Nicolas Cage: Strach, cynizm czy kiepski gust?

Nicolas Cage: Strach, cynizm czy kiepski gust?
Źródło zdjęć: © East News

08.01.2016 | aktual.: 22.03.2017 10:03

Strach, cynizm czy kiepski gust?

A miało być tak pięknie. Karierę zaczął z przytupem, rzucił na kolana krytyków i zapracował sobie na tytuł „hollywoodzkiego objawienia”. Dziś o Nicolasie Cage'u mówi się raczej z pełną pobłażania wyższością, a w branży od paru lat rozprawia się o jego upadku. Oczywiście artystycznym, bo finansowo aktor radzi sobie świetnie – uporał się z niedawnymi problemami majątkowymi i dziś znów może beztrosko kolekcjonować drogie samochody i czaszki dinozaurów.

Może to lęk przed ponownym bankructwem popycha Cage'a (na zdjęciu obok prawie nierozpoznawalny aktor podczas zdjęć do komedii "Army Of One") do podpisywania wszystkich możliwych kontraktów i udziału w filmach, na które kilkanaście lat temu nie zwróciłby nawet uwagi? Może kieruje nim czysty cynizm i chęć spieniężenia kolejnych czeków? A może, tak po prostu, ma wyjątkowo kiepski gust?

1 / 6

Cage kontra świat

Obraz
© East News

Wystarczy rzut oka na filmografię Cage'a z ostatnich lat, by zacząć się poważnie zastanawiać, dokąd zmierza kariera niegdyś cenionego, nagrodzonego Oscarem aktora dramatycznego. Krytycy kręcą nosem, widzowie załamują ręce – i tylko sam zainteresowany wzrusza ramionami, zdając się zupełnie nie rozumieć tego całego zamieszenia, które wybuchło wokół jego osoby.

Cage twierdzi bowiem, że wcale nie zaniedbał kariery, scenariusze dobiera rozważnie, kierując się gustem i przeczuciem. A w wywiadach zapewnia, że nie obniżył lotów i wybiera produkcje wartościowe, interesujące i mające ogromny potencjał. I dziwi się, że nikt mu nie wierzy.

2 / 6

Upadek aktora?

Obraz

Prawdą jest, że powolny „upadek” Cage'a zaczął się w momencie, kiedy aktor – znudzony swoim dotychczasowym wizerunkiem – uparł się, że zostanie gwiazdą kina akcji.

Niezrażony słabym przyjęciem swoich kolejnych projektów, uparcie brnął naprzód, zahaczając o kino klasy B, występując w byle czym i nie przejmując się, że jego twarz zdobi kolejne internetowe memy.

Przeszedł długą drogę „od zera do bohatera”, by, jak twierdzą złośliwi, po latach wrócić do punktu wyjścia.

3 / 6

Rodzinne koligacje

Obraz
© Archiwum prywatne

Nicolas Cage urodził się 7 stycznia 1964 roku w Kalifornii, jako syn Augusta, profesora literatury, i Joy, tancerki i choreografki, Coppolów. Z tych Coppolów.

Nicolas Kim Coppola, który sławę zdobędzie jako Nicolas Cage, wywodzi się z dużego klanu z aktorskimi tradycjami; jest bratankiem słynnego reżysera Francisa Forda Coppoli i kuzynem Sofii Coppoli. Te rodzinne tradycje pielęgnują również bracia Nicolasa – Christopher został reżyserem, Marc pracuje w radiu – nic więc dziwnego, że i on sam postanowił dołączyć do biznesu rozrywkowego.

- Zacząłem grać, ponieważ chciałem być drugim Jamesem Deanem – opowiadał później w The Independent. Po ukończeniu liceum został studentem UCLA School of Theater, Film and Television, zdobywając pierwsze aktorskie doświadczenia.

4 / 6

Bolesna porażka

Obraz
© Materiały prasowe

Ambitny Nicolas, nie chcąc, by wypominano mu, że do branży filmowej dostał się po znajomości, stwierdził, że nie będzie wykorzystywał rodzinnych koneksji i czerpał korzyści ze znanego nazwiska. Na pierwszych przesłuchaniach zjawiał się zatem jako Cage, przekonany, że sam jego talent wystarczy, by rzucić filmowców na kolana.

- Zmieniłem nazwisko, żeby się wyzwolić i dowiedzieć się, ile jestem wart, idąc na casting – tłumaczył w The Independent. I przeżył ogromny zawód, kiedy ze zdziwieniem odkrył, że Hollywood nie jest nim zupełnie zainteresowane.

Lekcja była bardzo bolesna i Cage, który odrzucił propozycję pomocy ze strony wuja, trafił wprawdzie do kina – ale na kasę. Dopiero później zmienił zdanie i zgodził się przyjąć pomocną dłoń wyciągniętą przez bardziej doświadczonych członków rodziny.

5 / 6

Zmiana wizerunku

Obraz
© East News

Na dużym ekranie zadebiutował w „Beztroskich latach w Ridgemont High” z 1982 roku i od tamtej pory nie schodził z planu filmowego. Nie zamierzał też więcej odrzucać pomocy krewnych – kiedy Francis Ford Coppola zaproponował mu rolę w „Peggy Sue wyszła za mąż”, po długim wahaniu wreszcie wyraził zgodę. I słusznie, bo wtedy właśnie wpadł w oko Cher, która poprosiła, by partnerował jej na planie „Wpływu księżyca”.

Cage (na zdjęciu obok w towarzystwie syna) grywał tu i ówdzie, pojawiając się, na zmianę, w komediach i dramatach, aż wreszcie uznał, że czas na zmianę aktorskiego wizerunku. Jak twierdzi, to właśnie wtedy podjął największe zawodowe ryzyko, pragnąć sprawdzić się w repertuarze kina sensacyjnego.

- Byłem już w miarę docenionym aktorem dramatycznym, kiedy postanowiłem, że stanę się bohaterem kina akcji. Spore wyzwanie, nikt nie wierzył, że jestem w stanie to zrobić. Jeśli słyszę, że nie mogę czegoś zrobić, to wiem, że muszę – opowiadał w Gazecie Wyborczej.

6 / 6

Krytykoodporny

Obraz
© ONS.pl

Cage zdaje sobie sprawę, że jego najnowsze role nie przypadają wszystkim do gustu. Twierdzi jednak, że nie obchodzą go ani zachwyty widzów, ani kierowana w jego stronę pogarda, z jaką spotkał się po zagraniu chociażby w „Anatomii strachu” czy „Polowaniu na czarownice”.

I faktycznie, jakby na przekór wszystkim, dalej robi swoje – choć trzeba mu oddać, że nawet pośród chłamu, w którym występuje, znajdują się prawdziwe perełki, jak „Kick-Ass” czy „Joe”.

- Równie niepoważnie podchodzę zarówno do krytyki, jak i do pochwał. Zniszczyć cię może ojciec, który bił cię w dzieciństwie. Ale nie krytyka, a już zwłaszcza nie cyniczna fala nienawiści, która przelewa się przez internet – mówił w Gazecie Wyborczej.

- To, że nie są to oscarowe role, nie znaczy, że są bezwartościowe – tłumaczył się ze swoich decyzji zawodowych.
(sm/mn)

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (171)