Dzięki filmowi Bessona dowiecie się dwóch rzeczy. Po pierwsze, nakręcenie zabawnego, bezpretensjonalnego kina akcji rodem z lat 80. jest wciąż możliwe. Po drugie, aby to osiągnąć, trzeba mieć przynajmniej 40 mln dolarów. Czyli dwa razy więcej niż dysponowali twórcy „Lockout”.
Moda na retro zdaje się nie mieć końca. Agent Snow – w tej roli przechodzący samego siebie Guy Pierce – podczas akcji zostaje wrobiony w morderstwo i skazany na odbycie kary w galaktycznym więzieniu, w którym przetrzymywani złoczyńcy wprowadzani są w rodzaj śpiączki. Pech chce, że na MS One wybucha bunt, a na domiar złego przebywa tam córka prezydenta USA. Snow dostaje propozycje nie do odrzucenia... Brzmi znajomo?
Choć oglądaniu „Lockout” towarzyszy gigantyczne déjà vu, w tym przypadku nie jest to żaden zarzut. To z premedytacją wykalkulowana, nakręcona pod dyktando spuściznyCarpentera czy McTiernana, nostalgiczna wycieczka w przeszłość. W czasy, kiedy wypożyczalniami wideo rządzili niepodzielnie Willis, Russell albo Stallone. Bo taki jest właśnie Snow – wypadkową oldschoolowych bohaterów kina akcji, nonszalanckim twardzielem, potrafiącym znaleźć wyjście z każdej sytuacji, a na odchodne rzucić kiepskim żarcikiem.
Na Zachodzie produkcja Luca Bessona promowana jest nieco buńczucznym tagline’em – „Szklana pułapka w kosmosie”. Jednak ten slogan w stu procentach oddaje istotę filmu. „Lockout” bez krępacji czerpie całymi garściami z konwencji akcyjniaków lat 80. i 90., jak seria z Johnem McClane’em czy „Ucieczka z Nowego Jorku”. Jest niezbyt skomplikowanie, ba, wręcz przewidywalnie, kule latają w ilościach iście hurtowych, a główny bohater sypie ironicznymi onelinerami jak z rękawa.
No dobrze, to gdzie jest haczyk? Po pierwsze francuska produkcja została sklasyfikowana jako PG 13, co z miejsca wykluczyło bardziej dosadne sceny przemocy. Po drugie – twórcy najwyraźniej sądzili, że są drugim Johnem Carpenterem i przy szczuplutkim budżecie zdołają nakręcić przekonywującą wizję przyszłości. Niestety, na pobożnych życzenia się skończyło. CGI przywodzą na myśl tekstury gier na starą generację konsol, zwłaszcza w scenach rozgrywających się poza statkiem kosmicznym. Prezentuje się to naprawdę żenująco, nawet jak na standardy kina straight to DVD.