Hubert Urbański: Na tę szansę czekał od dawna. Powróci na szczyt?
13.11.2014 | aktual.: 22.03.2017 11:48
- Rolę filmową otrzymałem. Jak Adamczyk Piotr, tylko mniejszą. Ale też miałem swoją przyczepę/ garderobę! :) - napisał na swoim profilu na Facebooku. Liczymy, że tym razem nie zostanie wycięty...
Prowadził kilka programów rozrywkowych, występował w reklamach i wreszcie doczekał się paru nagród, a także został okrzyknięty jedną z najbardziej popularnych gwiazd polskiego show-biznesu. A przecież na początku miał zupełnie inne ambicje: planował zostać aktorem.
Ukończył nawet odpowiednią szkołę i wystąpił gościnnie w kilku serialach, ale na dużym ekranie szczęście mu nie dopisywało. Kiedy 10 lat temu zaproponowano mu udział w filmie „Vinci”, zgodził się bez wahania. Tylko że sceny z jego udziałem nigdy nie ujrzały światła dziennego – wycięto je w postprodukcji.
Teraz przed Hubertem Urbańskim pojawiła się jednak kolejna szansa, i to nie byle jaka.
- Rolę filmową otrzymałem. Jak *Adamczyk Piotr, tylko mniejszą. Ale też miałem swoją przyczepę/ garderobę! :)* - napisał na swoim profilu na Facebooku. Liczymy, że tym razem nie zostanie wycięty...
''Nie było wizji wielkiego aktorstwa''
Urodził się 25 marca 1966 roku, jako syn Jerzego Urbańskiego i Ałły Lekarskiej – to właśnie pochodzącej z Bułgarii mamie zawdzięcza drugie imię, „Kirył”, które otrzymał po dziadku.
W przeciwieństwie do wielu rówieśników w dzieciństwie nie marzył o aktorstwie, nie miał jasno sprecyzowanych planów na przyszłość. W warszawskiej Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej znalazł się, jak sam twierdzi, przez przypadek. Jego rodzice zaś nie protestowali, zadowoleni, że w ogóle zdecydował się na jakieś studia.
- Trafiłem tam przez splot przypadków, nie było wizji wielkiego teatru i wielkiego aktorstwa. Naprawdę nie wiedziałem, co będę robić – podkreślał w Vivie!.
''Prezenter jest OK''
Mimo że dorobek filmowy ma znikomy, twierdzi, że w rubryce „zawód” zawsze wpisuje „aktor”.
- Skończyłem szkołę aktorską, to najbardziej konkretna rzecz, jaką mogę wpisać – mówił w wywiadzie dla portalu Milion kobiet.
Nie krzywi się jednak, gdy ludzie nazywają go prezenterem telewizyjnym.
- Dopiero niedawno wróciłem do zawodu, zagrałem epizod w serialu "Czas honoru" – mówił. - Nie jestem też dziennikarzem, choć wiele osób tak zakłada. Więc prezenter jest OK.
''Czasu mi zabrakło''
- Zaliczyłem zajęcia z dwoma rocznikami. Po trzecim roku studiów wziąłem urlop dziekański, a po powrocie studiowałem już z innymi osobami. Najpierw chodziłem na zajęcia m.in. z Kasią Skrzynecką, a jak kończyłem, byłem w grupie np. z Kasią Herman – opowiadał portalowi Milion kobiet.
Studia robił długo, z przerwami, i to nie tylko na dziekankę. Nie obronił też dyplomu...
- Myślałem, że zdążę – wyznawał. - Nawet wróciłem do szkoły jako dorosły facet, mąż i ojciec. Miałem absolutorium, wystarczyło tylko napisać pracę magisterską. Dziekan i rektor byli dla mnie bardzo życzliwi, tylko... czasu mi zabrakło. Tak wyszło.
''Aktorstwo jest wyniszczającym zawodem''
Twierdzi jednak, że nie ma do siebie żalu, że nie został wielkim aktorem – zresztą, jak przyznaje, nie miał wcale takich ambicji. Dodawał, że nie czuł się stworzony do grania, a występowanie na scenie wyjątkowo go stresowało.
- Miałem raczej bardzo duże poczucie obciachu, kiedy wychodziłem na scenę. Cenzurowałem się po każdym zdaniu, które mówiłem, w głowie – opowiadał w Vivie!. - Po scenie już w głowie miałem: o Jezu, jak zafałszowałem, ale spieprzyłem! Z takim ciągłym kontrolowaniem się i brakiem dystansu do siebie ciężko jest mieć jednocześnie „wiatr w żaglach”. - Aktorstwo jest wyniszczającym zawodem, który polega na tym, że trzeba się podobać. I ta konieczność bywa stresująca, a czasem frustrująca. Nawet dla tych, którym się udaje – dodawał w rozmowie z Milionem kobiet.
''Wiedziałem, że nie będę aktorem''
- Już w trakcie studiów wiedziałem, że nie będę aktorem. Grałem jeszcze dyplomy w szkole, a już chodziłem na castingi do programów telewizyjnych, do radia, i akurat do Zetki mnie przyjęli – mówił w Vivie!.
Zrezygnował z teatru na rzecz radia. Potem pochłonęła go telewizja, zaproponowano mu posadę gospodarza w licznych programach rozrywkowych, w których Urbański doskonale się odnalazł.
Problemy przyszły po czasie. Nagle zaczęło brakować zleceń.
Jego ojciec ciężko zachorował i zmarł. Potem rozstał się z żoną, a tabloidy chętnie pisały o ich rozwodowej walce. Urbański na jakiś czas usunął się w cień.
''Cudownie było znowu stanąć przed kamerą''
Teraz przed Urbańskim pojawiła się ogromna szansa. Czy uda mu się powrócić na sam szczyt i odzyskać nieco już utraconą popularność?
Pod koniec października Urbański zawitał we Wrocławiu, by wziąć udział w zdjęciach do „Framed”, którego premierę zaplanowano na drugą połowę 2015 roku.
- To thriller według scenariusza i w reżyserii Piotra Śmigasiewicza* - mówił Jakub Rudnik. *- Film powstaje w języku angielskim, widzowie zobaczą w nim sceny z Włoch, Polski i Niemiec.
Jedne z ważniejszych ról zagrają Piotr Adamczyk i Torsten Voges. Nie wiadomo jeszcze, w kogo wcieli się Urbański, ale 48-latek jest tą perspektywą niezwykle podekscytowany.
- Cudownie było znów stanąć przed kamerą. Tego się nie zapomina, jak jazdy na rowerze – opowiadał magazynowi Party. Myślicie, że sprawdzi się jako aktor? (sm/gk)