Katarzyna Bujakiewicz dla WP: Jestem średnio romantyczna
Nowa fryzura, uśmiech i mnóstwo energii. Po przerwie spowodowanej narodzinami i wychowaniem córeczki, *Katarzyna Bujakiewicz wraca do gry! Choć prywatnie, jak sama twierdzi, jest średnio romantyczna, to lada moment zobaczymy ją w bardzo romantycznej komedii "Listy do M." w reżyserii Mitji Okorna. A zagra w niej Larwę! Śliczną jak aniołek, a przy tym niezwykle dowcipną, przyjaciółkę - czekającej na wielką miłość - Doris, w postać której wciela się Roma Gąsiorowska.*
08.11.2011 13:47
- Kiedy ostatnio rozmawiałyśmy na planie serialu "Na dobre i na złe", była Pani "zawodowo" w ciąży z bliźniakami. Od tego czasu wiele się zmieniło. Przede wszystkim w zeszłym roku została Pani mamą córeczki o imieniu Aleksandra i zrobiła sobie małą przerwę w graniu...
Na moment rzeczywiście wyłączyłam się z życia zawodowego, ponieważ pielęgnowałam cudowny stan jakim jest ciąża. A teraz powtarzam wszystkim kobietom, które spodziewają się dziecka, żeby korzystały z ostatnich spokojnych, wolnych wieczorów i dni, kiedy można bezkarnie poleżeć i poleniuchować. Dopóki mogłam grałam w "Na dobre i na złe". Miesiąc przed porodem, w lipcu zeszłego roku, stwierdziłam, że czas odpocząć. Córka urodziła się w sierpniu.
- Macierzyństwo Pani służy. Już na pierwszy rzut oka widać zmiany - nowa fryzura! Skróciła Pani włosy i zapuściła grzywkę...
Dziękuję, lecz ta akurat zmiana spowodowana jest rolą w nowym serialu "Szpital Alicji" (śmiech). Oddałam się w ręce mojego poznańskiego fryzjera, który dokonał tej metamorfozy. Początkowo byłam strasznie przerażona. Mam jednak nadzieję, że fryzura wyszła fajna. Jest w każdym razie... inaczej (śmiech).
- Tak się złożyło, że znowu gra Pani w serialu, którego akcja toczy się w szpitalu...
Dlatego żartuję sobie, że wysiadywanie w szpitalach do końca życia mam chyba zapisane w kontrakcie (śmiech). Cóż? Bardzo lubię seriale medyczne. Sama oglądam "Doktora House'a" i "Grey's Anatomy". Z przyjemnością wracam więc do szpitala, żeby znów zmierzyć się z tym tematem. Zresztą w "Na dobre i na złe" wątek Marty jest wciąż obecny, z tym że moja rola ogranicza się do siedzenia w domu i zajmowania się trójką dzieci.
- To odwrotnie niż w życiu. Pani bowiem, po urlopie macierzyńskim, zaczęła udzielać się zawodowo. Na ekrany kin wchodzi właśnie komedia romantyczna "Listy do M." z Pani udziałem. Czy jest Pani amatorką romantycznych historii, na których można się uśmiechnąć i uronić łezkę?
Muszę przyznać, że na "Listach do M." łza w oku zakręciła mi się nie raz, bo to naprawdę dobra komedia romantyczna. Nie chodzi w niej tylko o to, żeby widzowie ubawili się po pachy, a główni bohaterowie pocałowali w scenie finałowej na Moście Świętokrzyskim. Obserwujemy pięć niełatwych życiowych historii. W jednej scenie ktoś kogoś zdradza, w innej pojawia się dziecko z domu dziecka. To trudne historie, przekazane w lekki, ciekawy sposób. Wzruszają i śmieszą.
- Czy w życiu jest Pani kobietą romantyczną, czy raczej typem kumpla?
Jestem średnio romantyczna. Niektórzy zarzucają mi nawet, że w ogóle romantyczna nie jestem. Ale czasem "romantycznie" potrafię ugotować zupę...
- W jakiej zupie osiąga Pani szczyt romantyzmu?
W zupie tajskiej na ostro z dużą ilością papryczek chili (śmiech). Cóż? Jestem kobietą konkretną i realnie patrzę na życie. Odrobina romantyzmu czasem się przydaje, ale na co dzień, kiedy trzeba się zmagać z różnymi problemami, trudno nieraz ten romantyzm znaleźć. Więc raczej jestem typem kumpla (śmiech).
- Nigdy w życiu nie dopadła Pani miłość od pierwszego wejrzenia?
Oczywiście, że dopadła! Tylko musiałam na nią czekać cztery lata. Potem była miłość od drugiego wejrzenia. Jak najbardziej wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia!
- Drugie wejrzenie ugruntowuje uczucie?
Nad uczuciem wciąż trzeba pracować i wiedzieć, czego się chce.
- A co dla Pani jest najważniejsze w związku?
Partnerstwo, uczciwość, przyjaźń. Przede wszystkim trzeba się wzajemnie lubić.
- W "Listach do M." Pani bohaterka wygląda jak aniołek, choć przyjaciele nazywają ją Larwa...
Ksywa zupełnie nieadekwatna do jej charakteru. Larwa jest bardzo pozytywną postacią. Dba o swoją przyjaciółkę Doris, którą gra Roma Gąsiorowska. Wspiera ją i namawia na miłość życia. Chce, żeby Doris wyszła z domu i wreszcie kogoś poznała. Tak właśnie postępują dobre przyjaciółki i ja taką przyjaciółkę gram. Zresztą sama doświadczyłam kiedyś podobnej sytuacji. Rodzina i przyjaciele namawiali mnie usilnie, abym wyszła do ludzi, bo biegając samotnie po lesie i siedząc w domu na pewno nikogo nie poznam.
- "Listy do M." to pięć historii miłosnych, które wydarzają się w Wigilię Bożego Narodzenia. Czy Pani już wie, jak w tym roku spędzi święta?
Jak wszystko dobrze pójdzie, zapakujemy się całą rodziną i pojedziemy w jakieś fajne miejsce. Na razie zastanawiamy się, czy będą to góry czy morze? Myślę jednak, że wygra morze, ponieważ w górach na święta jest zbyt duży tłok. A że pracuję niemal do samej Wigilii, w związku z czym nie będę mieć czasu na świąteczne przygotowania. Postaramy się przede wszystkim odpocząć i miło spędzić czas w rodzinnym towarzystwie.
- Córeczka jest jeszcze za mała, żeby napisać list do Świętego Mikołaja, ale czy Pani domyśla się, co sprawiłoby jej największą radość?
Na razie Ola nie ma wielkich wymagań. Najbardziej interesuje ją wyposażenie kuchni. Bawi się garnkami, a najchętniej nożem, na co jej oczywiście nie pozwalam. Po prostu stara się mnie naśladować, kiedy towarzyszy mi w kuchennych czynnościach. Jak widać Ola nie bawi się zabawkami, co nie przeszkadza mi w kupowaniu jej kolejnych (śmiech). Musimy z Piotrem dobrze przemyśleć prezent pod choinkę. A ja muszę się powstrzymywać, żeby nie rozpuszczać za bardzo swojego dziecka.
- Jednym słowem stawia Pani na świadome macierzyństwo. Zresztą jest Pani ambasadorką akcji "Świadoma mama"...
W Poznaniu prowadzę konferencje na temat świadomego macierzyństwa. Prywatnie również staram się świadomie wychowywać swoje dziecko. Choć w stu procentach to się i tak nie uda. Ola jest moim pierwszym dzieckiem, a ja dojrzałą mamą. Młode matki mają chyba większy luz. Ja wszędzie widzę zagrożenia. Jestem mamą przejętą, nieco przestraszoną, ale na pewno świadomą. Zorientowałam się jak ważna jest intuicja macierzyńska. Nie da się wychowywać dziecka według czyichś rad. Każde dziecko jest inne i różne rzeczy sprawiają mu przyjemność. Moje dziecko śpi ze mną, je to, co my. Moje świadome macierzyństwo polega na tym, że nie gotuję Oli żadnych przetworzonych rzeczy i staram się być ekologiczna.
- Zawsze była Pani bardzo aktywną osobą. Czy wychowując córeczkę ma Pani jeszcze czas na uprawianie sportu?
Tak. Codziennie rano przez godzinę biegam z moją suką Oxą. Przebiegamy około 10 kilometrów. W tym czasie Ola przebywa z nianią. Jestem dobrze zorganizowana. Potem jest czas dla małej. Zależy mi, aby miała kontakt z innymi dziećmi. Dlatego, podobnie jak moje przyjaciółki, które mają dzieci w tym samym wieku, zapisałam Olę na zajęcia rytmiczno-muzyczne. I wcale nie szykuję córki na gwiazdę, jak pisano w gazetach. Po prostu zależy mi, żeby miała kontakt z rówieśnikami. To się nazywa uspołecznianie. Wcześniej udało mi się uspołecznić psa (śmiech).
- Czy te biegi zaowocują wkrótce jakimś maratonem?
Nie tak prędko. Przebiegłam już jeden maraton i nie mam specjalnej ochoty na kolejny. Poza tym za krótko po porodzie biegam, żeby solidnie przygotować się do maratonu. Planuję za to półmaraton w Berlinie na początku kwietnia 2012. Jeszcze raz chcę spojrzeć Berlinowi w twarz, ponieważ swój pierwszy maraton przebiegłam właśnie tam. A zdobycie Berlina to bardzo przyjemne uczucie (śmiech).
- A co ze sportami zimowymi. Narty i snowboard mają się dobrze?
Snowboardzistką jestem początkującą. Naukę musiałam przerwać, kiedy zaszłam w ciążę. Ale, jak tylko czas pozwoli, z przyjemnością będę kontynuowała tę naukę. Za to na nartach jeżdżę zdecydowanie lepiej (śmiech). Kiedyś przynajmniej raz w miesiącu bywałam w górach. Uwielbiam szusować po stoku, a najlepiej przygotowane stoki są w Alpach austriackich. Mam nadzieję, że na przełomie kwietnia i maja, kiedy skończą się zdjęcia do "Szpitala Alicji", pojedziemy na kilka tygodni na lodowiec, gdzie nadrobię zaległości. Jazdy na nartach tak łatwo się nie zapomina. Założę kombinezon, przypnę narty i po prostu pojadę (śmiech).
- Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Ewa Jaśkiewicz/AKPA
ZOBACZ TAKŻE:
**[
Jak dziś wygląda Pippi Langstrump? ]( http://teleshow.wp.pl/tak-dzis-wyglada-pippi-langstrumpf-6026605664182913g )*
*[
Dołącz do nas na Facebooku! ]( http://www.facebook.com/filmwppl )*
*[
Stare, ale jare. 40-stki jak 20-stki ]( http://film.wp.pl/sa-dojrzale-a-wygladaja-jak-nastolatki-nowa-moda-w-kinie-6025274240406657g )**
**[
To jest najlepszy polski film wszech czasów? ]( http://film.wp.pl/10-najlepszych-polskich-filmow-wszech-czasow-6025273245967489g )**