Ma 81 lat i właśnie zagrał główną rolę w filmie. Emerytura? Marian Opania mówi stanowcze "nie"
Mimo wieku nie zwalnia tempa nawet na minutę. Gra w filmach, serialach. Występuje w warszawskim Teatrze Ateneum. A to tylko część aktywności Mariana Opani. W rozmowie z Wirtualną Polską zdradził, ile go to kosztuje i dlaczego nie potrafi przestać.
Marian Opania karierę aktorską rozpoczął w 1962 roku w filmie "Miłość dwudziestolatków" Andrzeja Wajdy. W teatrze zadebiutował dwa lata później rolą księcia Edwarda w sztuce "Edward II". Potem były role w "Człowieku z żelaza", "Zmiennikach", Rozmowach kontrolowanych" czy w serialu "Na dobre i na złe". Od 1981 roku jest aktorem Teatru Ateneum.
Prywatnie żonaty z Anną, z którą ma dwójkę dzieci. Syn, Bartosz Opania, poszedł zawodowo w ślady ojca.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ostatnio Marian Opania zagrał główną rolę w filmie "Dalej jazda" w reżyserii Mariusza Kuczewskiego – autora m.in. pięciu części "Listów do M.", "Znachora" oraz "Dawida i Elfów". W produkcji Opania wciela się w nestora rodu, który postanawia z żoną (w tej roli Małgorzata Rożniatowska), wbrew woli rodziny, udać się w sentymentalną podróż po Polsce. Film będzie miał premierę w 2025 roku. Przy tej okazji porozmawialiśmy z Marianem Opanią o jego planach i szaleństwach.
Karolina Grabińska, Wirtualna Polska: Czy w zawodzie aktora istnieje pojęcie "emerytura"?
Marian Opania: Są ludzie, którzy nie potrafią zrezygnować z pracy. Ja do takich zdecydowanie należę. Dyrekcja teatru, w którym pracuję, nie może się opędzić od moich propozycji, które zgłaszam mniej więcej co 2 tygodnie. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym zrezygnować z pracy. Jestem osobą szalenie pracowitą.
Co zatem musiałoby się stać, żeby przestał Pan grać?
Musiałbym umrzeć.
A co w takim razie musi mieć w sobie film, by zdecydował się Pan w nim zagrać?
Przede wszystkim zwracam uwagę na dobry scenariusz.
Co Pana urzekło w projekcie "Dalej jazda"?
Nie będę ukrywał, że zaczęło się od znajomości z reżyserem, Mariuszem Kuczewskim, który przyszedł na moje przedstawienia do teatru. Następnie zaproponował, że obsadzi mnie w jednej z głównych ról. Porwałem się na to.
Jakie są Pana najbliższe plany?
Myślę, że będę musiał odpocząć. Praca w filmie jest bowiem niesłychanie żmudna i drobiazgowa. W związku z tym zdjęcia do filmu potrafią trwać 10-12 godzin dziennie. To wymagające dla kogoś takiego jak ja, kto jest obciążony licznymi kontuzjami - pamiątkami po uprawianiu sportu w młodości. Mam 10 przepuklin kręgosłupowych, 4 stenty w sercu, cukrzycę itp. Jestem jednak uzależniony od adrenaliny i pracy.
Aktorstwo to jednak nie jedyny Pana talent...
Piszę wiersze, opowiadania, przekładam literacko Cohena na polski. Poezję piszę do szuflady, choć zdarzają się wyjątki. Jedną z moich piosenek z muzyką Włodzimierza Korcza śpiewa Michał Bajor, inną Alicja Majewska. Niewiele osób wie, że również rysuję i rzeźbię. Przede mną prace nad scenariuszem. Już teraz mogę zdradzić, że będzie nosił tytuł "Cztery dni". Odziedziczoną po mamie wyobraźnię i zmysł obserwacji zwykłego życia staram się wykorzystywać w mojej pracy zawodowej.
Wracając do filmu, czy byłby Pan gotowy na taką przygodę jak Pana bohater z "Dalej jazda", który dla żony przemierza Polskę skradzioną nysą?
Dostosowanie się do realiów roli to mój zawód. Grając kloszarda niekoniecznie nim muszę być.
A w ostatnim czasie udało się zrobić coś szalonego?
Mój syn, gdy dowiedział się, że spędzę na planie filmu 22 dni, powiedział: "Oszalałeś? W twoim wieku chcesz przeżyć 22 dni zdjęciowe?". Przyznaję, że przy moim stanie zdrowia, było to dzikie szaleństwo.