Halo, halo. Tu 2 wojna
Że fabuła seksistowska? Jak najbardziej, ale przypatrując się bliżej, nie daje się jakoś nikomu ukryć tego, że dziwnym nader trafem, to kobiety prowadzą tę wojnę.
One trzymają cugle czy wodze, kierownice czy lejce... smycze, mokre selery, gogle... i rękę nad czerwonym guzikiem. A faceci? Cóż, przepijają, przesypiają, tłumacząc tym, tak dla niepoznaki, swoje tchórzostwo... Bo jakże inaczej określić kultowy już serial „Allo Allo”?
Znane powiedzonka w stylu „dzindybry”, „ty głupia kobieto...”, czy też nagminne aluzje do wpychania czegokolwiek w spodnie, stały się przyjemnym poznaniem, od pierwszych słów, bratniej, filmowej duszy.
A wszystko dzięki małemu miasteczku Nouvion, w którym zdawać by się mogło, tkwią wszystkie końce linek, którymi poruszane są marionetki na froncie. To tutaj w Chateau „dowodzi” pułkownik von Strohm (Richard Marner)
, przy dość nieudolnej, choć mającej swoją pewną urokliwość, pomocy porucznika Grubera (Guy Siner)
. Tu spotkacie piękną Helgę Geerhart (Kim Hartman)
, przykład niemieckiej kobiety, oraz przelotnie pewnego niemieckiego osobnika, który przejdzie na drugą stronę kanału czy też generała von Klinkerhoffena vel Piggy!!!
W lasach okolicznych czai się Ruch Oporu. Zwykły i Komunistyczny. Pierwszym, który pod swe ramiona, nie zawsze opiekuńcze wziął miasteczko, dowodzi Michelle (Kirsten Cooke)
, która nigdy niczego nie powtarza dwa razy; zaś co do drugiego, to lepiej milczeć. Choć i tam, z damami lepiej rozmów nie zaczynać, a już na pewno nie z porywczą Louise (Carole Ashby), która w końcu dorwie się do władzy.
W samym, na pierwszy rzut oka pomiędzy kolejnymi bombardowaniami, problemami z kanalizacją i aprowizacją miasteczku, dzieje się wszystko spokojnie. Można by rzec, jakby wojna była jedynie dodatkiem – nie zawsze rozrywkowym. Choć to zależy dla kogo! Jest tutaj tajna kwatera Gestapo (czytaj. gestupo!!!), która mieści się w wiadomym wszystkim miejscu. Rezydują tam Herr Flick (Richard Gibson), którego ojcem chrzestnym jest sam Himmler, oraz jego lekko pokurczowarty pomocnik, von Smallhausena. Są oczywiście udolni inaczej, ale kto by narzekał?
Bynajmniej najważniejsza jest kawiarnia. Miejsce gdzie tchórzostwo mierzy się z odwagą. To tu rezyduje tchórzliwy tak naprawdę Rene – Nocny Jastrząb „główny macher od ruchu oporu” (Gorden Kaye). Właściciel kawiarni, który w pewnym momencie przekształci się w swego brata bliźniaka. Tutaj wzdychają do niego kelnerki, Maria, która długo nie pociągnie w tym zawodzie, jej niska blond następczyni Mimi, oraz... piękna i nadzwyczaj namiętna – wielbicielka mokrego pora i wszelakich odmian rozpusty – Yvette (Vicki Michelle).
Nie bacząc na żonę Rene, madame Edith (Carmen Silvera), czy też jej matkę Fanny (Rose Hill) oraz jej kolejnych mężczyzn, obydwu noszących miano Leclerc i posiadających nadzwyczajne, choć karalne umiejętności. Nie można oczywiście pominąć Anglików.
Występują tu w dwóch typach, tych co sami chcieli tu przylecieć i tych, co się znaleźli, bo ich zestrzelono. Pierwszy reprezentuje oficer – żandarm Crabtree. Policjant niemiłosiernie kaleczący ojczysty język mieszkańców, drugi – oczywiście zestrzeleni lotnicy, których nie można się pozbyć, jak jakiegoś uporczywego zarazka. W tle wszystkiego przemykają dobra materialne, które chcieli by posiąść wszyscy. Niezależnie po której stronie stoją. Tak więc najważniejszy, czyli Upadłej Madonny z Wielkim Cycem, przeplata się ze złotem, czy też jakże cennym dla porucznika Grubera małym czołgiem! oraz obrazem ze Słonecznikami osobnika, który z miłości do madame Fanny obciął sobie ucho!
I tak toczy się życie, pomiędzy jednym wybuchem a drugim. Dbaniem o swoją skórę, oraz kieszeń. Niemcy, Anglicy, Francuzi, a nawet Włosi, stają ramie w ramię, gdy chodzi o korzyści materialne, lub też zwyczajową zemstę. Nikt nie chce, by ta wojna dalej trwała i każdy ma jej dość. Ale bardziej Niemcy boją się Wschodniego Frontu, więc czasem zrobią coś paskudnego, ale potrafią też zatańczyć kankana gdy trzeba! Tchórzostwo gra tu na pewno główną rolę, niezależnie od wieku czy uposażenia, narodowości czy sił psychicznych. Jest i drobina włoskiej dumy, ale niknie, pod piórami.
Są nadmiernie wybujałe pomysły angielskiej arystokracji, która widać pod wpływem listków herbaty niewiadomego pochodzenia, doznaje dziwacznych wizji, oraz ci, którzy zmuszeni są, by to wszystko wprowadzić w czyn. Tu mieszają się kiełbasy, oraz świeczki z dynamitem, a właściwie to najlepiej mieć na podorędziu ser, bo nie wiadomo kiedy madame Edith zaśpiewa. Ale nie martwcie się, nad wszystkim czuwa przedsiębiorca pogrzebowy (wynająć go można też do opieki nad ogrodem – wiecznej), który pochowa was dostojnie i „z fasonem”.
I tak, przez aż dziewięć serii – choć trudno naprawdę mówić tutaj o jakiejkolwiek nudzie, czy powtarzalności, toczy się historia ułamka Francji pod niemiecką okupacją, a raczej farsa, którą wyreżyserowali: David Croft, Martin Dennis, oraz Robin Carr. „Allo Allo”, to komedia, której nie można się oprzeć, choć niektórych denerwują zmieniający się lektorzy, czy włoski dowódca. Tego serialu nic nie jest w stanie zepsuć. I oglądając, należy tylko czasem wspomnieć nieżyjących już niestety aktorów.
Niestety... choć niektórych spotkacie w „Pan dzwonił, Milordzie?”. Nie wiem czy świadomie, czy nie, jednak całej obsadzie serialu, udało się oddać nie tylko atmosferę, ale też i zwyczajność tamtego okresu i świata. Ale w trochę bardziej rozrywkowej formie. Jednocześnie nie naciskając na czyjkolwiek odcisk. Bo i Francuzom i Anglikom obrywa się po równo!!! I tylko jednego wciąż nie rozumiem – co one widziały w Rene?