Jaka nauka może płynąć z bazgrania po autach? Możesz się modlić albo zacząć działać
Zawsze czytam komentarze pod postami typu: "Powaliła mnie grypa. Co polecacie na Netflixie?". Bez zbiorowej mądrości znajomych nie znalazłbym serialu "American vandal".
W amerykańskim liceum ktoś na samochodach nauczycieli wymalował wielkie, czerwone pindole. Wiem, wiem… Już widzę wasze uśmiechy politowania. Zdaję sobie sprawę, że to niegodne w moim wieku. Ten głupi, ale jakże powszechny przykład szkolnego wandalizmu, oraz szaletowe poczucie humoru to początek wielowątkowego śledztwa, w którym musimy zmierzyć się ze stereotypowym myśleniem, łatwym rzucaniem oskarżeń, pojęciem prawdy i sprawiedliwości.
Wszystkie tropy prowadzą do Dylana Maxwella, najgorszego ucznia, zakały szkoły, który słynie z takich numerów. Choć się nie przyznaje, ma wylecieć ze szkoły. Tymczasem trójka uczniów nie godzi się z błyskawicznym werdyktem grona pedagogicznego. Dowody to jedynie wątłe poszlaki, a Dylana obciąża przede wszystkim jego opinia. Rozpoczynają własne dochodzenie, dokumentując je kamerą. Tak powstaje pasjonujący dokument, którym żyje nie tylko cała szkoła, ale też lokalne media.
Jak ze szkolnej afery ukręcić wielopiętrową, wciągającą intrygę na osiem odcinków, pełnej zwrotów akcji, w której jak w lustrze przegląda się współczesne zachodnie społeczeństwo?
Da się. Wystarczy o rzeczach błahych opowiedzieć serio. Od razu robi się i śmiesznie i ciekawie.
Szkoła to rodzaj laboratorium, w którym można zobaczyć pod mikroskopem choroby współczesnych społeczeństw: lęki, uprzedzenia, rywalizację, ksenofobię, podziały i konflikty.
"American vandal" jest w zasadzie komedią. Ale zostaje z niej w widzach pewien osad. Nawet ze szkolnej materii o nastoletnim seksie i żartach w stylu "American Pie" można stworzyć dzieło, w którym moralna kryje się nauka.
Jaka? Oczywiście przewrotna. Taka trochę, jak w szkolnej opowieści Ala Pacino. Wybitny aktor w jednym z wywiadów wspominał trudne dzieciństwo we wschodnim Harlemie w Nowym Jorku, w biednej rodzinie sycylijskich emigrantów.
- Marzyłem, by mieć własny rower - mówił Pacino. - Niestety, taki wydatek był poza zasięgiem finansowym moich rodziców. Dlatego zacząłem się gorliwie modlić o rower. W końcu zrozumiałem, że Bóg tak nie działa. W wieku 13 lat ukradłem rower i zacząłem się modlić do Boga o wybaczenie.