Greg Kinnear - ''Niebo istnieje...naprawdę''
Film “Niebo istnieje... naprawdę” jest ekranizacją bestsellerowej książki autorstwa pastora Todda Burpo, opisującej wydarzenia z życia jego rodziny. Jego najmłodszy syn Colton przebywał w szpitalu z powodu rozległej infekcji wyrostka robaczkowego. Podczas operacji opuścił swoje ciało i trafił do nieba, gdzie spotkał anioły i Jezusa, a także swojego dziadka, którego nigdy nie poznał. O filmie, graniu z dziećmi i o wierze we współczesnym świecie rozmawiamy z Gregiem Kinnearem, odtwórcą roli Todda Burpo.
Czy słuchał Pan kazań Todda Burpo podczas przygotowań do tej roli?
Greg Kinnear: Nie za bardzo. Poznaliśmy się w 2013 roku przez Skype i od razu wyczułem, że on jest otwarty na ten projekt filmowy, może trochę zestresowany perspektywą zobaczenia wydarzeń z jego życia na kinowym ekranie. Ja nigdy wcześniej nie grałem pastora, więc powiedziałem mu to, że jesteśmy na tej samej łodzi, obaj wkraczamy na nieznane terytorium. Potem spotkaliśmy się przed rozpoczęciem zdjęć do filmu. Ja też pochodzę z małego miasteczka w Indianie, on jest z Nebraski i to, że Todd jest pastorem, ale także naprawia drzwi garażowe, jest strażakiem-wolontariuszem, trenerem zapaśników w lokalnej szkole było znajome. Bardzo szybko zrozumiałem jaką jest osobą. Ale przyznam szczerze, że mając pewne doświadczenie z wygłaszaniem kazań w tym filmie zyskałem szacunek dla tego powołania. Człowiek stojący sam przed kilkudziesięcioma osobami wpatrującymi się w niego sam szukający odpowiedzi na nurtujące go pytania i próbujący przekazać wsparcie
duchowe innym, jest kompletnie bezbronny. Trzeba mieć bardzo silne przekonanie i wiarę w swoje słowa, które Todd posiada i zdecydowanie jest właściwą osoba na właściwym miejscu.
Każdy dobry aktor może zagrać lekarza, prawnika, mordercę bez potrzeby wchodzenia w skórę tych postaci. W przypadku pastora potrzebny jest jednak jakiś procent wiary. Jak to było w Pana przypadku?
Greg Kinnear: Musiałem mieć jakieś zaczepienie do tej historii. Gdy po raz pierwszy spotkałem się z producentem Joe Rothem i Randallem Wallacem nie miałem pojecia o tej historii, nie czytałem wcześniej książki. Randall zacząl mi o niej opowiadać i ja od razu stwierdziłem, że czy jest oparta na książce czy nie brzmi jak ciekawa filmowa opowieść o Toddzie, jego synu i jego rodzinie. Moim punktem stycznym z historią był sam bardzo dobrze napisany scenariusz, który nie był zbytnio przeładowany i rozproszony przez pytania dotyczące samej wiary typu: czy niebo istnieje naprawdę, czy nie istnieje, jak wygląda. Oczywiście jest to wypadkowa filmu, ale wydaje mi się, że najważniejsze jest to, że on daje widzom możliwość dowiedzenia się jak rodzina Burpo czuła się, w moim przypadku Todd, przechodząc przez to doświadczenie i jaki miało to na niego wpływ, jak odbiło się to na jego pozycji w kościele, w lokalnej społeczności, wśród jego przyjaciół. Jego syn który doświadczył wizyty w niebie, opowiada mu o swoim
doświadczeniu i to nim wstrząsa, zaskakuje go w taki sposób, że on sam zaczyna się zastanawiać na jego własnym miejscem i nad jego wiarą. Dla mnie to było najważniejsze.
Czyli przygotowanie do danej roli jest ważniejsze od opierania się na osobistych doświadczeniach?
Greg Kinnear: Wydaje mi się, że tak. Nie miałem osobistych związków z wieloma rolami, które zagrałem w mojej karierze, wiele osobistych związków. Moje życie jest tak nudne i przyziemne, że dla mnie granie tych wszystkich postaci znacznie bardziej ciekawych ode mnie jest zawsze dobre. Uderza mnie to uczucie za każdym razem gdy widzę postać kaznodziei w filmie, że często nie jest to wiarygodne. Todd Burpo jest pastorem, ale on tak samo cieszy go bycie trenerem zapaśników w lokalnej szkole, bycie strażakiem-wolontariuszem, a przede wszystkim jest ojcem i rodzicem i mężem. Ma wiele ról w swoim życiu i przede wszystkim docenia to życie, w którym wiara odgrywa ważną rolę, ale nie definiuje go całkowicie.
Czy szczególnie po zagraniu w tym filmie ma Pan uczucie, że nasze życie jest bogatsze gdy mamy w nim wiarę? Gdy wszystko zawodzi, ludzie, przyjaciele, zawsze możemy się oprzeć na naszej wierze?
Greg Kinnear: Uważam, że wiara jest ważnym elementem życia każdego człowieka i przybiera wiele rozmiarów i kształtów. Uczucie posiadania mocnego przekonania o czymś i niepodważalnej wiary w coś w niektórych sytuacjach jest bardzo dobrą rzeczą. Ja osobiście nie chciałbym deklarować moich przekonań i wiary. Ale wydaje mi się, że ten film jest efektywny w sensie takim, że nieważne jak ludzie są wierzący, jakie jest ich duchowe, ta historia jest pełna nadziei, a film przyniesie im rozrywkę, ponieważ nie opowiada tylko o jednej rzeczy, ale o ludziach. Można wierzyć w wiele różnych rzeczy, ale z tej historii możesz spokojnie wynieść coś dla siebie.
Wydało mi się interesujące to, że gdy w życiu Todda Burpo pojawia się potwierdzenie tego, że niebo może rzeczywiście jest prawdziwe, nagle on zaczyna się zastanawiać nad swoją wiarą. To coś namacalnego i bliskiego pozwala mu tę wiarę zweryfikować.
Greg Kinnear: Masz absolutną rację. Dla mnie to też był ciekawy element. W innym świecie istniałaby inna wersja tego filmu, gdzie syn przychodzi do swojego ojca pastora, opowiada o swoim doświadczeniu, przybijają sobie piątki i odchodzą w stronę zachodzącego słońca.
To byłby film krótkometrażowy.
Greg Kinnear: Bardzo krótkometrażowy (śmiech). Czuję, że najważniejsze w tym filmie jest to, że co syn zobaczył podczas swojej wizyty w niebie jest potwierdzeniem wszystkiego, w co Todd Burpo wierzy i nagle musi się z tym zmierzyć i zastanowić nad tym przechodzi łagodny kryzys. Dla mnie takie podejście do całej tej historii było ciekawe. Zwykle w filmach w miejscu takich wydarzeń usłyszałabyś niski głos lektora, mówiący: “jeden człowiek dowie się, że wszystko w co wierzył nie ma sensu” (śmiech). On jako ojciec dowiaduje się, że to w co wierzył jest prawdziwe i to go najbardziej szokuje.
Connor Corum, który wciela się w rolę Coltona Burpo, jest niesamowitym chłopcem. Jak został wybrany do tej roli?
Greg Kinnear: Connor jest niesamowitym dzieckiem, bardzo utalentowanym i ciesze się, że miałem okazję z nim pracować. Wiem, że producenci filmu przesłuchali kilkaset dzieciaków, ale gdy doszło do finałowej czwórki on był jednym z ostatnich kandydatów. Gdy tylko zobaczyliśmy Connora, reżyser i ja wiedzieliśmy, że znaleźliśmy perfekcyjnego odtwórcę roli Coltona. On jest małym chłopcem, czasem był nieznośny jak chłopcy w jego wieku i muszę przyznać, że ja byłem osoba, która mogła go uspokoić, ale nasza praca przebiegała bez żadnych utrudnień.