskich producentek filmowych. W rozmowie z Wirtualną Polską opowiada o największych wyzwaniach podczas produkcji nowego filmu Pawła Pawlikowskiego "Zimna wojna" i tłumaczy, dlaczego polscy twórcy są skazani na koprodukcje.
Łukasz Knap: Dyskusja w Polsce wokół “Idy” była zawężona do tematu stosunków polsko-żydowskich i oskarżeń o antypolskość. O filmie najwięcej mówili ci, którzy go nie widzieli. Spodziewa się pani podobnych reakcji po premierze “Zimnej wojny”?
Ewa Puszczyńska: Myślę, że w przypadku “Zimnej wojny” będzie inaczej, ponieważ to będzie zupełnie inny film i inna historia mówiąca o czym innym. I jeżeli pojawią się jakieś spory wokół tego filmu, to mam nadzieję, że ich osią nie będzie antypolskość.
Co było największym wyzwaniem produkcyjnym w pracy nad “Zimną wojną”?
Pracowałam z Pawłem [Pawlikowskim - przyp. Ł.K] już przy “Idzie”, więc wiedziałam , czego mogę się spodziewać. On pracuje w dość specyficzny sposób. Już wcześniej mówiłam, że pisze scenariusz kamerą, więc cały czas trzeba być przygotowanym na zmiany, na adaptację, na to, żeby się dostosowywać do nowych pomysłów. To czasami komplikuje pracę, ale te zmiany zawsze służą filmowi. Nie było jakichś szczególnych wyzwań, ale produkcja była większa, bo to jest film większy niż "Ida". Są w nim sceny zbiorowe, wielu statystów, sporo scen, przy których używaliśmy green screenów, trzeba więc było ściśle współpracować z osobami, które będą zajmowały się efektami w postprodukcji. Ale dzięki temu, że pracowaliśmy już ze sobą, mówię także o ekipie , która w 90 proc. była ta sama, więcej rzeczy można było przewidzieć
Borys Szyc powiedział o Pawle Pawlikowskim, że to “człowiek trzymający wokół siebie parasol chroniący go przed ludźmi, którzy chcą zmienić jego sposób postrzegania”. Potwierdza pani tę obserwację?
Nie do końca zgodzę się z tym, co powiedział Borys. Paweł po prostu bardzo dobrze wie, czego chce. Wie, dokąd chce dojść, szuka najlepszej drogi do celu. Myślę, że jego spojrzenie na świat jest spojrzeniem dokumentalisty. Dostrzega w otaczającym świecie, także w świecie swojego filmu, rzeczy, których inni nie dostrzegają. Warto się temu poddać i pójść za nim. Nie starać się nakłonić go do tego, by przyjął inny punkt widzenia.
Film jest jednak dziełem zbiorowym. Czy mało otwarty na dialog reżyser nie sprawia, że inni członkowie ekipy stają się sfrustrowani, nie mogąc przekonać reżysera do swoich pomysłów?
A kto powiedział, że Paweł nie jest otwarty na dialog? Ale to, że się rozmawia nie oznacza, że od razu przyjmuje się inny punkt widzenia. Jako producent muszę pilnować interesów zarówno reżysera, jak i pozostałych członków ekipy. Ale powinniśmy sobie zdać sprawę, że wszyscy pomagamy reżyserowi w realizacji jego wizji, tego, co chce pokazać, o czym chce opowiedzieć. Nawet jeśli inni członkowie ekipy, operator, scenograf , kostiumograf, i oczywiście aktorzy, pracują twórczo, to współtworzą wizję reżysera.
Czy zakup praw do filmu przez Amazon Studios był dla pani zaskoczeniem? Jak wyglądał proces dotarcia do giganta, jakim jest Amazon? I przekonanie go, że warto zainwestować w “Zimną wojnę”?
Myślę, że za dużo szumu zrobiło się wokół informacji, że "Zimną wojnę" kupił Amazon. Film ma agenta sprzedaży i wynikiem jego pracy jest także kontrakt z Amazon. Na pewno pomógł sam Paweł. Od momentu otrzymania Oscara, nie ma bardziej “gorącego” i bardziej znanego polskiego nazwiska niż Pawlikowski. Czy to jest dla nas zaskoczenie? Nie, bo to naturalny proces, że po tak wielkim sukcesie, jaki odniósł Paweł, chcą z nim współpracować najwięksi potentaci. Zależy nam na sytuacji, żeby polskie kino na arenie międzynarodowej nie było utożsamiane jedynie z Kieślowskim i Wajdą, ale także innymi twórcami. Mam nadzieję, że Paweł swoimi filmami będzie skutecznie tę drogę torował, także dla innych twórców.
Koprodukcje międzynarodowe są wciąż u nas rzadkością, w przeciwieństwie do np. kina rumuńskiego. Czy według pani polscy twórcy są rozpieszczeni przez PISF i w związku z tym nie szukają sposobów na sfinansowanie filmów za granicą?
To nie jest prawda, bo robimy coraz więcej koprodukcji. Rumuni wcześniej zaczęli, są bardziej ekspansywni, wypracowali sobie silne związki filmowe z Francją i Niemcami, ale w tej chwili wiele polskich filmów powstaje we współpracy z firmami zagranicznymi. Jesteśmy praktycznie skazani na koprodukcje, bo nigdy nie jest tak, że sfinansujemy film tylko z pieniędzy PISF, choćby dlatego, że regulamin pozwala sfinansować do 50 proc. budżetu i dofinansowanie nie może wynosić więcej niż 4 mln zł. Reżyserzy, którzy zdobyli znaczące nagrody filmowe, mogą dostać więcej, ale generalnie mało który może liczyć na skompletowanie połowy budżetu z państwowych pieniędzy. Dlatego aby zamknąć budżet, trzeba zdobyć pieniądze na rynku krajowym lub międzynarodowym.
Jak międzynarodowa koprodukcja zmienia pracę nad filmem?
Zawsze utrudnia i zawsze zwiększa budżet. Proszę pamiętać, że w takim przypadku jak “Zimna Wojna” mamy do czynienia z różnymi walutami, bo pracujemy ze złotówką, funtem i euro. Za każdym razem trzeba decydować, w jakim systemie prawnym podpisuje się umowę. System europejski różni się od anglosaskiego – i to jest dodatkowa trudność. Do tego trzeba wziąć pod uwagę inną kulturę pracy, różne przepisy w funduszach zagranicznych. To wszystko zwiększa liczbę produkowanych papierów, wniosków, budżetów, rozliczeń… trzeba bardzo uważać.
Jak w umiędzynarodowieniu polskich produkcji mogą pomóc warsztaty School of Film Agents (SOFA)?
Członkami SOFA są ludzie propagujący bardzo szeroko pojętą kulturę filmową i wszelkie działania, instytucje, organizacje okołofilmowe. Cieszę się, że tegoroczne warsztaty odbywają się po raz kolejny w Polsce, tym razem w Warszawie, bo jego uczestnicy będą spotykać się z ludźmi z polskiej branży filmowej, z producentami, ale także szefami funduszy. Będą mieli okazję poznać nasze filmy i wyrobić sobie zdanie o naszym przemyśle - i to zdanie pójdzie w świat. Mamy nadzieję, że to zdanie będzie jak najbardziej pochlebne. Na tego typu spotkaniach korzystają zawsze obie strony. Moją rolą jako tutora jest przyglądanie się budżetom i planom finansowania projektów, zwracanie uwagę na rzeczy, bez których projekt nie powstanie, bo do realizacji każdego projektu potrzebne są pieniądze.
Nie wystarczą dobre tabelki w Excelu?
Bez tabelek się nie obejdzie, ale zawsze powtarzam, że budżet filmu to nie tylko cyferki, ale także zapisana lista potrzeb. I na dodatek trzeba wiedzieć jak zrobić plan finansowania budżetu, skąd pozyskać pieniądze. Trzeba też pamiętać o planie przepływu gotówki. Trudną rolą przy realizacji każdego projektu jest zapewnienie płynności finansowej. Często trzeba zderzyć się z sytuacją, że pieniądze są na papierze, ale nie wpływają wtedy, gdy są potrzebne.
Jakich efektów możemy spodziewać się po tegorocznych warsztatach?
Nic nie powstaje z dnia na dzień, ale część projektów, którymi zajmowaliśmy się w poprzednich latach została wdrożona lub jest w trakcie realizacji. Jednym z nich jest zeszłoroczny projekt Magdaleny Puzmujźniak, która chciała stworzyć festiwal kina kobiecego. Był to naprawdę duży projekt. Międzynarodowy festiwal z rozmachem. Z różnych powodów został wstrzymany. Ale Magda się nie poddała. Zmieniła skalę, przemyślała pewne rzeczy i będzie go nadal realizować, ale w nieco mniejszej formie, ale z drugiej strony mając świadomość, że ta mniejsza forma będzie się rozwijać w większą. I pewnego dnia, może za dwa lata, może za trzy, może za pięć będzie miała dużą filmową imprezę. Takich przykładów jest więcej.
Spotyka pani wiele osób z zagranicznej branży filmowej. Co mówią o polskim kinie?
Teraz zmieniła się u nas sytuacja polityczna i zrobiło się niespokojnie, a myślę, że wiele naszych sukcesów zawdzięczaliśmy poczuciu stabilności, także w kulturze. Polskie filmy od jakiegoś czasu zdobywają wiele prestiżowych nagród, nasza kinematografia jest coraz bardziej rozpoznawalna i chwalona. Mam nadzieję, że to się nie zmieni, że mimo pewnych lęków, które nas dopadają, będziemy znani z najlepszych rzeczy, i że to one będą się przebijać w świecie.
Rozmawiał Łukasz Knap
Ewa Puszczyńska Członkini zarządu Europejskiej Akademii Filmowej i producentka o międzynarodowej sławie. Do filmu, jak mówi, weszła z ulicy. Na swoim koncie ma współpracę z wieloma cenionymi reżyserami, w tym z Pawłem Pawlikowskim. Przypieczętowaniem ich znakomitej kolaboracji jest, uhonorowany Oscarem i wieloma innymi prestiżowymi nagrodami, film „Ida”. Z SOFĄ jest niemal od początku.