Krzysztof Krauze: Polska pożegnała wielkiego reżysera
22.07.2016 | aktual.: 22.03.2017 17:08
Był nie tylko wybitnym reżyserem…
Polska żegna wielkiego Polaka – o godzinie 13 w Kazimierzu Dolnym odbył się pogrzeb Krzysztofa Krauzego.
Był nie tylko wybitnym reżyserem, ale i dociekliwym obserwatorem, pełnym pasji profesjonalistą, człowiekiem, który jako pierwszy dostrzegł talent wielu niedocenionych aktorów i pomógł im zaistnieć w branży filmowej. Nigdy nie zależało mu na sławie ani nagrodach, które krytyka tak ochoczo wręczała mu na festiwalach; kręcił z potrzeby serca, w dużej mierze dla samego siebie, nie wyobrażając sobie życia bez filmów.
Prezydent RP Bronisław Komorowski odznaczył Krzysztofa Krauze pośmiertnie Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski za wybitne osiągnięcia w twórczości artystycznej i za zasługi w promowaniu polskiej sztuki filmowej w świecie.
- Żegnamy twórcę wyjątkowego i szczególnie wielu nam, Polakom, bliskiego. Jednego z tych, których dzieła najcelniej nawiązywały do naszych wspólnych doświadczeń ostatnich dekad - napisał Komorowski w liście do uczestników uroczystości pogrzebowych. List odczytał minister w kancelarii prezydenta Maciej Klimczak.
href="http://film.wp.pl/krzysztof-krauze-polska-pozegnala-wielkiego-rezysera-6025246394504321g">ZDJĘCIA Z POGRZEBU >>>>ZDJĘCIA Z POGRZEBU >>>>
''Traktuję ten zawód z wielką powagą''
- Kręcę filmy rzadko, traktuję ten zawód z wielką powagą. Kiedy już wiążę się z jakimś projektem, to cały świat przeżywam poprzez ten film – mówił Krauze w wywiadzie dla miesięcznika Kino. Jego dorobek reżyserski, choć faktycznie niezbyt wielki – w późniejszym okresie Krauze kręcił filmy co kilka lat, starając się, aby jego dzieła nigdy nie sprawiały wrażenia pospiesznych i nieprzemyślanych – jest imponujący.
Za „Dług” i „Plac Zbawiciela” otrzymał Złote Lwy na festiwalu w Gdyni; „Mój Nikifor” został nagrodzony Kryształowym Globusem na festiwalu filmowym w Karlovych Varach; wyróżnieniami obsypano również „Papuszę”.
Marzenia o reżyserii
Krauze, urodzony 2 kwietnia 1953 roku, wywodził się z rodziny z artystycznymi tradycjami; to jego mama, Krystyna Karkowska, gotowa wszystko poświęcić dla aktorstwa, zaraziła go miłością do filmu.
Na studia wybrał łódzką PWST, lecz choć od najmłodszych lat marzył o karierze reżyserskiej, zdecydował się na studia na Wydziale Operatorskim. Po odebraniu dyplomu przez lata zdobywał doświadczenie, zasiadając za kamerą i współpracując ze studiem Semafor.
Długo musiał czekać, aby jego zasługi dla polskiego kina zostały w pełni docenione; w 2001 roku został jednak członkiem Europejskiej Akademii Filmowej, a w 2008 roku stanął na czele Rady Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej.
Krótkie szczęście
Choć w pracy odnosił kolejne sukcesy, nie wiodło mu się w życiu osobistym. Pierwszy raz ożenił się w wieku 21 lat, ale związek rozpadł się zaledwie po 9 miesiącach. Jak twierdził – z jego winy, bo nie był zupełnie przygotowany na taką zmianę w życiu.
Praca rozdzieliła go też z drugą żoną, Ewą Sałacką; jej późniejsza tragiczna śmierć na długo pogrążyła go w żałobie.
Z Małgorzatą Szurmiej spędził 12 lat, lecz i to małżeństwo nie przetrwało próby czasu. Spokój znalazł dopiero u boku Joanny Kos. Ale nie cieszył się nim zbyt długo.
''Gra toczyła się o samo życie''
- W 2006 roku dowiedziałem się, że mam raka prostaty – opowiadał Krauze w „Gazecie Wyborczej”. - Nie doceniłem powagi sytuacji, zlekceważyłem przeciwnika. Na usprawiedliwienie mam tylko tyle, że doświadczenie uczy, że umierają inni. Nikt nie dopuszcza myśli, że sam może umrzeć. Uwierzył, że „wszystko będzie dobrze”. Ale szybko miał tego pożałować. Pojawiły się przerzuty. - Zrozumiałem, że jeśli natychmiast nie zacznę się leczyć, jeśli nie zmienię stosunku do mojej choroby, każdy następny rok będzie cudem. Nie chodziło już o komfort życia, gra toczyła się o samo życie – dodawał.
''Śmierć jest czasem jedynym lekarstwem na życie''
Przez kilka lat walczył z chorobą. Nie poddał się, nie zrezygnował też z kręcenia filmów. Wiedział, że musi znaleźć w sobie siłę.
- Zapamiętaj: ty decydujesz, czy będziesz żył. Nie lekarz, nie rak. Ty! Kieruj się nadzieją. Jest taka lekarska anegdota: Jeśli pacjent uprze się, żeby żyć, medycyna jest bezradna. Wszystko zależy od tego, czy rozdmuchasz iskrę nadziei, czy zapali się płomieniem, który oświetli ci przyszłość – apelował w „Gazecie Wyborczej”.
Jego żona, Joanna Kos-Krauze, i matka, z którą udało mu się wreszcie pojednać i naprawić zaniedbaną w dzieciństwie więź, wspierały go w najtrudniejszych chwilach. A on powoli godził się z tym, że jego życie prawdopodobnie dobiega końca.
- Chcę być sobą - mówił w jednym ze swoich ostatnich wywiadów. - Śmierć jest czasem jedynym lekarstwem na życie. Moja śmierć może uwolnić życie. Może być źródłem życia.
''Kochało go kino''
- Krzysztof był skomplikowanym człowiekiem, ale niezwykle ciekawym i niezwykle przystojnym. Szalały za nim kobiety – mówił na antenie RDC reżyser Robert Gliński. - Myślę, że kochało go kino, kochał go film, ekran i to, co zostało po nim będzie oglądane przez następne pokolenia bardzo długo.
- Miałem wielki zaszczyt, ale chyba też i wielką przyjemność tego, że znałem państwa Krauzów. Krzysztof był skromnym uroczym miłym człowiekiem i to jest szalenie istotne – wtórował mu Andrzej Bukowiecki.
''Prawdziwy reżyser filmowy''
- To jest tak w stylu Krzysia, żeby odejść w Wigilię Bożego Narodzenia. On długo chorował i to wyczekiwanie śmierci i odejścia było obecne w jego życiu. Miał okresy lepsze i gorsze, ale był bardzo dzielny i otwarty w swoim cierpieniu, nie ukrywał tego, że się źle czuje. Łapał jednak też te chwile, kiedy czuł się dobrze. Będę się modliła za niego – mówiła aktorka Sławomira Łozińska w Polskim Radiu 24.
– Krauze to był nie tylko wybitny reżyser nagradzany głównymi nagrodami na polskich festiwalach, ale i wybitny człowiek. To był taki artysta, o którym zawsze myślałem, że tak powinien wyglądać i postępować prawdziwy reżyser filmowy. Nie robił filmów dla sławy, sukcesu czy nagród, ale robił to dlatego, że bardzo wierzył w to, o czym opowiadał w filmach – dodawał Tomasz Raczek.
(sm/mn)