Ewa Szykulska to ikona polskiego kina. Kobiety na nią pluły, mężczyźni do niej wzdychali
Przez lata kojarzono ją jako "Piękną wiolonczelistkę" z klipu Skaldów, choć o takim dorobku filmowym i teatralnym jak jej, większość aktorów mogła tylko pomarzyć. Ewa Szykulska to ikona, którą kochali mężczyźni i nienawidziły kobiety. Artystka wielokrotnie opowiadała o przykrych incydentach z przeszłości.
W 1971 r., już jako absolwentka Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie, była jedną z najbardziej rozchwytywanych aktorek w Polsce. Grywała w tak popularnych serialach jak "Pan samochodzik" czy "Janosik", a na swoim koncie ma ponad setkę ról filmowych. Ewa Szykulska występowała nie tylko w kraju, ale również z dużym powodzeniem za granicą.
Popularność, uznanie krytyków, uroda, miano seksbomby i opinia uwodzicielki przysporzyły jej tyle samo fanów, co wrogów. Dziś 73-letnia aktorka o jazzowym głosie wspomina, jakie przykrości spotykały ją, gdy była u szczytu kariery.
Kompleks, który był jaj atutem
Ewa Szykulska urodziła się 11 września 1949 r. w Warszawie. Ponoć już od najmłodszych lat marzyła o aktorstwie i konsekwentnie realizowała swój cel zawodowy. Studiowała na PWST w Warszawie i równocześnie próbowała swoich sił przed kamerami. Początkowo znana była głównie z wideoklipów Skaldów: "Wszystko mi mówi, że mnie ktoś pokochał" (1968) i "Prześliczna wiolonczelistka" (1969).
Na brak propozycji nie mogła narzekać. Wkrótce regularnie występowała w telewizji, filmie i na teatralnych deskach. Szykulska zagrała m.in. w "Grze" Jerzego Kawalerowicza oraz trzech filmach Janusza Kondratiuka: "Jak zdobyć pieniądze, kobietę i sławę", "Hydrozagadce" i "Dziewczynach do wzięcia".
Od "brzydkiego kaczątka" do seksbomby
Zachrypnięty, charakterystyczny głos, który z czasem stał się znakiem rozpoznawczym Szykulskiej, początkowo przysparzał jej wiele zmartwień. - Dziewczyny miały wysokie, słodkie głosy, a ja brzmiałam jak chłopak. Nie chciałam się odzywać – wyznawała artystka w jednym z wywiadów, którego udzieliła "Faktowi".
Nic dziwnego, że nastolatka szybko nabawiła się ogromnych kompleksów na punkcie swojego głosu, czuła się nieatrakcyjna i mało kobieca. Była przekonana, że ten męski głos z pewnością pogrzebie jej szanse na dostanie się do szkoły teatralnej. I faktycznie, nie miała łatwo.
- Kiedyś Lidia Zamkow powiedziała: "No popatrzcie na Szykulską, warunki toto może i ma, może jest nawet zdolne, ale z tym głosem Julii w życiu nie zagra". I nie zagrałam – wyznała. - Lubię swój głos, ponieważ nie mam innego wyjścia - podsumowała aktorka.
''Bez tapety nie wychodziłam z domu''
Przez pewien czas Ewa Szykulska była przekonana o swojej nieatrakcyjności. Jednak kolejni zalecający się do niej mężczyźni szybko wyprowadzili ją z tego błędnego przeświadczenia. Zdała sobie sprawę również z tego, że charakterystyczna chrypka może stanowić jej atut.
Kolejne role, sława i uznanie. Wraz z nimi do aktorki przylgnęła opinia seksbomby. I choć męskie zainteresowanie z pewnością ją cieszyło, przysporzyło kłopotów. - Parę kobiet opluło mnie. Za swoich mężów. "Jak ku..a się pani zachowuje" - mówiły. - "Męża mi pani deprawuje". A że na ekranie, to już dla nich nie miało znaczenia – powiedziała Szykulska w rozmowie z "Wysokimi Obcasami Extra".
Samoakceptacja, inteligencja i luz
Gdy pogrzebała jedne kompleksy, wynajdywała kolejne. Chyba nie do końca akceptowała, że może być ikoną kina i uosobieniem kobiecości. Po latach Ewa Szykulska nabrała ogromnego dystansu do swojej urody. Śmiała się, wspominając, jak niegdyś obsesyjnie obawiała się każdej kolejnej zmarszczki.
- Bywało, że godzinami stałam przed lustrem i biadoliłam, że wszystko ze mną nie tak. No i bez tapety na twarzy nie wychodziłam z domu. Na szczęście ten okres mam już za sobą. Może i przybyło parę zmarszczek, ale na szczęście Bóg dał i gorszy wzrok – zdradzała "Rewii".
"Tyle kobiet mnie nienawidziło"
W jednym z najświeższych wywiadów Ewa Szykulska z charakterystycznym dla siebie dowcipem, opowiedziała, co myśli o opinii innych osób. Aktorka ma swoje sposoby na hejt.
- Prawda jest taka, że różnie bywa z tym optymizmem, bo ja nie jestem idiotką, no może nie całkowitą, nieraz przechodzę testy na inteligencję dla małpy. Ukrywam pewne rzeczy, bo ludzi to nie interesuje, dlaczego mam ich poszarzać i siebie także? Uśmiech pomaga — powiedziała w rozmowie z Cozatydzien.tvn.pl. - Znowu byłabym totalną idiotką, gdybym powiedziała, że jestem w pełni spełniona [...]. Starsza pani bez godności mówi, że bez uśmiechu się nie da — dodała Szykulska.
"Tyle kobiet mnie nienawidziło"
Choć dziś jest w pełni pogodzona z losem i sobą, nie zapomina o przeszłości, w której było niewiele "kobiecej solidarności" czy "dziewczyńskości", o której ostatnio tak wiele się mówi.
- Jak byłam młoda, to tyle pań, kobiet mnie nienawidziło, nie lubiły mnie, a teraz jak tych kolejnych wiele lat przeżyłam, to wszyscy są dla mnie mili, uśmiechają się, rozmawiają — powiedziała Szykulska reporterce Cozatydzien.tv.pl.