Marian Kociniak: Legenda polskiego kina skończyła 80 lat
11.01.2016 | aktual.: 22.03.2017 16:47
11 stycznia Marian Kociniak, nestor filmowej i teatralnej sceny, skończył 80 lat.
Jeden z najzdolniejszych i najinteligentniejszych polskich aktorów, artysta, który stroni od kontrowersji, nie udziela wywiadów i unika kamer, stanowczo żądając należnego mu prawa do prywatności.
Nade wszystko przedkłada sztukę, szuka wyzwań zawodowych, od razu odrzucając projekty błahe, niewymagające artystycznie. Nie rozdrabnia się, grywając gdzie popadnie, a za swój udział, idąc za radą kolegów po fachu, wymaga słusznego wynagrodzenia.
Coraz rzadziej można go zobaczyć na ekranie, bo, jak twierdzi, dobrych scenariuszy jest jak na lekarstwo, a na interesujące projekty filmowe stale brakuje funduszy. Jego zawodowa absencja spowodowana jest również pogarszającym się stanem zdrowia.
11 stycznia Marian Kociniak, nestor filmowej i teatralnej sceny, skończył 80 lat.
Koszmar okupacji
Urodził się w Warszawie, w 1936 roku. Jego dzieciństwo upłynęło pod znakiem wojny. Jak sam mówi, jedyne co pamięta, to „koszmar okupacji”, niedostatek, nieustanny głód i przeraźliwe zimno. Kiedy Niemcy spalili jego dom, wraz z rodzicami został bez dachu nad głową.
- Spaliśmy na słomie, koczowaliśmy tak przynajmniej przez rok, do wyzwolenia Warszawy – opowiadał w „Super Expressie”. - Przeżyliśmy tam straszną zimę, straszną biedę. Chodziło po nas tysiące wszy. Miałem na głowie krwawy czerep, nie było lekarstw, matka zrywała mi go. Miałem wtedy jedno marzenie. Najeść się! Ale wtedy to marzenie było nierealne. To są koszmarne wspomnienia z dzieciństwa... A kiedy poszedłem do szkoły, miałem początki gruźlicy.
''Złapałem bakcyla''
Po wojnie sytuacja finansowa jego rodziny wciąż była nie do pozazdroszczenia. Postanowiono, że Kociniak pójdzie do zawodówki, przeszkoli się na ślusarza i znajdzie pracę, by pomóc podreperować domowy budżet.
I chociaż chłopak marzył o zawodzie aktora, nikt nie wierzył, że zwykłemu, biednemu nastolatkowi bez znajomości powiedzie się w kapryśnej branży rozrywkowej. Nikt, oprócz polonistki, która dostrzegła talent swojego uczenia i namówiła jego rodziców, by pozwolili mu kontynuować edukację i zdać maturę.
W technikum sam uwierzył w swoje możliwości – zaczął nawet uczęszczać do kółka teatralnego.
- Odnieśliśmy sukces, jeździliśmy z przedstawieniem po Polsce, a ja złapałem bakcyla. To mi pomogło zdać do szkoły teatralnej – wspominał w „Super Expressie”.
''Matula się popłakała''
Tylko rodzicom aspirującego aktora nie było w smak, że ich syn zdecydował się wybrać tak niepewną ścieżkę zawodową.
Kociniak, nie mając żadnych pieniędzy, mieszkał w akademiku, zdany na łaskę znajomych, czekając, aż wreszcie zdobędzie dyplom i będzie mógł zacząć pracować. A na spektaklu dyplomowym, na który zaprosił mamę i tatę, wreszcie odniósł pierwszy wielki sukces. Kiedy rodzice zobaczyli go na scenie, nie kryli łez i wreszcie zrozumieli, że ich syn został stworzony do grania.
- Rodzice byli wzruszeni – mówił w „Super Expressie”. - Matula się popłakała, ojciec też... Aż nie mogę o tym mówić. Byli szczęśliwi, niestety, wiele nie zobaczyli. Tato umarł, mając 62 lata, rak kręgosłupa, mama odeszła zaraz po nim, myślę, że z tęsknoty.
Trzeba się cenić
Początkującego aktora nie było stać na własne lokum – sypiał u rodziców, a kiedy pracował, pomieszkiwał kątem u Romana Wilhelmiego, który miał pokoik w teatrze.
- Przyznam się szczerze, że ja tam sypiałem, na kotarach w sznurowni... Sypiałem też z Grażynką, moją przyszłą żoną– opowiadał na łamach tabloidu.
I choć klepał biedę, nigdy nie postąpił wbrew sobie – kiedy proponowano mu mieszkanie, w zamian za wstąpienie do partii, stanowczo odmówił. Potem będzie pielęgnował w sobie tę asertywność, odmawiając producentom, którzy proponują mu granie w serialach.
- Te role mi nie odpowiadają. I jak mówię, producenci tych telenowel nie mają dla mnie pieniędzy. Inni moi koledzy pracują tam, przepraszam, za grosze – tłumaczył.
Z tych samych powodów nie chce grać w reklamach. - Dostaję propozycje i chętnie bym zagrał, ale żądam takich pieniędzy, że nikt nie może temu sprostać. Mój kolega Marek Kondrat mówi, że z tej półki trzeba brać największą stawkę...
''Gdyby nie Grażyna, to bym nie żył''
Jak twierdzi, żona Grażyna (na zdjęciu) to kobieta jego życia i jest jej niezwykle wdzięczny, że wytrzymała jego hulaszczy tryb życia, znosiła imprezowanie do białego rana z kolegami i, przede wszystkim, pogodziła się z jego pracoholizmem.
To ona trwała u jego boku, gdy zaczął podupadać na zdrowiu. Nazywa ją swoim „jednym przyjacielem”. - Gdyby nie Grażyna, to bym nie żył– twierdził w „Super Expressie”. - Ona o wszystko dba. Ona dba, żebym się nie roztył, ona dba, żebym się nie rozpił. Całe życie walczy z moimi papierochami... Ona jest moim cenzorem najlepszym, ona mi mówi, co sknociłem, ona mówi mi, co zagrałem dobrze.
Człowiek spełniony
W 2010 roku Kociniak przeszedł operację – wycięto mu część jelita grubego. Potem zaczęły się problemy z chodzeniem. A Kociniak, wbrew zaleceniom lekarzy, nie zamierzał wcale zwalniać tempa.
Znalazł jednak inny sposób na walkę ze stresem i oderwanie się od codziennych zmartwień. W pięknej wiosce, sto kilometrów od Warszawy, kupił domek z ogródkiem i stworzył sobie spokojny azyl. To, jak twierdzi, wszystko, czego potrzebuje do szczęścia.
- Wystarcza mi na rodzinę, na wnuki, na dzieci. Więcej mi nie trzeba. Mam dom na wsi, sam go zaprojektowałem. Spędzam tam pół roku. Oglądam bociany, robię sesje karciane. Przyjeżdżają koledzy, pitraszę im mięsiwa na grillu, a potem tak sobie gramy – mówił kilka lat temu. - Dziś uważam się za człowieka spełnionego, pod względem ról i finansowym.
''Mąż bardzo schudł''
Ostatni raz na ekranie pojawił się trzy lata temu w jednym z odcinków serialu "Głęboka woda".
Jak donosiła w sierpniu zeszłego roku "Rewia", aktor otrzymał nawet zaproszenie na kolejny plan zdjęciowy, ale niestety, nie udało mu się na niego dotrzeć. Powodem okazał się zły stan zdrowia 80-letniego artysty.
**- Mąż bardzo schudł, nie wiemy, co mu jest - powiedziała małżonka aktora w rozmowie z tygodnikiem.
Rodzina, bliscy przyjaciele i fani Mariana Kociniaka bardzo się o niego martwią. Nie tracą jednak nadziei, że artysta powróci jeszcze na sceniczne deski. (sm/gk)