Najlepsze komedie 2020 roku. Te filmy z pewnością poprawią ci humor
22.01.2021 11:06
Jakie filmy okazały się najśmieszniejsze w niedawno zakończonym roku? Poznajcie 10 najlepszych komedii, które rozbawią was do łez, a które możecie obejrzeć bez wychodzenia z domu.
Wielu ludzi, przez wzgląd na liczne negatywne wydarzenia, jakie miały miejsce, z całą pewnością uzna rok 2020 za jeden z najbardziej przygnębiających w ich doczesnym życiu. Chociaż w jego połowie nastąpiło pamiętne poluzowanie obostrzeń związanych z pandemią koronawirusa, tak już w końcówce ponownie wróciliśmy do spędzania czasu zamknięci w często zbyt małych mieszkaniach.
Na szczęście przez ostatnie 12 miesięcy twórcy filmowi bardzo starali się iść w sukurs zdołowanym widzom, pomimo faktu, iż większość kin przez długie miesiące albo pozostawała zamknięta, albo zniechęcała do siebie nieciekawym repertuarem. Pomocne w podtrzymywaniu funkcji życiowych przemysłowi filmowemu okazały się zwłaszcza platformy streamingowe, na których średnio kilka razy w miesiącu wpadały naprawę przyzwoitej klasy seriale czy filmy pełnometrażowe.
Spośród tych ostatnich widzowie najchętniej wyglądali produkcji mocno rozrywkowych, oferujących odrobinę uśmiechu w tym smutnym jak Jurata w deszczu czasie. Specjalnie też dla nich przygotowaliśmy więc zestawienie najzabawniejszych filmów, jakie mieli okazję zobaczyć i wciąż mają szansę nadrobić w oczekiwaniu na swoją dawkę szczepionki na COVID-19. Oto 10 najlepszych komedii 2020 r.
"Bad Boys for Life"
Chociaż niewiele osób się tego spodziewało, trzecia i jak na razie ostatnia część "Bad Boys" okazała się być produkcją nie tylko przepełnioną humorem znanym z poprzednich przygód dwójki policjantów, ale także najbardziej kasowym amerykańskim filmem 2020 roku. Na to drugie miała wpływ oczywiście pandemia koronawirusa, na moment przed wybuchem której duetowi Martin Lawrence i Will Smith udało się wskoczyć do kin. Te ostatnie chwilę później zostały już zamknięte.
Jeśli zaś chodzi o aspekt komediowy, to osoby zaznajomione z filmami Michaela Baya powinny czuć się na seansie "Bad Boys for Life" jak w domu. Nawet mimo iż pałeczkę reżysera przejął od niego raczej mało znany duet Adil El Arbi i Bilall Fallah. Ich film w niczym jednak nie ustępuje temu, co ostatnio widzieliśmy aż 18 (!) lat temu: jest krwawo, efektownie i niepoprawnie śmiesznie. I chociaż widać, że dla Martina Lawrence'a może być to ostatnia przygoda z serią, tak Will Smith z pewnością powróci jeszcze w zapowiedzianej już kontynuacji.
"Kolejny film o Boracie" ("Borat Subsequent Moviefilm")
Tym, co najmocniej rzuca się w oczy podczas seansu "Kolejnego filmu o Boracie" (bo dokładnie tak nazywa się film), jest to, że jest to obraz nieporównywalnie bardziej zaangażowany politycznie niż oryginał z 2006 r. W pierwszej części Cohen zjechał całe Stany, od północnych do południowych. Rozmawiał i z konserwatywnymi Teksańczykami, i z nowojorskimi feministkami. Prowokował zarówno zwolenników Republikanów, jak i wyborców Demokratów. A symbolem USA ponadpartyjnie reprezentującym amerykańskie wartości była Pamela Anderson.
Tym razem takim symbolem staje się Donald Trump – "nowy, wspaniały premier", jak się określa go w jednej ze scen. Borat będzie próbował spotkać się m.in. z wiceprezydentem Pence’em i Rudolphem Giulianim – politykami z otoczenia prezydenta. A przy okazji ponabija się ze zwolenników teorii spiskowej QAnon (którzy kilka miesięcy po premierze filmu przeprowadzili autentyczny już szturm na Kapitol), antyaborcyjnych chrześcijan czy pseudoarystokratycznych organizatorów "bali debiutantek". A raz przebierze się za samego prezydenta i pójdzie na republikańską konferencję.
"Eurovision Song Contest: Historia zespołu Fire Saga"
Choć o konkursie piosenki Eurowizji od lat mówi się jako o kiczowatym, upolitycznionym show, wciąż ma on oddane grono fanów. To właśnie dla nich powstała nowa produkcja Netfliksa, która w absurdalny sposób przedstawia to, co jest kwintesencją europejskiego widowiska muzycznego.
Fabuła "Eurovision Song Contest: historia zespołu Fire Saga" jest banalnie prosta. Oto zamknięci w sobie, islandzcy chłopiec i dziewczynka dostrzegają w telewizji zespół ABBA podczas występu na Eurowizji. Od tej pory marzą, aby śpiewać i tańczyć tak jak oni i kiedyś wygrać słynny konkurs.
Mijają lata, a dziecięce marzenie Larsa (Will Ferrell) i Sigrit (Rachel McAdams) wciąż jest ich życiowym celem. Członkowie zespołu Fire Saga stają się pośmiewiskiem swojej małej miejscowości i nawet najbliższa rodzina nie jest w stanie zaakceptować ich wyboru. Ojciec Larsa (Pierce Brosnan) jest głęboko zawiedziony synem-nieudacznikiem. Wszyscy "życzliwi" radzą im, aby w końcu wydorośleli.
"Amerykanin w marynacie" ("An American Pickle")
Film w reżyserii Brandona Trosta, na podstawie scenariusza Simona Richa, to opowieść oparta na schemacie przeniesienia w czasie, doskonale znanym z literatury i filmu. Choćby z francuskiej komedii "Goście, goście" z Jeanem Reno z 1993 r. Herschel Greenbaum, bohater nowego filmu, w którym podwójną rolę gra Seth Rogen, to biedny Żyd, który żyje na początku XX w. w sztetlu na wschodzie Europy. Jak wielu Żydów w tamtym czasie trafia do USA, gdzie przez przypadek zostaje "zakonserwowany" w tytułowej marynacie i budzi się na dzisiejszym Brooklynie.
Jak w przypadku innych dzieł tego typu, choć bohaterem jest ktoś z przeszłości, ostrze satyry skierowane jest w kierunku dzisiejszych czasów. Bo gość sprzed lat to świetny probierz obecnych zjawisk społecznych i fenomenów kulturowych. Wiele z nich okazuje się dla niego nie do pomyślenia, co jest znakomitym dowodem na to, jak daleko posunęła się ludzkość przez ostatnie sto lat. Zaskoczenie, z jakim bohater reaguje na sprawy, które dla współczesnych ludzi wydają się całkowicie naturalne i uzasadnione, jest w tym filmie znakomitym źródłem humoru.
"Bill and Ted Face the Music"
Jeśli myśleliście, że 18 lat na nakręcenie kolejnej kontynuacji "Bad Boys" to zdecydowanie za długo, to co powiecie na trzecią część przygód Billa i Teda, którzy ostatni raz na ekranie gościli... dokładnie 30 lat temu? Jak się okazuje, zmagania ze śmiercią w "Szalonej wyprawie Billa i Teda" nie były ich ostatnim wspólnym występem.
Bohaterowie komedii Deana Parisota w "Bill & Ted Face the Music" są już co prawda mężczyznami w średnim wieku, posiadającymi żony i prawie dorosłe córki, ale mentalnie wciąż trzymają równy, nieskażony rozsądkiem i logiką poziom znany z poprzednich części. I dla widzów tychże powstał właśnie ten film. Osobom, które wcześniej nie miały styczności z postaciami wykreowanymi przez Keanu Reevesa i Alexa Wintera "Face the Music" raczej do gustu nie przypadnie, ale ci, którzy bawili się na ich poprzednich eskapadach magiczną budką telefoniczną, nie powinni czuć się zawiedzeni.
"Naprzód" ("Onward")
Może nie jest to typowa komedia per se, wszak to film animowany legendarnego studia Pixar, znanego ze wciągających historii z morałem, ale "Naprzód" na pewno jest w stanie mocno rozbawić młodszych widzów. Opowiada historię dwóch braci, którzy w świecie niegdyś skąpanym w magii, a obecnie z tej magii wypranym próbują po raz ostatni porozmawiać ze swoim zmarłym ojcem za pomocą czarów.
Oczywiście nie wszystko idzie tak, jak to sobie zaplanowali, a chaos, jaki wywołuje niepoprawne rzucenie zaklęcia, jest źródłem wielu przekomicznych sytuacji. "Naprzód" mocno czerpie z estetyki i świata książek czy gier "Dungeons & Dragons", pełno więc tu fantastycznych istot, odradzającej się magii oraz wątków fabularnych, których nie powstydziłby się żaden mistrz gry.
"Onward" to taki typowy "feel good movie", poprawiacz humoru, który najlepiej ogląda się w rodzinnym gronie. Idealnie w towarzystwie rodzeństwa, które widząc perypetie animowanych bohaterów z pewnością odnajdą w ich relacji coś własnego.
"Palm Springs"
Motyw uwięzienia w pętli czasowej spopularyzował (a może nawet zapoczątkował?) Bill Murray swoim brawurowym występem w "Dniu świstaka". Na przestrzeni lat pod magię komedii Harolda Ramisa próbowało podpiąć się wielu twórców, w tym ostatnich latach m.in. Tom Cruise i Doug Liman w "Na skraju jutra" (science-fiction) czy Christopher Landon w "Śmierć nadejdzie dziś" (horror).
Ponownie w ramy filmu, będącego swoistą komedią romantyczną, wsadził go jednak dopiero Max Barbakow w "Palm Springs", historii Nylesa (Andy Samberg) i Sarah (Cristin Milioti) uwięzionych po wsze czasy na weselu, na które wcale nie chcieli przyjeżdżać. Podobnie jak w "Dniu świstaka" motyw powtarzającego się bez końca dnia i tu został wykorzystany do pokazania powolnej przemiany bohaterów w lepsze osoby, a także do zbudowania romantycznej relacji między nimi. Ale podczas gdy w "Dniu świstaka" Bill Murray skazany był w pojedynkę, tak tutaj świadomością bycia w czasowej pętli reżyser postanowił obdarzyć jeszcze kogoś. Z naprawdę przekomicznym skutkiem.
"Dżentelmeni" ("The Gentlemen")
"Porachunki", "Przekręt", a potem długo, długo nic. Bo przecież ciężko nazwać "Revolver" czy "Rock'N'Rollę" filmami godnymi zapamiętania, a i o fakcie nakręcenia "Sherlocka Holmesa" wielu już zapomniało. Guy Ritchie od lat kojarzony był głównie z dwoma pierwszymi filmami, którymi na prawie dwie dekady ustawił sobie poprzeczkę zbyt wysoko. By dziś ją wreszcie przeskoczyć.
Jego "Dżentelmeni" to historia zamykającego swój marihuanowy biznes w Wielkiej Brytanii Amerykanina Michaela Pearsona (Matthew McConaughey), którego wykiwać chce również kręcący na Wyspach swoje biznesy rodak (znany z "Sukcesji" Jeremy Strong). Co więcej, cały plan przejścia na spokojną emeryturę pokrzyżować może detektyw-szantażysta (kapitalny Hugh Grant) oraz banda aspirujących zawodników MMA z charyzmatycznym i starającym się utrzymać ich w ryzach Trenerem (genialny Colin Farrell).
"Polowanie" ("The Hunt")
Co prawda filmy o polowaniach na ludzi dość regularnie goszczą na ekranach kin, ale nie każdy zdaje sobie sprawę z długiej tradycji tego nurtu. W kinie gatunkowym motyw przewodni z "Polowania" został zapoczątkowany w "The most dangerous game" z 1932 r. w reżyserii Ernesta B. Schoedsacka i Irvinga Pichela. Scenariusz filmu został oparty na motywach opowiadania Richarda Connella. Jednym z głównych reprezentantów tego podgatunku jest australijskie "Polowanie na indyka" z 1982 r. w reżyserii Briana Trencharda-Smitha.
"Polowanie" to fantastyczna zabawa znaną formułą. Zaczyna się standardowo: od rzucenia "zwierzyny" na polanę. Każdy z bohaterów szybko dokonuje wyboru broni i zaczyna uciekać. Początek jest dość oryginalnie zainscenizowany, bo do końca nie wiemy, która z postaci utrzyma się dłużej przy życiu. Praca kamery sprawia wrażenie, że za chwilę obserwowany osobnik zasili finałowe grono ofiar. Jednak film oferuje o wiele więcej niż krwawą, nasączoną solidną dawką przemocy rozrywkę. To obraz po brzegi wypełniony społeczną satyrą połączoną z komentarzem na temat kondycji mediów, a nawet internetowych standardów, które kreujemy wszyscy.
"Love and Monsters"
Przygoda, fantastyka, sci-fi i kino familijne. "Love and Monsters", który wywodzi się bezpośrednio z filmowej postapokalipsy ma w sobie wszystko, by szybko go pokochać. Jak wiele innych "dużych" produkcji, również i ta miała trafić do kin w tym roku. Kolejne opóźnienia i przesunięcia spychały tytuł na koniec grudnia 2020 r. Padła nawet wzmianka o 2021 roku. Ostatecznie film trafił na platformy streamingowe, gdzie można go obejrzeć już dzisiaj. Warto, bo w tym specyficznym gatunku z trudem znaleźć coś lepszego.
Zaczyna się jak zawsze - od kataklizmu. Tych kilka procent ludzi, które przetrwało, ukryło się pod ziemią w specjalnie zaaranżowanych koloniach. Cała reszta ludzkości ugięła się pod naporem olbrzymich owadów, przerośniętych larw, gigantycznych bezkręgowców. W jednym z bunkrów znalazł swoje miejsce główny bohater, Joel (Dylan O'Brien). Chociaż jest tu lubiany i szanowany, czuje się samotny. Każdy ma bowiem swoją drugą połowę, a Joel kontaktuje się z ukochaną (jak sądzi) dziewczyną przez CB radio. Gdy wszyscy mu to odradzają, chłopak postanawia wyjść na powierzchnię i przebić się przez niesprzyjające środowisko, by w końcu znaleźć się u boku miłości.