Léa Seydoux: Kim jest nowa dziewczyna Bonda?
Léa Seydoux, niemal 30-letnia francuska gwiazda, nie należy do klasycznych piękności
Nie od dziś wiadomo, że twórcy Bonda mają niezłe oko do dziewczyn dla swojego ekranowego bohatera. Od dawna w serii filmów o agencie 007 pojawiają się prawdziwe ślicznotki i ikony piękna – Halle Berry, Eva Green, Olga Kurylenko, Ursula Andress, Claudine Auger czy Sophie Marceau (zobacz, jak zmieniły się najsłynniejsze dziewczyny 007)
– dlatego też najnowszy wybór budzi wśród fanów pewne wątpliwości.
Léa Seydoux, niemal 30-letnia francuska gwiazda, nie należy bowiem do klasycznych piękności, jej uroda, według wielu mocno dyskusyjna, wydaje się nieoczywista. Zresztą aktorka udowodniła, że jest prawdziwym kameleonem; raz jawi się jako kobieta niezwykle piękna, innym razem znowu jako zupełnie zwyczajna, nierzucająca się w oczy dziewczyna z sąsiedztwa.
href="http://film.wp.pl/l-a-seydoux-kim-jest-nowa-dziewczyna-bonda-6025244577456769g">CZYTAJ DALEJ >>>
''Byłam bardzo samotna''
Urodziła się 1 lipca 1985 roku w Paryżu, w dobrze sytuowanej rodzinie. Jej ojciec jest cenionym biznesmenem, dziadek zaś prezesem wytwórni filmowej Pathe.
W młodości Seydoux planowała zostać śpiewaczką operową, pobierała nawet lekcje w szkole muzycznej, ale – z powodu paraliżującej nieśmiałości – wreszcie porzuciła te plany. Ta nieśmiałość, jak wyjawi później, strasznie utrudniała jej życie.
- Czułam się zagubiona w otaczającym mnie tłumie – opowiadała. - Byłam bardzo samotna. Nie mogła jednak liczyć na wsparcie rodziców, którzy rzadko kiedy znajdowali czas dla swoich dzieci.
Panienka z dobrego domu
Choć z rodzicami miała kiepski kontakt, zadbali przynajmniej o jej wykształcenie, zapisywali na zajęcia dodatkowe i nie szczędzili funduszy na jej edukację. Wysłali ją na obozy letnie w Ameryce, by opanowała język angielski.
Seydoux *dorastała otoczona przez sławnych ludzi*, którzy gościli u niej w domu i których poznawała na imprezach branżowych. Mimo to sama wcale nie marzyła o karierze w branży rozrywkowej czy pójściu w ślady matki – byłej aktorki.
''Możesz robić, co chcesz''
Marzenia o graniu w filmach przyszły niespodziewanie.
- Zostałam aktorką, ponieważ miałam przyjaciela, który się tym zajmował, i odkryłam, że jego życie jest cudowne – wspominała. - Pomyślałam: „Och, możesz podróżować, jesteś wolny, możesz robić, co chcesz, po prostu rządzisz”. No a potem spotkałam pewnego aktora i zakochałam się w nim.
Chcąc mu zaimponować, zapisała się na kurs aktorstwa w jednej z francuskich szkół, później zaś pojechała dokształcać się do Nowego Jorku.
Bez pomocy rodziny
Jej kariera rozwinęła się błyskawicznie. Seydoux, która miała już doświadczenie jako modelka, na ekranie zadebiutowała w 2006 roku, rolą w filmie „Mes copines”. Potem zaczęły się sypać kolejne propozycje i, naturalnie, pojawiły się plotki, że dziewczyna przebiła się wyłącznie dzięki znajomościom.
- Mój dziadek Jérôme nigdy nie interesował się moją karierą – oburzała się Seydous. - Moja rodzina nigdy w niczym nie pomogła. A ja nigdy ich o to nie prosiłam.
Amerykański sen
Największym marzeniem Seydoux był jednak angaż w hollywoodzkim filmie – nigdy nie kryła, że czuje się blisko związana z kulturą amerykańską; w Stanach spędziła znaczną część dzieciństwa.
Wreszcie udało się jej ten amerykański sen zrealizować – Quentin Tarantino powierzył jej niewielką rólkę w „Bękartach wojny”; dwa lata później zagrała u Woody'ego Allena w „O północy w Paryżu” i powoli stawała się rozpoznawalna również poza granicami swojego kraju.
Ale nigdy nie wyrzekła się swoich korzeni – w 2013 roku zrobiło się o niej głośno dzięki roli w „Życiu Adeli – Rozdziale 1 i 2” Abdellatifa Kechiche; potem przyjęła angaż w „Dzienniku panny służącej” (od 22 maja w polskich kinach, zobacz polski zwiastun)
Benoîta Jacquota.
Nie chce być dziewczyną z okładki
Teraz nadchodzi przełomowy moment w karierze Seydoux. Rola w „Spectre” (zobacz polską zapowiedź)
Sama Mendesa sprawi, że francuska aktorka znajdzie się na świeczniku.
A na tym, jak wielokrotnie podkreślała, zupełnie jej nie zależy; ceni sobie prywatność i możliwość wyjścia na ulicę bez wzbudzania zamieszania.
- Nie dbam o to, czy moja twarz jest na okładkach – mówiła. - Kiedyś moja kariera się skończy. To nieuniknione, bo sukces jest tymczasowy. Mnie na tym nie zależy. Otaczam się pięknymi rzeczami. Pracuję ciężko, żeby mieć lepsze życie. Jestem szczęściarą, i to nie dlatego, że piszą o mnie w gazetach, ale dlatego, że spotykam tych wszystkich ludzi, przeżywam niezwykłe przygody i podróżuję.
- Nic nie przychodzi łatwo – dodawała. - Wszystko, co mam, zawdzięczam sobie, nikomu innemu.
(kk/mn)