Greg Zglinski: Pamięć to pewna interpretacja, a nie rzeczywistość
- Pierwsze, co pomyślałem po przeczytaniu scenariusza, to że napisał go schizofrenik albo ktoś, kto jest jedną nogą obok normalnego życia - mówi Greg Zglinski, reżyser "Zwierząt", przedziwnego filmu nazywanego "pierwszym polskim mózgotrzepem".
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Karolina Stankiewicz: Co za dziwny film pan zrobił. Wzbudził we mnie takie emocje, że nie mogłam przez niego zasnąć.
Greg Zglinski: Na mnie też nadal mocno działa.
To zupełnie inny film od tych, które do tej pory pan reżyserował. Jak pan trafił na tę historię?
Scenariusz czytałem dziesięć lat temu, będąc w komisji filmowej w Zurychu. Autorem był Jörg Kalt, który zamierzał reżyserować ten film. Uznaliśmy wtedy, że czegoś takiego jeszcze nie widzieliśmy. To była tak oryginalna historia i konstrukcja, że koniecznie chcieliśmy zobaczyć to na ekranie. Kalt dostał pieniądze, ale niestety na miesiąc przed produkcją popełnił samobójstwo. Co też jest pewną wskazówką dotyczącą klimatu "Zwierząt". Jörg był człowiekiem, który postrzegał świat trochę inaczej niż większość ludzi. Pierwsze, co pomyślałem po przeczytaniu scenariusza, to że napisał go schizofrenik albo ktoś, kto jest jedną nogą obok normalnego życia. A ja takie klimaty bardzo czuję. Interesuje mnie granica między rzeczywistością a jaźnią. Między tym światem, który potrafimy doświadczyć naszymi zmysłami, i tym, który jest poza nami. Choć szybko racjonalizujemy jego przejawy, mamy przeczucie, że gdzieś tam istnieje. Myślę, że pierwsze reakcje są zawsze prawdziwe. Starałem się podążać za tą historią intuicyjnie.
Co pan pozmieniał w scenariuszu?
Po pierwsze go uprościłem…
To był jeszcze bardziej zagmatwany?
Tak. Był zupełnie pokręcony. Chciałem, by był mniej hermetyczny, bardziej przystępny, no i żeby postacie były z krwi i kości. Chciałem im nadać psychologiczny rys, trochę wyostrzyłem konflikty. To jest punkt, w którym nie zgadzałem się z Jörgiem, bo on z założenia nie chciał profilować postaci, chciał, żeby były pionkami w grze. A ja uważałem, że one muszą mieć własne życie, bo przez to film będzie bardziej dostępny. Mimo że forma nadal tu dominuje, postacie dają pewien punkt zaczepienia. Są momenty, w których możemy się z nimi identyfikować. Spotykamy kogoś znajomego, coś, co znamy.
Sporo osób porównuje "Zwierzęta" do filmów Lyncha czy Polańskiego. Czym się pan inspirował?
Ani Lynchem, ani Polańskim. Żadnym filmem. Inspirowałem się tym bardzo oryginalnym scenariuszem. Ale również moje zainteresowania związane ze światem istniejącym poza naszymi zmysłami były dla mnie inspiracją. Druga rzecz, która mi przyszła do głowy po przeczytaniu scenariusza, to że dotknąłem tajemnicy życia i śmierci. Nie rozumiem jej do końca, ale czuję ją. I to nie jest dowolność, tylko coś, co ma spójną logikę. Zacząłem się wdrażać w tę logikę i znalazłem interpretację, ale prowadziłem scenariusz tak, by jej nie narzucać. Zależało mi na tym, by to nie była historia, którą można na końcu rozwiązać - bo wtedy banalizuje się tajemnicę. Są takie przypuszczenia, które wynikają z obserwacji fizycznych i astronomicznych, że istnieje nieskończona liczba wersji nas i naszej rzeczywistości. To jest nie do pojęcia przez nasz mózg. Po przykład można sięgnąć bliżej: wystarczy polecieć myślami w kosmos, a tam jest nieskończoność i nasz mózg wysiada. Ten film jest próbą dotknięcia tego stanu, takiej granicy świadomości.
Odnalazłam w tym filmie mnóstwo różnych emocji. Było strasznie, smutno, momentami zabawnie. Jak publiczność reaguje na ten film?
Ten film jest o subiektywnym doświadczaniu świata i takie są też reakcje. Spotkałem się z ludźmi, którzy się świetnie bawili – to było zwłaszcza w Austrii. Austriacy mają ogromne poczucie humoru, ale jest to czarny humor. Tam miałem wrażenie, że nakręciłem komedię. Natomiast w Polsce byli też widzowie, którzy wyszli wystraszeni z seansu i mocno go przeżywali. Momentami byłem zaskoczony, jak bardzo ten film działa na ludzi. Ale mówi mi to, że musi być w nim coś, co sięga w naszą jaźń, coś w niej porusza.
Dlaczego zwierzęta są tak ważne w tym filmie?
One poruszają się na peryferiach tej historii, ale tak naprawdę są katalizatorami wydarzeń. Szczególnie ta owca, która zostaje potrącona. Można rozpatrywać to na poziomie symbolicznym: że z owcy została złożona ofiara, że demoniczny kot zwiastuje śmierć. To są proste skojarzenia, które nie są przypadkowe. Natomiast dla mnie to zwierzęta są głównymi mieszkańcami tego świata, a ludzie są w nim gośćmi. Zwierzęta są stworzeniami, które żyją na granicy ludzkiej percepcji. Przeczuwają pewne wydarzenia, wiedzą, zanim coś zacznie się dziać. Może chodzić o trzęsienie ziemi, o psa, który wie, że jego pan zaraz wróci do domu, o nietoperze, które słyszą ultradźwięki, albo pszczoły, które widzą ultrafiolet. Zwierzęta postrzegają świat inaczej. Jedną nogą są poza światem, który my znamy z naszych doświadczeń. Nie jest to przypadek, że przypisuje im się magiczne cechy. Pojawiają się jako bohaterowie mitów, legend i bajek, są łącznikami z zaświatami. To są takie postacie, które funkcjonują w ludzkim świecie, ale widzą też to, co jest poza nim. Na tej granicy rozgrywa się historia w moim filmie. Człowiek też jest po części zwierzęciem, więc jak najbardziej tutaj pasuje.
Oglądając ten film miałam nieco inne wrażenie. Że to nie jest historia ludzi, którzy zamieszkują naturę, ale że ta natura i zwierzęta są wytworem ich psychiki.
Tak, ale przecież psychika i jaźń też są częściami natury. Dla mnie zjawiska nadprzyrodzone są elementami natury. Piękną koncepcję świata przedstawia nam "Matrix", który opisuje świat jako wykreowany, w pewnym sensie nieprawdziwy. My, ludzie, interpretujemy rzeczywistość. My stwarzamy logikę.
Według narzuconych schematów.
Nauczonych, doświadczonych schematów. Ale tak naprawdę jedyne, co rzeczywiście istnieje, to jest ta chwila, w której się właśnie znajdujemy. To, co było przed chwilą – już tego nie ma i zostaje jako ślad w pamięci. A pamięć, jak wiadomo, jest różna. Dwie osoby mogą pamiętać inaczej te same doświadczenia. Bo pamięć to już jest pewna interpretacja, a nie rzeczywistość. Ciąg interpretacji tworzy coś, co jest dla nas logiczne, staramy się omijać wszystko, co jest nielogiczne, co zaburza porządek. Myślę, że dla człowieka dążenie do porządku jest naturalne, bo wtedy ma poczucie jakiejś kontroli. Jeśli miałbym krótko powiedzieć, o czym jest ten film, to powiedziałbym, że jest o tajemnicy chwili.
Niedawno do polskich kin weszła "Fuga" ze scenariuszem Gabrieli Muskały. Dostrzegam pewną zbieżność ze "Zwierzętami": to również film dziwny, nietypowy, z mrocznym, onirycznym klimatem. Czy inspirowaliście się nawzajem? Czytaliście swoje scenariusze?
Znałem scenariusz "Fugi", konsultowałem go, bo przez 15 lat byliśmy parą z Gabrielą. Ona, pisząc "Fugę", inspirowała się fenomenem, jakim jest pamięć i jej zaburzenia. Tym tropem dotarła do tego filmu. Ale myślę, że to też być może jest pewien znak czasu. Gabrysia wprowadziła do "Fugi" sceny odrealnienia, snu, zagubienia, natomiast reżyserka Agnieszka Smoczyńska potrafiła to jeszcze podbić i dołożyć swoje. Wydaje mi się, że dziś dużo ludzi kieruje się do wewnątrz i tam zaczyna poszukiwania. Stara się rozpoznać, co tam jest. A tam jest kosmos.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.