Jerzy Karaszkiewicz błyszczał w komediach Stanisława Barei. Został zaszufladkowany jako "miły, nie za mądry"
Jerzy Karaszkiewicz uchodził za prostaka i człowieka z marginesu, bo większość ról, jakie grywał, w tym u Stanisława Barei, wpasowywała się w masowej wyobraźni w ten stereotyp. Aktor wiódł życie playboya, późno się ustatkował. Żonę poznał w dramatycznych okolicznościach. Była miłością jego życia. Jego ostatnie słowa brzmiały: "Elu, ja umieram".
Jerzy Karaszkiewicz grał u największych: Andrzeja Wajdy ("Wszystko na sprzedaż", "Polowanie na muchy"), Marka Piwowskiego ("Rejs"), Jerzego Hoffmana ("Ogniem i mieczem"), ale największą sławę zapewniły mu epizody w komediach Stanisława Barei. Był m.in. pijaczkiem w filmie "Brunet wieczorową porą", który prowadzi Fiata 125p. na dwóch kołach i handlarzem przeterminowanych biletów lotniczych w "Misiu".
- Orłów intelektu nie grywam. Reżyserzy widzą mnie w rolach cwaniaczków, cinkciarzy, elementu. To moja tragedia. Wyszedłem z biedy, wykształciłem się sam. [...] Robiłem wieczorówkę, pracując fizycznie, blisko pijących kolesiów. Może pozostało mi coś z tego w twarzy? Filmowcy traktują mnie lekceważąco. Ich oczy wyrokują: "Miły, nie za mądry. Szczyt oczekiwań to kierowca nyski" - relacjonował w "Rzeczpospolitej".
Aktor cieszył się specyficzną rozpoznawalnością.
"Skąd my się znamy? Z więzienia w Rawiczu czy we Wronkach?" - cytował zaczepki na ulicy.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" znęcamy się nad serialem "Forst" z Borysem Szycem, omawiamy ostatni film Nicolasa Cage'a, a także pochylamy się nad "The Curse" czyli najbardziej niezręczną produkcją ostatnich lat. Możecie nas słuchać na Spotify, Apple Podcasts, YouTube oraz w Audiotece i Open FM.
"Byłem łobuzem i głupkiem"
Według oficjalnych źródeł Jerzy Karaszkiewicz urodził się 1 stycznia 1936 r., ale ta data wzbudzała liczne wątpliwości.
- Jurek był na pewno nieco starszy. Teściowa mówiła zresztą, że odpisała mu kilka lat. Myślę, że to mogą być dwa lub trzy lata. Na pewno nie urodził się w 1936 r. Zbyt wiele pamiętał z momentu wybuchu wojny, by przyjąć, że przeżył ten czas jako trzylatek - mówiła żona Elżbieta w "Gazecie Wyborczej".
W książce "Pogromca łupieżu" Karaszkiewicz przyznał, że był "dzieckiem koszmarnym, łobuzem i głupkiem", który oblał cztery klasy i łącznie wyrzucono go z 13 szkół. Jednak warszawską PWST ukończył bez większych problemów. O swoich umiejętnościach wypowiadał się z właściwym sobie poczuciem humoru.
"Mam wielki talent aktorski. I to jest jedna zaleta mojej osobowości. Drugą jest skromność. I ta skromność kazała mi zawsze tak grać, by nikt mojego talentu nie zauważył. Można więc powiedzieć, że osiągnąłem sukces. W teatrze zawsze byłem bardzo lubiany. Ci niezdolni przepadali za mną, bo nawet od nich byłem gorszy. Ci zdolni też czuli do mnie sympatię. Chwalili mnie po każdej premierze, bo widać było, że się starałem" - podkpiwał z samego siebie w autobiografii.
"Potrafił przez pół dnia mówić do swojej żony po japońsku"
Kolega po fachu, Witold Sadowy, wspominał, że Jerzy Karaszkiewicz miał bardzo specyficzne poczucie humoru, które nie wszyscy rozumieli i dlatego nie był traktowany poważnie. Tymczasem aktor przybierał maskę ironisty, czasem zwykłego gbura, jak opowiadała Anna Semkowicz, po to, żeby tępić głupotę.
- Potrafił przez pół dnia mówić do swojej żony po japońsku. Biedna nie rozumiała ani słowa. Podobnie jak ona nie znał japońskiego, jednak kazał jej wierzyć, że jest Japończykiem. I pokładali się oboje ze śmiechu, bo Jurek grać potrafił znakomicie. Tylko ci, którzy rozumieli jego wariactwa, mogli mu być bliscy - opowiadała dziennikarka w rozmowie z "GW".
O innym, mało znanym, obliczu Jerzego Karaszkiewicza opowiadał Adam Hanuszkiewicz.
- W swoim życiu spotkałem trzech "świątków": Zdzisława Maklakiewicza, Gustawa Lutkiewicza, Jerzego Karaszkiewicza. Jurek to ukryta pod maską macho niezwykła subtelność i dusza anioła. Ogląda świat oczami św. Franciszka. Podchodzą rumuńskie dzieci, mały chłopiec wyciąga dłoń, Jurek tę dłoń ściska, a chłopak jest szczęśliwy, że go uczłowieczył - wyznał reżyser.
"Przetańczmy ze sobą resztę życia"
Jerzy Karaszkiewicz może nie był typem hollywoodzkiego amanta jak Andrzej Łapicki, ale cieszył się ogromnym powodzeniem u kobiet.
- Bywaliśmy w klubie studenckim Hybrydy, wysiadywaliśmy w kawiarni Bristol, wieczorami wpadaliśmy do Klubu Aktora SPATiF. Wódeczka, ładne dziewczyny. Ot, tacy sobie playboye - bagatelizował w rozmowie z "Wyborczą".
Aktor był kawalerem do 42. roku życia. Miłość dopadła go nagle. W 1978 r. grał w spektaklu "Burza" Szekspira i w jednej z kluczowych scen miał doskoczyć do suszących się na drążku ubrań. Jednak kijek był zawieszony zbyt wysoko. Aktor skakał i skakał, i ciągle nie sięgał.
"Te moje rozpaczliwe próby widzi stojąca w kulisie panna Elżbietka, moderatorka szczecińskiego teatru. Szybko podbiega do linki trzymającej żerdkę i opuszcza ją w dół. [...] Kiwnąłem dziękczynnie i wyściskałem panienkę" - opisywał w "Pogromcy łupieżu".
Elżbieta, projektantka wnętrz i kostiumów, była od aktora młodsza o 14 lat. Ponownie trafili na siebie na bankiecie po przedstawieniu. Jerzy poprosił ją do tańca, ale został zignorowany. Wtedy padła "propozycja nie do odrzucenia".
"Przetańczmy ze sobą resztę życia" - zaproponował śmiertelnie poważnie zakochany już Karaszkiewicz.
"Żadnych znaków zwiastujących"
Jerzy Karaszkiewicz przeżył z żoną 26 lat. Zmarł nagle 17 grudnia 2004. r.
- Do dziś zdumiewa mnie, że dzień, w którym w gruzy wali się świat, jest taki jak inne. Tak samo wzeszło słońce, spacer pana z psem został tak samo zaliczony. Obiadek, drzemka popołudniowa, żadnych znaków zwiastujących. [...] Jurek wyłączył telewizor i powiedział po prostu: "Ela, wezwij karetkę". Gdy lekarze z pogotowia zajmowali się nim, leżącym na podłodze, w pewnym momencie wziął mnie za rękę i powiedział tylko: "Ela, ja umieram" To był zawał serca - wspominała w "GW" Elżbieta Karaszkiewicz.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" znęcamy się nad serialem "Forst" z Borysem Szycem, omawiamy ostatni film Nicolasa Cage'a, a także pochylamy się nad "The Curse" czyli najbardziej niezręczną produkcją ostatnich lat. Możecie nas słuchać na Spotify, Apple Podcasts, YouTube oraz w Audiotece i Open FM.