Borys Szyc: córka nauczyła mnie być mężczyzną [WYWIAD]
- Pamiętam lęk moich dziadków przed językiem niemieckim. Teraz coś podobnego mamy z językiem arabskim. Spirala strachu zaczęła się kręcić i nas też dotyka. Powinniśmy ufać rządzącym, którzy powinni umieć zadbać o nasze bezpieczeństwo. Ale gdy widzimy, że generalnie jest chaos, to boimy się, że wszystko może się wydarzyć. A boimy się chaosu. Mój bohater mówi: “Musicie się do tego przyzwyczaić”. Głupi nie jest – tłumaczy Borys Szyc. Aktora możemy oglądać od piątku w filmie „PolandJa” Cypriana Olenckiego. "Za jego filmem idzie mądrość i lekkie wariactwo. To dobry debiut".
Łukasz Knap: Chciałeś być żołnierzem, gdy byłeś dzieckiem?
Borys Szyc: Lubiłem opowieści żołnierskie, gry związane z wojną, zabawy z żołnierzykami i broń, którą nadal lubię. Całkiem dobrze strzelam. Ale chyba nigdy nie marzyłem o tym, aby być żołnierzem, mam za to ogromny szacunek dla wojska polskiego, dlatego tak niemożebnie wkurza mnie pan Misiewicz.
Za to, że kazał się tytułować ministrem?
Za wszystko, za całe swoje jestestwo, które z wojskiem nic nie ma wspólnego i podejrzewam, że zawodowym żołnierzom musi być potwornie trudno stać obok kogoś takiego.
Jakbym słyszał żołnierza z “PolandJi”. Ale wydajesz się bardziej opanowany od niego. On jest prawie na granicy szaleństwa.
On ją chyba przekroczył. Żołnierz nie powinien sobie pozwolić na takie “wybuchowe” zachowanie w cywilu. Ale zastajemy go w wyjątkowo trudnej sytuacji, doprowadzonego do ekstremum w życiu prywatnym i podczas pracy na misji. Sprawia wrażenie niebezpiecznego.
Czułeś się kiedyś tak jak on? Na granicy załamania?
Na szczęście nie zdarzyło mi się w życiu nic strasznie złego. Ale mogłem być w podobnym stanie, bo gdy się żyje na świeczniku, w otoczeniu paparrazi, można poczuć się osaczonym i zaszczutym. A tak właśnie czuje się mój żołnierz, którego była małżonka nie dopuszcza do dziecka. Dramat ludzki, jakich znamy mnóstwo. Dlatego ten film jest taki wielowątkowy, aby pokazać jak różny, a zarazem podobny jest świat naszych dramatów.
Tytułowa PolandJa to kraj wrzenia i niezadowolenia. Nie tylko twój bohater jest doprowadzony do stanu wrzenia. Wszyscy bohaterowie kipią. Też tak masz?
Rzadko jestem niezadowolony, natomiast zdarza mi się być nakręconym. Nie mam w sobie dużo złości, jestem optymistą otwartym na to, co się dzieje wokół mnie. Jeżeli coś mnie irytuje, to narzekanie, bo to zwykłe marnotrawstwo energii. Sam mam jej dużo i czasem pozwalam sobie na takie wkur...nie się, ale wtedy szybko staram się przekierować złą energię na działanie.
Podasz przykład?
Ostatnio całe życie przekierowałem na konstruktywne działanie. Starłem się z chorobą, porzuciłem dawne nawyki i zmieniłem całe swoje życie. O tym jest także “PolandJa”, że złe emocje możemy przekuć w coś dobrego. Bar z kebabem jest w filmie miejscem zbornym osób, które zapędziły się w kozi róg. Przy czym mój żołnierz, któremu tak bardzo się nie układa, sam zauważa że nie doceniamy tego, że mamy “wifi, srifi, kawiarenki, a są miejsca na świecie, gdzie nie ma nic, hula wiatr i świszczą kule”. To oczywiście nawiązanie do tego, co się teraz dzieje w Syrii i tego, co dzieje się u nas, że zamykamy się na świat z powodu strachu. Strach dziś jest walutą, którą zaczęli posługiwać się politycy.
Polska jest biała, katolicka, monokulturowa, a teraz także jednopartyjna. Mimo to panicznie boimy się uchodźców i zagrożenia, którego nie ma. Może strach mamy zakodowany w genach?
Oczywiście, że tak. Paradoksalnie jeszcze bardziej nakręcamy się w tym strachu. Pamiętam lęk moich dziadków przed językiem niemieckim. Teraz coś podobnego mamy z językiem arabskim. Spirala strachu zaczęła się kręcić i nas też dotyka. Powinniśmy ufać rządzącym, którzy powinni umieć zadbać o nasze bezpieczeństwo, ale gdy widzimy, że generalnie jest chaos, to boimy się, że wszystko może się wydarzyć. A boimy się chaosu. Mój bohater mówi: “Musicie się do tego przyzwyczaić”. Głupi nie jest.
Może dlatego, żyjąc w strachu, musimy przyznać za innym bohaterem “PolandJa”, że nasza wolność śmierdzi?
Oprócz tego, że śmierdzi, na pewno jest też poświęceniem. Wszystko ma swoją cenę. Tyle nas kosztowało, żeby odzyskać wolność po komunistach, a teraz z różnych powodów sami niszczymy ikony wolności, nie mając żadnych autorytetów. Każdego można opluć.
A ty masz jakieś autorytety?
Wychowywałem się bez ojca i zawsze szukałem autorytetu. W aktorstwie moimi idolami są Tadeusz Łomnicki i Janusz Gajos. Moim wciąż niespełnionym marzeniem jest zagranie z Januszem Gajosem w jednym filmie. Ale nie miałem nigdy życiowego autorytetu, chociaż poszukiwałem go całe życie. Być może brak autorytetu jest znamieniem naszego pokolenia i być może z tego bierze się nasze zagubienie. Dziś można pojechać po wszystkich, więc pojawia się kolejna choroba współczesności, czyli brak zaufania. Sam nie ufam żadnej stronie politycznej w naszym kraju. Nie wiem, komu miałbym oddać swój głos z pełną wiarą, że ktoś go nie zmarnuje. Nikt mnie tak za sobą nie pociągnął, tak jak kiedyś pociągnął wszystkich za sobą Wałęsa. Ktoś, kto niszczy nam taki autorytet, niszczy też nasze dzieciństwo, podwaliny, na których wyrośliśmy. Gdy byłem dzieciakiem miałem pudełeczko, w którym trzymałem znaczek Solidarności. Wojsko też zawsze było dla mnie ważne. Krew się we mnie burzy, gdy widzę takiego „aptekarza” – nie ujmując niczego farmaceutom - który w wojsku mógłby robić co najwyżej na kuchni i swoim zachowaniem opluwa polski mundur. Niszczy się, to co wzbudzało mój szacunek. Ludzie czują się jak dzieci, którym kiedyś stawiano granice i zasady, a teraz mówi się, że to wszystko było kłamstwo. Nie mają za kim iść, to się zajmują sobą.
Czego uczysz swoją córkę?
Zawsze starałem się jej wpoić, aby czytała i to mi się udało. Jest zawsze z książką, czyli pobudza obszary mózgu, które odpowiadają za wyobraźnię. Zaczyna coś sobie wyobrażać, marzyć, a ja chciałbym, aby była marzycielką. Marzycielom czasem jest trudniej i czasem cierpią, bo światem rządzi pieniądz, ale koniec końców to marzyciele zmieniają świat, jeżeli mają w sobie dość dużo siły. Chciałbym, żeby umiała marzyć i nigdy się nie poddawała. Ona chce śpiewać i pięknie śpiewa. Daję jej warunki, żeby się rozwijała. Wchodzi w to kroczek po kroczku. I marzy.
A czego ty się uczysz od niej?
Bycie tatą nauczyło mnie bycia mężczyzną. Bo bycie mężczyzną oznacza odpowiedzialność, której nigdy nie miałem, od czego zawsze uciekałem. I nagle w moim życiu pojawił się człowiek, który bezgranicznie mnie kocha mimo moich błędów. Ten człowiek patrzy na mnie z zachwytem, ciekawością, czasem złością, ale jest i kocha. Żeby móc odwzajemnić miłość tego małego człowieka, musiałem przestać być chłopcem i zacząć być mężczyzną. Córka nauczyła mnie męskości.
Wcześniej byłeś chłopcem?
Trochę tak. Zrozumiałem, że wolność z niewolą się wiąże (śmiech). Uprawiam niby wolny zawód, ale zależę od innych, bo ten zawód uprawia się dla innych. Oczywiście uprawia się go również dla siebie. Jeżeli to jest twoja pasja, to daje ci przyjemność. Ale do tego dochodzi presja bycia cały czas obserwowanym. Wtedy trzeba sobie wyobrazić, że się gra w grę. Wiele nieszczęść bierze się z tego, że ludzie nie znają zasad gry, w którą grają. Nie rzucają kostką, tylko trójkątem, idą siedem pól do przodu.
Grę można też skończyć. Tak jak zrobił to Marek Kondrat. Nie masz czasem ochoty na taką ucieczkę z aktorstwa?
On wybrał swoją wolność, która pewnie też jest od czegoś zależna. Ale miał wolność wyboru. To już jest niezła wolność. Ja nie muszę niczego wybierać, bo lubię to, co robię. Łapię teraz drugi oddech, może pierwszy od dawna trzeźwy oddech i czuję, że to wszystko ma sens. Zrobiliśmy “Sztukę kochania”, “Pokot” jest na Berlinale, kręcę film z Pawłem Pawlikowskim. Dostałem też inną fajną propozycję, o której nie mogę mówić, ale jeśli to wypali, maj i czerwiec spędzę głównie za granicą. Jestem na dobrej drodze. Zmiany w życiu są dobre, często się ich boimy, wolimy trwać w czymś, nawet jeśli to nas niszczy lub uwiera.
Możesz teraz więcej?
Tak, mam przede wszystkim świadomość tego, co robię. Na nowo sobie wszystko przeżywam. Aktorskie zachwyty, które przeżywałem jako chłopiec, stłumione przeze mnie pod wpływem dużej ilości alkoholu, teraz odczuwam na nowo.
Kiedyś kojarzyłeś mi się głównie z Silnym z “Wojny polsko-ruskiej”, z takim naspidowanym króliczkiem Duracella. Teraz patrzę na ciebie i widzę, że się zmieniłeś.
Jestem dojrzalszy, co nie znaczy, że w pracy nie daję się ponieść emocjom. Umiem zwariować przed kamerą, po prostu nie przenoszę tego do życia. Teraz kręcę film z Pawłem Pawlikowskim. Niesamowity facet. Udało mu się zachować wrażliwość i niewinność młodego chłopaka. Zwraca uwagę na szczegóły, nie lubi naddatków i słusznie uważa, że w prostocie grania każdy szczegół coś znaczy. Niezwykle cieszę się z tego spotkania. Lubię w nim jego wewnętrzną siłę połączoną z opanowaniem. To człowiek trzymający wokół siebie parasol chroniący go przed ludźmi, którzy chcą zmienić jego sposób postrzegania. Ludzie zawsze chcą dopasować ciebie do siebie.
Też sprawiłeś sobie taki parasol?
Kiedyś jednym z takich moich parasoli było picie, które było też sposobem ucieczki, żebym nie musiał się na trzeźwo konfrontować z innymi. Jednak w tym uciekaniu stałem się karykaturą samego siebie. Tak mi się zrobiło, że zjadałem swój ogon, musiałem coś zmienić.
Teraz jesteś na etapie...
… otwartej księgi. Chwytam to, co świat łaskawie mi daje. Chłonę świat, ale ze zdrowym poczuciem dystansu. Odzyskuję świadomość siebie, życia i tego, co robię zawodowo. Moim zadaniem jest poruszać emocjonalnie i chciałbym robić to najlepiej. Dlatego trochę się przestraszyłem, gdy pojawił się pierwszy plakat “PolandJa” i ludzie zaczęli wypominać mi, że zagrałem w kolejnym “Kac Wawa”, do czego nie chcę wracać. Na szczęście “PolandJa” nie ma nic wspólnego z tamtymi popłuczynami. Za filmem Cypriana Olenckiego idzie mądrość i lekkie wariactwo takie jak wąż, który przewija się przez cały scenariusz. Co ten wąż znaczy, niech każdy sam sobie odpowie. Olencki przemycił fajne poczucie humoru i wrażliwość. Dobry debiut.
Ma solidną literacką bazę w prozie Dawida Kornagi. Nie masz wrażenia, że polscy filmowcy zbyt rzadko sięgają po literaturę?
Zgadzam się. Sam z moją agentką mam zakusy producenckie i kupiliśmy między innymi prawa do serii książek Remigiusza Mroza o detektywie Forście. Ta powieść z wielu powodów wydała mi się atrakcyjna. Jej akcja rozgrywa się w górach, a ja kocham góry. Fajnie byłoby pokazać inne Zakopane, te z których czerpał na przykład Witkacy.
Jesteś wykapanym Witkacym.
Chciałbym go kiedyś zagrać. Była kiedyś taka propozycja, ale nie wyszło. Chciałbym też kiedyś zagrać u Paula Austera. Uwielbiam go. Natomiast megafilmowym polskim pisarzem jest Szczepan Twardoch. Polscy filmowcy krążą wokół jego książek, wiem, że prawa do ekranizacji “Króla” już zostały sprzedane. Trzymam za niego kciuki. Chciałbym się znaleźć blisko tego projektu. Nawet boksuję od roku.
Słyszycie producenci? Szyc szuka pracy.
(śmiech) Czytam teraz biografię Cybulskiego “Podwójne salto”. Niesamowita opowieść.
Kto miałby go zagrać Zbigniewa Cybulskiego? To prawie niemożliwe. Być może film o nim musiałby być bez niego. Książka jest poruszająca. Jego historia pokazuje, jak inne jest nasze pokolenia. Mało kto wie, w jakiej potwornej biedzie żył. Miał szkorbut. Słynne okulary nosił nie dla lansu, tylko z powodu ślepoty. Człowiek dąży do harmonii, ale sztuka syci się cierpieniem, traumą, niepewnością, obawami.
.
Aktor nie zagra dobrze czegoś, czego sam nie przeżył. Może dlatego dawny Szyc prowokował różne sytuacje, żeby wywołać w sobie emocje?
Tak sobie tłumaczę. Specjalnie rzucałem się w pewne sytuacje, żeby mieć więcej przeżyć i doznań, ale już jest ok. Napełniłem się.