Ikona teatru, ambasador sztuki i niedoszły prawnik. Mija kolejna rocznica tragicznej śmierci Wojciecha Siemiona.
- W literaturze mamy Brylla, w plastyce Nikifora, w teatrze był, jest i będzie Siemion – pisała Irena Bołtuć, krytyczka teatralna. Wojciech Siemion uważany był za aktora wybitnego; wielokrotnie nagradzany, przez lata brylował na scenie i cieszył się uznaniem krytyki. Doceniano jednak nie tylko jego talent, ale i ogromny wkład w kulturę - propagował sztukę ludową, był wspaniałym pedagogiem, który dzielił się swoją wiedzą ze studentami warszawskiej szkoły teatralnej, a także znawcą i popularyzatorem polskiej literatury; prowadził spotkania dla czytelników i prywatne muzeum we wsi Petrykozy.
Amatorskie początki
Aż trudno uwierzyć, że Siemion, nazywany dziś ikoną polskiego teatru, początkowo wcale nie zamierzał wiązać swojej przyszłości z aktorstwem;* granie traktował jako przygodę i możliwość dorobienia kilku groszy. - W Kaliszu zdałem maturę w liceum im. T. Kościuszki i jako licealiście powierzono mi dość poważną rolę górala właśnie w "Krakowiakach i góralach" – opowiadał w magazynie "Temi" o swoich pierwszych doświadczeniach teatralnych. - *Niektórzy tak o mnie mawiali: amator. Jednakże byłem wtedy aktorem ze stałą gażą miesięczną.
Niedługo potem przeniósł się do Lublina, gdzie zamierzał studiować na wydziale prawa.
Oszlifowany talent
I chociaż marzyła mu się kariera prawnika, a na studiach radził sobie nieźle, nie chciał tak do końca rezygnować ze sceny i równocześnie uczęszczał na zajęcia do studia dramatycznego Eleonory Frenkiel-Ossowskiej. Kiedy po ukończeniu kursu zaczął otrzymywać propozycje ról, choć początkowo niewielkich, bez wahania porzucił prawo. O tym, że podjął słuszną decyzję, przekonał się, gdy w Warszawie trafił pod skrzydła wybitnego pedagoga i reżysera Aleksandra Zelwerowicza, który pomógł mu "oszlifować swój talent".
Od tamtej pory Siemion nie znikał ze sceny; później przez wiele lat sam pełnił funkcję dyrektora stołecznych teatrów i zajmował się reżyserią oraz pisaniem scenariuszy. Regularnie pojawiał się też na małych i wielkich ekranach.
Miłość do sztuki
Jednym z jego marzeń było krzewienie wśród młodych ludzi miłości do sztuki; to założenie realizował w teatrze, na uczelni, ale także w swoim domu. Wraz z rodziną zamieszkał w dworku w Petrykozach - przez wiele lat przywracał posiadłości dawną świetność, otoczył ją rzeźbami ludowych twórców, stworzył niewielki skansen, a na poddaszu zorganizował galerię obrazów współczesnych twórców.
- Często przychodzą tu uczniowie z okolicznych szkół – zachwycał się w wywiadzie dla "Echa Dnia". - Wtedy opowiadam im o sztuce współczesnej. Poznają ją właśnie na moim poddaszu.
Tam też ze znajomymi toczył długie dyskusje o sztuce.
- Znakomicie znał polską poezję, często siedzieliśmy nad jego stawem w Petrykozach, on stawał, deklamował całe wielkie fragmenty wierszy - wspominał Emilian Kamiński.
Tragedia na drodze
Do tragedii doszło 21 kwietnia 2010 roku - samochód kierowany przez 82-letniego aktora niespodziewanie zjechał na przeciwległy pas ruchu i zderzył się czołowo z nadjeżdżającą z przeciwka ciężarówką. Uderzenie było tak silne, że audi Siemiona wpadło na inny pojazd, gdzie jednym z pasażerów było 3-letnie dziecko.
Aktora, w bardzo ciężkim stanie i jego żonę,Barbarę Kasper-Siemion (którą poślubił zaledwie rok wcześniej), natychmiast przewieziono do szpitala. Wówczas jeszcze wydawało się, że sytuacja nie jest tak tragiczna. – Wojciech jest połamany. Jego stan jest poważny, ale można go określić jako stabilny. Oczywiście trzymamy kciuki za jego powrót do zdrowia! - mówił w rozmowie z "Faktem" przyjaciel aktora.
Uczcić pamięć męża
Niestety, aktor znajdujący się w śpiączce farmakologicznej zmarł trzy dni później, 24 kwietnia.
- Nagła śmierć odebrała nam człowieka, który tworzył piękne kreacje. Warto wspomnie o jego ostatniej życiowej roli: roli gospodarza w jego domu z Petrykozach – mówił w "Fakcie" Waldemar Pawlak. - Oddawał się bezgranicznie rodzinie, tworzył kolejną piękną kartę życia. Do wszystkiego, za co, się brał, podchodził z pasją i zaangażowaniem.
Barbara Kasper-Siemion, animatorka kultury, chcąc uczcić pamięć zmarłego męża, dziś sama kontynuuje jego dzieło, opowiadając młodzieży o teatrze oraz poezji i organizując pogadanki w ośrodkach kultury, zasiada w jury konkursów recytatorskich i organizuje spotkania Unii Poetyckiej im. Wojciecha Siemiona.