Julianne Moore: sześć dni po Cannes przestała zachwycać
20.05.2016 | aktual.: 22.03.2017 17:21
Udowodniła, że ma do siebie ogromny dystans
Julianne Moore jest jedną z najbardziej kochanych w Hollywood gwiazd – zachwyca naturalnym pięknem, wewnętrzną siłą i ogromnym talentem. Krytycy nazywają ją „aktorką od zadań specjalnych” i nie ma w tym nic dziwnego. Moore udowodniła, że żadna rola jej niestraszna i potrafi poradzić sobie z każdym, najbardziej nawet wymagającym wyzwaniem. Na ekranie wciela się nierzadko w kobiety skomplikowane, nieszczęśliwe, niezrównoważone emocjonalnie.
Ale taki wizerunek nie ma nic wspólnego z tym, jaka jest naprawdę. Prywatnie Moore uchodzi za niezwykle sympatyczną, stateczną i rozsądną kobietę. Niedawno odnalazła szczęście w ramionach znacznie młodszego mężczyzny i wreszcie została matką.
Widzowie rozpływają się również nad jej urodą, zwłaszcza kiedy media obiegają takie zdjęcia jak te, które zrobiono jej podczas trwającego właśnie festiwalu w Cannes. Jakież było zdziwienie fanów, gdy jeszcze w tym samym tygodniu pojawiły się inne fotki, takie o jakich większość kobiet wolałaby zapomnieć. Ale nie ona. Aktorka udowodniła, że ma do siebie ogromny dystans* – widać to właśnie na wspomnianych zdjęciach z planu „Wonderstruck”, na których, łagodnie rzecz ujmując, nie wygląda najlepiej.*
href="http://film.wp.pl/julianne-moore-szesc-dni-po-cannes-przestala-zachwycac-6025215779116161g">CZYTAJ DALEJ >>>
Nieustannie w podróży
Jej ojciec pracował dla armii – Moore urodziła się w ośrodku wojskowym Fort Bragg w Północnej Karolinie – i w dzieciństwie wiele podróżowała, nieustannie zmieniając miejsce zamieszkania.
To dlatego miała ogromne problemy z nawiązywaniem kontaktów z rówieśnikami.
- Mój ojciec był sędzią wojskowym, więc jeździliśmy po całym kraju – opowiadała w "Pani". - Chodziłam do dziewięciu szkół, a gdy miałam 16 lat, wyjechaliśmy do Niemiec, do Frankfurtu. Dlatego uciekałam w świat książek, całe godziny spędzałam w bibliotece. Ale są też pozytywne strony mojego samotnego dzieciństwa, ucieczką od szarej rzeczywistości w świat fantazji stał się w pewnym momencie teatr. I tak zostałam aktorką.
Piegowata truskawka
Choć dziś zachwyca urodą, wyznaje, że w dzieciństwie miała ogromne kompleksy.
- Byłam ruda, wysoka, nosiłam okulary, no i te piegi... Były wszędzie. Na całym ciele. Nazywano mnie "piegowatą truskawką"*– zwierzała się w "Twoim Stylu". *- Pamiętam, że próbowałam zdrapać je sobie z twarzy, a potem zamalować flamastrem. Nie wiem dlaczego, ale próbowałam je także usunąć maseczką z bardzo słodkiego ciasta, baklawy.
Kompleksów pozbyła się dopiero jako nastolatka – miała 15 lat, kiedy namówiła rodziców, by kupili jej szkła kontaktowe. W polubieniu siebie pomógł jej również teatr.
* - Zagrałam w szkolnym przedstawieniu o Śpiącej królewnie. Nagle wszyscy: rodzice, nauczyciele i cała klasa, dostrzegli we mnie ładną dziewczynę i niezłą aktorkę*– dodawała.
Początki kariery
Długo jednak nie mogła się zdecydować, czy faktycznie chce być aktorką. Ukończyła Wyższą Szkole Sztuk Pięknych na Uniwersytecie Bostońskim, potem wyjechała do Nowego Jorku.
By zarobić na swoje utrzymanie, pracowała jako kelnerka – i wtedy też zaczęła snuć marzenia o karierze w Hollywood. Chodziła na castingi i wreszcie zaoferowano jej angaż w serialu „As the World Turns”. Tam dostrzegła ją krytyka i ludzie z branży. Moore najpierw powierzano role epizodyczne, później wyciągnięto ją na pierwszy plan.
Przełomem był dla niej występ w „Boogie Nights”. Potem posypały się kolejne propozycje, nagrody i nominacje. I nagle Moore stała się jedną z najpopularniejszych aktorek w fabryce snów.
''Byłam egoistką''
Ale choć odnosiła sukcesy jako aktorka, prywatnie długo nie mogła znaleźć szczęścia.
Jej związki się rozpadały, a ona przyznawała, że nie do końca wiedziała, czego tak naprawdę chce od życia.
Dopiero kiedy poznała Barta Freundlicha, zrozumiała, że są rzeczy znacznie ważniejsze od kariery.
''Dorosłam do tego, by być żoną''
Freundlicha poznała na festiwalu w Sundance – i choć już wówczas między nimi zaiskrzyło, aktorka nie planowała wchodzić w kolejny związek. Dopiero kiedy dwa lata później spotkali się na planie jego filmu, zmieniła zdanie.
- Od tego czasu jesteśmy razem. Mieliśmy wystarczająco dużo czasu, by się dotrzeć. Lubię z nim pracować – mówiła w "Twoim Stylu".
I choć nie chciała zawierać kolejnego małżeństwa, kiedy ukochany się jej oświadczył, przyjęła pierścionek.
- Wygrawerował na nim imiona naszych dzieci, które pojawiły się na świecie, kiedy jeszcze żyliśmy w wolnym związku – mówiła, dodając, że kiedy urodziła dzieci, zupełnie zmieniły się jej priorytety.
- Miałam 37 lat, gdy urodził się Caleb, 42, gdy byłam w ciąży z Liv Helen.Dobrze, że doświadczyłam macierzyństwa. Dzieci nauczyły mnie miłości, całkowitego oddania. Można powiedzieć, że dopiero gdy zostałam matką, dorosłam do tego, by być dobrą żoną.
Zdjęcie z planu najnowszego filmu (6 dni po Cannes)
Nie przeszkadza jej, że jest niemal dziesięć lat starsza od swojego partnera.
* - Mój pierwszy mąż był dużo starszy i jakoś nie zapewniło nam to szczęścia*– śmiała się w "Twoim Stylu".
Nie martwi jej również upływający czas i zapewnia, że nie zamierza poprawiać sobie urody; jest w pełni zadowolona z tego, jak wygląda.
Twierdzi też, że nie boi się braku ról; i faktycznie, choć jej koleżanki narzekają, że z wiekiem mają coraz mniej propozycji, Moore praktycznie nie znika z ekranów. Niedługo będzie można ją oglądać w filmach „Wonderstruck”, „Suburbicon” i „Kingsman: The Golden Circle”.(sm/mn)