Łaka łaka, czyli powrót do korzeni

Napisać, że Muppety wracają, nie do końca będzie prawdą. Bowiem sympatyczne pacynki nigdy tak naprawdę nas nie opuściły. Co prawda na dużym ekranie gościły dawno temu, ale przecież ich naturalnym środowiskiem była zawsze telewizja. A z ekranów telewizorów nie zniknęły nigdy. Na przestrzeni lat stały się legendą i stałym elementem telewizyjnego przemysłu. Trudno bez ich wizerunków wyobrazić sobie popkulturę, a już szczególnie jej amerykańską odsłonę. I nikt nie zaprzeczy, że są tym, co w niej najlepsze. Bo oprócz czystej rozrywki i niesamowitego humoru, dziwaczne stwory wymyślone przez Jima Hensona mają zawsze coś więcej do zaoferowania. W szaleństwie i śmiechu przemycały rozmaite wartości, takie jak przyjaźń, solidarność i tolerancja. A powody ich obecności w show-biznesie nie ograniczały się tylko do zarobienia jak największej kasy, o nie! Dla twórcy Muppetów najbardziej liczyła się dobra zabawa i pozytywny przekaz.

18.06.2012 18:33

I do tego właśnie nawiązuje najnowszy film z ich udziałem, zatytułowany po prostu: „Muppety”. Fabuła obrazu, wyreżyserowanego przez debiutującego w kinie Jamesa Bobina, bezpośrednio nawiązuje zarówno do poprzednich produkcji, jak i do korzeni – do kultowego już „The Muppet Show”. Twórcy wykorzystali przy tym popularność pacynek, w pewnym granicach bawiąc się ich wizerunkiem i faktem obecności w świadomości widzów.

Tym razem Muppety muszą zmierzyć się z bezwzględnym biznesmenem o wielce mówiącym nazwisku Tex Richman (w tłumaczeniu: Tex Bogacz, a w tej roli znakomity aktor Chris Cooper). I mimo tego, że pozornie skazane są na porażkę w walce nie tylko z nim, ale także nowymi trendami w show-biznesie, postanawiają na przekór wszystkiemu zająć należne im w kulturze masowej miejsce. I podobnie jak to miało miejsce w ich przygodach na Manhattanie, Kermit znowu próbuje zebrać całą drużynę do kupy. Problem w tym, że Muppety rozpierzchły się po świecie i każdy z nich poukładał jakoś swoje życie, wspominając niegdysiejszą popularność. Czy zgodzą się więc przerwać ustatkowane życie i rzucić się z niepewny wir show-biznesu? I czy jeszcze ktoś w ogóle będzie chciał oglądać takich dinozaurów jak oni? Czy gwiazda Muppetów znów zalśni pełnym blaskiem? W poczynaniach sympatycznej żabie i innym stworom pomagać będzie nowy członek rodziny – Walter, oraz para ludzkich
bohaterów: lekkoduch Gary (Jason Segel) i jego dziewczyna Mary (Amy Adams).

W najnowszej odsłonie Muppety są takie, jakie zawsze były. Ani trochę się nie postarzały. I niepotrzebny był im żaden lifting i inne operacje plastyczne. Pacynki, a z nimi ich twórcy, oparły się mijającemu czasowi. Oczywiście idą z duchem czasu i dopasowali się trochę do nowych warunków show-biznesu, ale nadal są w pewnym sensie staroświeckie, w czym od początku tkwił cały ich urok. Może tylko nieco złagodniały, wyzbyły się pewnej dozy szaleństwa i anarchistycznego humoru (na szczęście dużo im go pozostało). Widocznie twórcy (pod naciskiem na Disneya) zdecydowali się rozszerzyć grono odbiorców i skierować „Muppety” zarówno do młodszej, jak i starszej niż zwykle grupy widzów. Ale nic to im nie zaszkodziło. Wytwórnia „dorzuciła” im trochę współczesnych patentów (znanych chociażby z „High School Musical”), ale Muppety zachowały swoją niepowtarzalną tożsamość. Tak więc Miś Fuzzy nadal śmieszy do łez swoimi nieśmiesznymi i spalonymi
żartami; Świnka Piggy czaruje swoją nieprzeciętną urodą i osobowością; popisy Gonzo zapierają dech w piersiach; Zwierzak jest nadal Zwierzakiem i ani trochę się nie ucywilizował, a cała reszta pozytywnie zakręconych pacynek po prostu szaleje. A nad nimi wszystkimi czuwa jak zwykle niezastąpiony Kermit, który nigdy nie przestał być sobą, czyli nieco szaloną, nieco melancholijną żabą-konferansjerem, beznadziejnie uwikłanym w telenowelowy romans ze Świnką Piggy. Krótko mówiąc: stare, dobre Muppety.

Mocną stroną filmu, oczywiście oprócz fajnej fabuły, niebanalnego, absurdalnego humoru i nieskrępowanej zabawy, jest muzyka. O jej poziomie niech świadczy fakt, że jedna z piosenek, pt. „Man Or Muppet” zdobyła w tym roku Oscara.

Film przepełniony jest musicalowymi scenami, utrzymany w wodewilowej konwencji. A więc mamy tu to, co decydowało o wyjątkowości ich telewizyjnego „show”. W każdym odcinku tego kultowego programu Muppety próbowały (z powodzeniem zresztą) zrobić wielki program, zakończony sukcesem. I właśnie to samo chcą zrobić teraz. Ich finałowy występ to po prostu „The Muppet Show” w czystej postaci. Twórcy sięgnęli nawet po choreografię i piosenkę, która zaczynała każdy show Jima Hensona. Aż się łezka w oku kręci! To wielki ukłon w stronę początków Muppetów i zarazem przypomnienie widzom ich genezy. Zgodnie z tradycją, pacynkom do programu udało się nawet ściągnąć gwiazdę, Jacka Blacka (może nie do końca w zgodzie z jego wolą, ale kto by tam patrzył na takie szczegóły).

„Muppety” w nowej wersji są filmem dla całej rodziny. Bawią, śmieszą i jak zawsze, czegoś próbują nauczyć. Ich niegasnący optymizm jest doskonałą odtrutką na codzienne problemy i frustracje. Kto śmiał się niegdyś i kibicował Muppetom w ich rozlicznych przygodach, po prostu nie może tego filmu przegapić.

Warto mieć go w swojej wideotece, żeby często do niego wracać. Tym bardziej, że wydanie DVD zawiera dwie wersje językowe – kinową z polskim dubbingiem oraz oryginalną (ta druga z pewnością ucieszy oddanych fanów, którzy uwielbiają nawet same głosy Muppetów). Dodatkową atrakcją jest materiał z zabawnymi wpadkami z planu (opisywany jako „najdłuższa kolekcja wpadek, jaką kiedykolwiek zebrano w historii Muppetów”). A wszystko wieńczy zabawny i nietuzinkowy układ menu.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)