"Mowa ptaków" podzieliła gdyńską widownię. Były zachwyty i wychodzenie z sali
"Mowa ptaków", pomimo początkowych kontrowersji, została pokazana na Festiwalu Filmowym w Gdyni. Obraz Xawerego Żuławskiego nie spotkał się jednak z powszechnym uznaniem, bo część widowni wychodziła z kina na długo przed końcem seansu.
Przypomnijmy, że "Mowa ptaków" miała być kolejnym filmem Andrzeja Żuławskiego, który jednak nie zdążył zrealizować tego projektu. Po śmierci reżysera scenariusz przejął jego syn. "Mowa ptaków" Xawerego Żuławskiego zdobyła rekomendację Zespołu Selekcyjnego, ale nie dostała się do Konkursu Głównego gdyńskiego festiwalu. Ostatecznie, w obliczu buntu środowiska filmowego, Komitet Organizacyjny Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych włączył "Mowę ptaków" oraz 3 inne rekomendowane tytuły do konkursu.
Zamieszanie wokół "Mowy ptaków" i zróżnicowany odbiór przez gdyńską widownię (zachwyty i oburzenie) nie dziwi naszej recenzentki.
- Mnogość wątków w filmie Xawerego Żuławskiego przyprawia o ból głowy. Mamy tutaj nacjonalizm, antysemityzm, komunizm, Auschwitz, powstanie warszawskie, strajki robotników w grudniu 1970 r. i Smoleńsk. Pojawia się przemoc, podział klasowy i upadek edukacji. Z pewnością wielu widzów uzna to za niezrozumiały bełkot – pisała Marta Ossowska.
Jej zdaniem "odbioru filmu nie ułatwia hermetyczny język, którym posługują się bohaterowie".
- "Mowa ptaków" jest kakofonią dźwięków, którą można interpretować na wiele sposobów. Niektórzy dostrzegą w niej piękną rozmowę pomiędzy zmarłym ojcem a synem, inni skupią się na chorobach, które toczą współczesną Polskę. Część widzów nie zrozumie z niego nic – stwierdza recenzentka.
"Mowa ptaków" walczy o Złotego Lwa w konkursie głównym FPFF w Gdyni. Prawie dwu i półgodzinne, kontrowersyjne widowisko, trafi do szerokiej dystrybucji 27 września.