"Katastroficzna" klęska. Film Rolanda Emmericha "Moonfall" budzi politowanie
Roland Emmerich na przełomie wieków był jednym z najbardziej kasowych hollywoodzkich reżyserów na świecie. O jego głośnych katastroficznych produkcjach słyszeli chyba wszyscy: "Dzień niepodległości", "Pojutrze", "2012". Jednak w ostatnich latach urodzony w Niemczech filmowiec wyspecjalizował się w robieniu… finansowych klap.
W najnowszym filmie Rolanda Emmericha tajemnicza siła sprawia, że Księżyc opuszcza swoją orbitę i powoli, acz nieuchronnie kieruje się w stronę Ziemi. Sytuacja wydaje się być beznadziejna. Nic już nie uchroni mieszkańców planety przed zagładą. Na szczęście jest ktoś, kto ma pomysł, aby zapobiec katastrofie. To była astronautka Jo Fowler (którą zagrała Halle Berry). Oczywiście jej teoria na ocalenie Ziemi spotka się z powszechną negacją, jednak znajdą się osoby, które w nią uwierzą. Wśród nich będzie dyrektor NASA. Dzięki niemu misja ostatniej szansy dojdzie do skutku.
Tak rozpoczyna się "Moonfall", który podczas minionego weekendu miał premierę w polskich i amerykańskich kinach. Miłośnicy kina katastroficznego czekali na niego z dużą niecierpliwością. Jego twórcą był bowiem mistrz gatunku Roland Emmerich. Widzowie mieli nadzieję, że pochodzący z Niemiec reżyser wróci tym filmem do wysokiej formy. Niestety, Emmerich ponownie udowodnił, że logika i historia opowiadana za pomocą ruchomych obrazków to dla niego dwa sprzeczne, wykluczające się obszary aktywności człowieka.
"Moonfall" (2022) - zwiastun filmu
Niesamowite, że reżyser z tak ogromnym doświadczeniem uznał, że można robić kinowe produkcje z niemal całkowitym pominięciem związku przyczynowo-skutkowego. Kiedyś widzowie mu to wybaczali, ale od pewnego czasu są znacznie mniej wyrozumiali. Dlatego Emmerich kojarzony jest ostatnio z kiepskimi filmami, które stają się finansowymi katastrofami.
Trzy poprzednie wysokobudżetowe produkcje Rolanda Emmericha to: "Świat w płomieniach" (2013 r.), "Dzień Niepodległości: Odrodzenie" (2016 r.) oraz "Midway" (2019 r.). Można prowadzić długą dyskusję, który z tych filmów był najgorszy. Czy propagandowy, schematyczny i absurdalny thriller o przejęciu Białego Domu przez terrorystów, czy wtórne do bólu, bezlitośnie nudne widowisko science-fiction, czy może sztuczny, kartonowy, pozbawiony emocji dramat wojenny? W każdym razie, wszystkie wymienione filmy przyniósły producentom duże finansowe straty.
I teraz dochodzimy do miejsca, w który dowiadujemy się, dlaczego Emmerich nie stosuje w swoich filmach związku przyczynowo-skutkowego. Najwyraźniej nie dostrzega go w normalnym żuciu, skoro hollywoodzcy producenci po raz kolejny zawierzyli mu tak ogromne pieniądze. Być może po raz ostatni.
"Moonfall" jest bowiem jedną z najdroższych produkcji 2022 r. Jego budżet sięgnął 140 mln dol. Żeby można było mówić o finansowym sukcesie, film musiałby zarobić w kinach ok. 300 mln dol. Tymczasem podczas premierowego weekendu zebrał w Stanach zaledwie 10 mln dol. Poza Ameryką film Emmericha również sprzedaje się słabo. Może się więc okazać, że na całym świecie wpływy z dystrybucji kinowej nie przekroczą 50 mln dol.
Straty będą więc ogromne, a klęska filmu spektakularna. Producenci mogli od razu sprzedać film jakiejś platformie streamingowej. Po tak nieudanej premierze kinowej jego rynkowa wartość znacznie spadła. Podobnie jak wartość Rolanda Emmericha, który tym razem może odczuć niedogodności związku przyczynowo-skutkowego.