Recenzje"McImperium", czyli film o McDonald's. "Królestwo chciwości". Recenzja

"McImperium", czyli film o McDonald's. "Królestwo chciwości". Recenzja

Wiecie jak powstał McDonald's. Nie? To oglądajcie. "McImperium" to jednocześnie zabawna, a zarazem budząca grozę opowieść o narodzinach największej sieci barów szybkiej obsługi. Ani sentymentalna laurka sławiąca amerykański sen, ani kolejny dokument o tym, że fast foody są be. Raczej opowieść o szaleństwie, które staje się jedyną słuszną metodą, żeby osiągnąć sukces. Dobre, dające do myślenia kino o tym, że walec historii jest napędzany paliwem chciwości.

"McImperium", czyli film o McDonald's. "Królestwo chciwości". Recenzja
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Łukasz Knap

Bracia McDonald zaczynali skromnie od jednego lokalu, ale dokonali w nim rewolucji na miarę lat 50. W kalifornijskoim San Bernardino stworzyli miejsce inne niż wszystkie. Chcieli, żeby każdy hamburger w ich barze wyglądał i smakował tak samo, a jego wyprodukowanie nie trwało dłużej niż pół minuty. Wprowadzili pełną automatyzację pracy, każdy pracownik był odpowiedzialny tylko za jedną czynność. Zrobili dla przemysłu gastronomicznego to samo, czego dla motoryzacji dokonał Henry Ford. McDonald's to przecież nic innego, tylko zestandaryzowane jedzenie z taśmociągu. Ich pomysł rozwinął Ray Kroc, który marzył o tym, żeby takie same lokale powstawały w innych miastach. Był owładnięty ideą franczyzy. I właśnie on był ojcem sukcesu McDonald's najpierw w Ameryce, a potem w innych krajach na wszystkich kontynentach.

Kroc jest jak Ameryka. Kochamy go i nienawidzimy jednocześnie. Ma rozmach, marzenia i nie boi się ich realizować, choćby i po trupach. Gdy uświadamia sobie, że współpracownicy stopują jego rozwój, postanawia ich zwyczajnie wykiwać. Bracia mówią o nim: lis w kurniku. Kradnie pomysł i go rozwija. Koniec końców, osiąga niebywały sukces. A że jest przy tym niemoralny? Genialny szuja. Zaczynał jako obwoźny sprzedawca mikserów.

*Michaelowi Keatonowi wieszczono nominację do Oscara za tę rolę. Należała mu się jak psu buda. Ale niestety. Czyżby akademicy uznali, że nie nagrodzą filmu, który pokazuje, że amerykański sen spełnia się także chciwym oszustom? *Jeśli tak, to niesłusznie, bo to postać ambiwalentna. Filmowy Kroc jest bohaterem złożonym. Osiąga sukces od pucybuta do milionera dzięki uporowi, graniczącemu z manią. Keaton nie szarżuje, trzyma na wodzy szaleństwo Kroca, studzi emocje, mimo że w środku wrze.

"McImperium" w reżyserii Johna Lee Hancocka na zawsze zmieni sposób, w jaki patrzycie na logo McDonald's, bez względu na to, czy chodzicie do Maka, czy gardzicie fast foodem. Poza tym ten film mówi nie tylko o narodzinach największej sieci barów szybkiej obsługi. Mówi także o logice współczesnych korporacji i walce na noże rodzinnego kapitalizmu z kapitalizmem w skali globalnej. Wielkie marzenia jednych czasami kosztują wielkie cierpienie innych. Big dream, big trouble. Jak w Ameryce Trumpa. Bo Kroc przypomina Trumpa, tyle że zamiast polityki robił hamburgery. Takie skojarzenie nasuwa się samo, przy czym "McImperium" bynajmniej nie przykleja mu jednej łatki. Był człowiekiem o ponadprzeciętnej sile woli. Po pięćdziesiątce miał odwagę spełnić marzenia z ulubionej piosenki Binga Crosby'ego "Pennies from Heaven" i zbudował imperium, którego zyski w ubiegłym roku wyniosły ponad 4,5 mld dolarów. Ile znacie takich osób?

Ocena 7/10
Łukasz Knap

michael keatonrecenzjarecenzje
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (8)