Karin Stanek: niemal z dnia na dzień stała się gwiazdą. To był dla niej szok
Jej szlagiery nuciła niegdyś cała Polska; wykonywane przez nią utwory często pojawiały się w filmach, a i ją samą można było dojrzeć w "Dwóch żebrach Adama". Miała być wielką gwiazdą, ale kiedy podpadła władzom, stała się jedną z najbardziej nienawidzonych osób w kraju.
- W 1971 roku niespodziewanie obwołano ją w kraju wrogiem publicznym. Nie mogła nagrywać ani występować. Swój żal wyraziła w piosence, do której napisałam jej tekst: "Śpiewać chcę, tańczyć chcę!" - mówiła w "Na żywo" menadżerka Karin Stanek, Anna Kryszkiewicz.
Urodziła się w biednej rodzinie; musiała pomagać ciężko pracującej mamie w codziennych obowiązkach i zajmować się rodzeństwem, co spowodowało, że w szóstej klasie zrezygnowała ze szkoły.
- Każdego dnia miałam dużo pracy w domu, każdego dnia robiłam to samo i tylko z zazdrością mogłam patrzeć przez okno, jak moje koleżanki leniwie i z niechęcią idą do szkoły. One szły, bo musiały. A ja chciałam i nie mogłam. Może komuś trudno w to uwierzyć, ale ja naprawdę chciałam. Lubiłam uczyć się, dowiadywać wciąż czegoś nowego, ciekawego - czytamy w książce "Karin Stanek. Autostopem z malowaną lalą" Anny Kryszkiewicz.
Miała 16 lat, gdy zdobyła zatrudnienie jako pomoc biurowa w Przedsiębiorstwie Robót Górniczych w Bytomiu i zapisała się do szkoły wieczorowej. Równocześnie próbowała realizować swoją pasję - już jako mała dziewczynka kochała muzykę i wyróżniała się niesamowitym głosem. Jej największym marzeniem była gitara.
- Mama grała na gitarze, stała się więc moim pierwszym nauczycielem. Tego dnia, kiedy dostałam instrument, nauczyłam się akompaniować sobie do kilku piosenek - wspominała.
Występowała w domach kultury, na rozmaitych imprezach - i wreszcie trafiła na Festiwal Młodych Talentów w Szczecinie. Wtedy niemal z dnia na dzień stała się gwiazdą. To był dla niej szok.
- Czy liczyłam wtedy na sławę? Nie... chyba nie. Może czasem myślałam o niej, ale nie wyobrażałam sobie, że mogłabym ją zdobyć. Śpiewałam zawsze dla przyjemności, lubiłam to, brałam udział w konkursach, przeglądach, ale nigdy z myślą o tym, że mogłyby mi przynieść sławę. Cieszyłam się, kiedy publiczność oklaskiwała moje piosenki, kiedy widziałam, że są zadowoleni, że sprawiłam im przyjemność – mówiła.
W 1962 roku Stanek ruszyła w trasę z Czerwono-Czarnymi, zdobywając coraz szersze grono fanów. Po kilku latach piosenkarka postanowiła jednak odejść z zespołu.
- Kiedyś artystom przydzielono stawki, według których płacono za koncert, i Karin dostała najwyższą. Członkom zespołu nie spodobało się to i Karin, by nie było niesnasek, postanowiła odejść - tłumaczyła w "Super Expressie" Kryszkiewicz, która zaraz potem została jej menadżerką.
Niestety, wkrótce jej świetnie się zapowiadająca kariera legła w gruzach. Na początku lat 70. rozpuszczono plotkę, że bliscy Stanek chcą wyemigrować do Niemiec. Ta wiadomość rozsierdziła ówczesne władze, artystka trafiła na czarną listą i twierdzono nawet, że dopuściła się "zdrady narodowej". Nagonka trwała w najlepsze, a media prześcigały się w publikowaniu o artystce nieprawdziwych informacji; pisano, że źle się prowadzi, że jest trudna we współpracy. Przyjaciele się od niej odwrócili, władze uniemożliwiły artystce nagrywanie kolejnych płyt, a jej utworów nie puszczano w radiu.
Stanek była załamana i zdruzgotana, nie rozumiała, skąd te ataki, co zrobiła złego. Zaproponowano jej nawet wyjazd z kraju - bez możliwości powrotu. Naturalnie odmówiła.
Z pomocą przyszedł kompozytor Mateusz Święcicki, który, używając swoich wpływów, załatwił Stanek występ na festiwalu w Opolu. Artystka była tam niekwestionowaną gwiazdą, lecz choć publiczność nie kryła zachwytu i pomimo wielu bisów, w transmisji telewizyjnej występ artystki wycięto. Niedługo potem powstała piosenka "Śpiewać chcę, tańczyć chcę!", mająca być protest songiem i wyrażająca uczucia załamanej Stanek.
Ponieważ w Polsce nie pozwolono jej tworzyć, postanowiła robić karierę gdzie indziej. W Niemczech zachwycono się jej głosem; zaproponowano jej kontrakt i trasę koncertową. Stanek nie posiadała się ze szczęścia - ale do realizacji projektu nigdy nie doszło. Okazało się, że "Pagart" nie odpowiedział na pismo od Niemców, więc zaproszenie anulowano. Wtedy Stanek podjęła decyzję o opuszczeniu Polski i na stałe zamieszkała w Niemczech. Długo bała się przyjechać do ojczyzny nawet na chwilę - zjawiła się dopiero w latach 90., by wystąpić w Sopocie. I ze zdziwieniem obserwowała tłum, który zjawił się na jej koncercie. Ale, choć bardzo chciała, nie mogła wrócić do Polski - za granicą czekała na nią chora matka.
- Była człowiekiem samotnym. Myślę, że gdyby mieszkała w Polsce, to byłoby inaczej. Tu miała przyjaciół, tysiące fanów... Marzyła o powrocie do Polski, ale nie mogła wyjechać z Niemiec, bo musiałaby zostawić ukochaną mamę - mówiła Kryszkiewicz w "Super Expressie". - Tuż przed śmiercią Karin powiedziała, że chciałaby, by Bóg ją zabrał... Czasem myślę, że to dlatego, bo miała po prostu już dość życia na obczyźnie.
Stanek zmarła 11 lutego 2011 roku na zapalenie płuc. - Wielki talent i ogromne możliwości nigdy do końca nie odkryte - dodawała jej menadżerka w "Na żywo". - Karin chciała tylko śpiewać, tak jak to brzmiało w jej przeboju. Nie pogodziła się z tym, że próbowano zniszczyć jej karierę.