Jerzy Stuhr skończył 70 lat. "Mam już dosyć tego moralnego niepokoju!"
Jest jednym z najbardziej cenionych i najchętniej nagradzanych polskich artystów, który ma ogromny wkład w polską kinematografię. Ale – ze względu na swoje poglądy i poruszaną w filmach tematykę – jest też jednym z aktorów szczerze znienawidzonych przez środowiska prawicowe.
Jerzy Stuhr – obchodzący właśnie 70. urodziny – wychowywał się w Bielsku-Białej i tam też poznał Barbarę Kóskę. Później, gdy wyprowadził się do Krakowa, gdzie zaczął studia w szkole teatralnej, ich ścieżki ponownie się skrzyżowały, gdyż Kóska, utalentowana skrzypaczka, wybrała szkołę muzyczną, mieszczącą się w tym samym budynku. Z czasem ta znajomość przeobraziła się w przyjaźń, a później w miłość.
- Miała niespełna 20 lat, gdy oświadczyłem się jej w klubie studenckim Żaczek. To jest wspomnienie, które wzrusza mnie do dziś – opowiadał w książce "Stuhrowie. Historie rodzinne".* - Powiedziałem to tak jakoś niezgrabnie, bo akurat w oświadczaniu się nie miałem wprawy, że Basia rozpłakała się.*
Pobrali się w 1971 roku. Cztery lata później na świat przyszedł ich syn Maciek, a po kolejnych kilku latach córka Marianna. Od tamtej pory Stuhrowie są nierozłączni. Aktor wielokrotnie podkreślał że jest wiernym mężem, a myśl o romansie nawet nie postała mu w głowie.
- Mnie niczego nie brakowało. Nie musiałem niczego szukać na boku. To raz – zapewniał w "Vivie!”. - A dwa, ja byłem szalenie wciągnięty w swoją pracę, a jak człowiek jest tak bardzo w pracy zanurzony, to ma poczucie, że traciłby czas na romanse. Poza tym to są kosztowne rzeczy (śmiech). Nie mówię o pieniądzach. Ale ile to wymaga poświęcenia, zachodu, energii, maskowania się, kombinowania tu, tam...
Zaraz po ukończeniu szkoły Stuhr dostał angaż w Teatrze Starym. Równocześnie zaczął karierę filmową. Na ekranie zadebiutował epizodem w 1971 roku i piął się powoli po szczeblach kariery, zdobywając uznanie widzów i krytyków. Jego aktorski dorobek budzi ogromne uznanie i aż trudno uwierzyć, że wiele ról dostał przez przypadek. Na przykład w "Seksmisji” Juliusz Machulski planował początkowo obsadzić Olgierda Łukaszewicza i Jana Englerta. Ale za namową kolegi zrezygnował z tego pomysłu.
- Jerzy Kawalerowicz, mój producent, nauczył mnie już przy "Vabanku”, że "dwóch przystojniaków to niedobrze” - mówił Machulski w "Malemanie”.
Kiedy więc podczas podróży samolotem wpadł na Jerzego Stuhra, doznał olśnienia.
- Nagle zrozumiałem, że to on powinien być Maksem – wspominał. - W tym samolocie ciągle o tym myślałem. I w końcu mówię: "Panie Jerzy, ja wiem, że pan gra w poważnych filmach – moralny niepokój – ale mam rolę w takim głupim filmie komediowym o facetach w przyszłości i...”. A on na to: "O Jezu, ja czekam na jakąś komediową rolę! Mam już dosyć tego moralnego niepokoju!”.
Stuhr nie ogranicza się jednak tylko do grania. Pisze scenariusze, reżyseruje, jest też wykładowcą i chętnie dzieli się swoją rozległą wiedzą ze studentami.
W 1994 roku zdobył tytuł profesora sztuk teatralnych, przez kilka lat był rektorem krakowskiej PWST, a w 2006 roku wszedł w skład rady programowej Fundacji Centrum Twórczości Narodowej. Chętnie udziela się też charytatywnie - jest przewodniczącym rady Fundacji Krakowskiego Hospicjum dla Dzieci im. księdza Józefa Tischnera.
Stale musi się też zmagać z atakami środowisk prawicowych, które szczerze go nie znoszą. Aktor nigdy bowiem nie krył się ze swoimi opiniami i nie bał się krytykować niezadowalającej go sytuacji politycznej. O partii Jarosława Kaczyńskiego wypowiada się bardzo negatywnie.
– PiS nie będzie rządzić 30 lat, bo sami się rozwalą. Łapczywość tej władzy, brak kompetencji, nieprzygotowanie do rządzenia… Przewiduję, że to się rozpieprzy od wewnątrz. Za chwilę zrobią takiego byka, że już wszyscy zobaczą. Z łapczywości, z pośpiechu, z głupoty - mówił ostatnio w wywiadzie dla WP, dodając, że nie czuje się dobrze pod rządami PiS. – Ja dla nich jestem osłem ze "Shreka". I może jeszcze Maksiem z "Seksmisji”. Maksio i Shrek. A za poprzedniej władzy bywało zupełnie inaczej.
Zwolennicy prawicy nie pozostają aktorowi dłużni i wzięli go - a także jego syna Macieja (któremu mocno oberwało się za udział w "Pokłosiu", za "szarganie świętości” i "szkalowanie Polaków”) - na celownik. Kiedy do kin wszedł wyreżyserowany przez Stuhra "Obywatel", rozpętała się istna medialna burza. Magazyn "W nas" oburzał się wymową filmu, w "Idziemy" dziennikarz twierdził zaś:
- Skandalem okazało się wyróżnienie nagrodą specjalną jury "Obywatela” Jerzego Stuhra, filmu prymitywnego, antypolskiego i antykatolickiego.
Wtórowała im "Fronda", w której pisano, że Stuhrowie "plują na Polskę”, "kalają gniazdo” w "antypolskim amoku”, i sugerowano, że Jerzy Stuhr mówi tak, jakby... opętał go szatan.
Stuhr cierpliwie odpierał te zarzuty, broniąc swojego prawa do wolności artystycznej wypowiedzi i podkreślając że to jego "obywatelska” spowiedź.
- Musimy nauczyć się śmiać z nas samych – apelował reżyser, dodając, że "Obywatel” jest filmem właśnie o nim samym. - Niestety, jako naród, społeczeństwo mamy skłonności do martyrologii, do glorii leczenia ran, do tego, żeby zawsze być ofiarą. Kiedy ktoś nam to wytyka, obruszamy się, obrażamy. Po co? Dlaczego? Trzeba nauczyć się z tego śmiać.
W 2011 roku Stuhra spotkała osobista tragedia. Gdy trafił do szpitala z powodu problemów z gardłem, lekarze wykryli u niego nowotwór krtani. Aktor twierdził później, że wstępne diagnozy okazały się błędne.
- Lekarze popełnili przy moim leczeniu parę poważnych błędów. Np. uznali w pewnym momencie, że jestem przypadkiem paliatywnym i można mi co najwyżej pomóc godnie umrzeć - opowiadał w magazynie "Medycyna praktyczna".
Całe szczęście później udało mu się trafić na dobrego specjalistę, który zdołał pomóc aktorowi. Te wszystkie doświadczenia sprawiły, że Stuhr zmienił nieco swoje podejście do życia.
- Śmierci sobie nie wyobrażam. Choć i ona pewnie przyjdzie. I jestem, po wszystkich moich chorobach, przygotowany na nią w każdej chwili *- twierdził. *- Starość nie oznacza dla mnie odchodzenia. Moja definicja brzmi mniej więcej tak - to zmiana pozycji, z której patrzy się na otaczającą rzeczywistość.