Nie dopuśćmy do tego, by świat (znów) oszalał. Relacja z pokazu filmu "Śmierć Zygielbojma"
Nieprawdopodobnie mocny, poruszający i zawsze aktualny – tak w kilku słowach można opisać najnowszy film Ryszarda Brylskiego. "Śmierć Zygielbojma" nie jest jednak typową produkcją wojenną, w której aż roi się od polityków, niemieckich mundurów i operacji taktycznych. To opowieść o emocjach i człowieku, który poświęcił własne życie, aby obudzić sumienie świata.
21.10.2021 | aktual.: 14.10.2024 22:12
Do kin trafi niebawem nowy film Ryszarda Brylskiego "Śmierć Zygielbojma". Mieliśmy okazję być na przedpremierowym pokazie, na którym nie zabrakło samego reżysera, jak również odtwórców głównych ról, w tym Wojciecha Mecwaldowskiego, który wcielił się w postać tytułowego bohatera, oraz Aleksandry Popławskiej, grającej jego żonę. Oprócz niego w filmie zagrali także m.in. Karolina Gruszka, Robert Gonera, Jack Roth czy Marcin Bosak. Głównymi prelegentami pokazu byli Miłka Skalska oraz Artur Wolski. Spotkanie po projekcji poświęcono nie tylko temu, jak wyglądała praca nad filmem. Przede wszystkim była to okazja do zajrzenia w głąb siebie i próba odpowiedzenia sobie na pytanie: ile jeszcze empatii nosi w sobie człowiek?
Wojna straszna, ale fotogeniczna…
Wyobraźmy sobie rok 1939 i kraj, w którym codziennie giną setki tysięcy ludzi. Miejsce, w którym dorośli i dzieci umierają w sposób tak okrutny, że aż przekraczający ludzką świadomość. Sytuację, nad którą nikt nie jest w stanie zapanować i co gorsza – nikt w nią nie chce uwierzyć. Bo czy krótka notka w londyńskiej prasie na temat sytuacji ludu żydowskiego w Polsce, może przekazać prawdę o Holokauście? Przecież codziennie ktoś umiera, nie tylko tam, ale i na całym świecie. Dziś z rąk oprawcy, jutro z zupełnie innych przyczyn. Zapada więc wydawnicza decyzja – większą poczytnością cieszyć się będzie konflikt w Afryce oraz spotkanie Churchilla z Rooseveltem. Bo zdaniem redaktora naczelnego "The Times" wojna może i jest okrutna, ale musi być przede wszystkim fotogeniczna.
Mniej więcej w tym czasie, czyli 1943 r. londyńska policja odnajduje ciało człowieka. Okazuje się, że był to niejaki Szmul Zygielbojm, polsko-żydowski działacz, który rok wcześniej dotarł do Wielkiej Brytanii i wszelkimi sposobami próbował nagłaśniać fakty o sytuacji Żydów. Ponieważ nie doczekał się żadnej reakcji ze strony Europy, a nawet Stanów Zjednoczonych, postanowił… otruć się gazem. Swoją decyzję uzasadnia w liście pożegnalnym, adresowanym do prezydenta Władysława Raczkiewicza i premiera, gen. Władysława Sikorskiego. Pisze, że skoro za życia nie mógł powstrzymać zagłady, być może jego śmierć wyrwie ze szponów obojętności tych, którzy już dawno powinni działać. Nie po zakończeniu wojny, ale tu i teraz, gdy garstka Żydów polskich wciąż żyje. Sprawą zaczyna interesować się pewien angielski reporter Adam (w tej roli Jack Roth), który wspólnie z koronerem próbuje ustalić, kim właściwie był Zygielbojm, a także czy to, co dzieje się w Polsce, rzeczywiście jest prawdą. Rusza śledztwo, a my wraz z dziennikarzem docieramy do coraz bardziej szokujących faktów.
Gdy świat szaleje, ginie jego sumienie
Choć jest to film o życiu Zygielbojma, w rzeczywistości porusza on wiele wątków. Przedstawione wydarzenia dzieją się wielotorowo – z jednej strony obserwujemy poczynania Adama, który rozmawia z kolejnymi świadkami. Dowiaduje się, że Zygielbojm próbował informować opinię publiczną za granicą na temat prześladowaniach Żydów w Polsce, ale nikt mu nie chciał w to wierzyć. Z drugiej strony na tle wydarzeń śledczych toczy się życie dziennikarza i jego ukochanej Ewy (Karolina Gruszka). Ta zmaga się z własnym piętnem, wywołanym rzecz jasna przez straszliwą wojnę. Równolegle na przemian z trwającym dochodzeniem, obserwujemy inną linię czasową – tam Zygielbojm za wszelką cenę próbuje przedostać się do Londynu, by za sprawą mediów wykrzyczeć to, co dzieje się w polskim getcie. Bez odbioru.
– Adam Pragier, przyjaciel Zygielbojma rozgoryczony po jego śmierci powiedział, że Szmul próbował poruszyć sumienie świata, które nie istnieje. I rzeczywiście, ono wtedy nie istniało, bo w obliczu tak ogromnej zagłady świat nie mógł sobie z tym poradzić. Głównym przesłaniem tej historii jest przede wszystkim to, co my sami myślimy na ten temat. Jakie jest nasze stanowisko wobec nieprawdopodobnych zbrodni, które przekraczają wszelkie granice dobra i zła. Pamiętajmy, by nasza zbiorowa wrażliwość nie pozwalała na rozwój tego rodzaju rzeczy. Bo, gdy ginie empatia, zanikają wszelkie wartości. Ten film przestrzega przed tym, by nie doprowadzać do tego, aby świat wariował – mówił na pokazie Ryszard Brylski.
Zygielbojm upomina się o współczesnych
Zdaniem samego reżysera film "Śmierć Zygielbojma" można uznać za ponadczasowy. Choćby dlatego, że kiedy sięgniemy pamięcią wstecz, zrozumiemy że Holokaust nie był jedynym ludobójstwem w XX w. Wiedząc, jak ogromna jest skala zbrodni, które dzieją się po dziś dzień, możliwe że dochodzimy do sytuacji, w której stajemy się całkowicie obojętni na ludzkie życie. Zapatrzeni w siebie albo otumanieni technologią, powoli przestajemy odczuwać jakiekolwiek emocje.
– Przerażające jest to, że gdyby ktoś taki, jak Szmul Zygielbojm, żył w naszych czasach, dziś byłby tylko jednym z newsów w prasie. Ważniejsze byłoby to, aby przeczytać, kto się rozwodzi, gdzie bywa i w co jest ubrany. Nie przypuszczałem że dożyję czasów, w których będziemy tak znieczuleni, że aż nieciekawi siebie nawzajem. O wiele bardziej interesuje nas za to życie obcych ludzi, którzy mają miliony obserwatorów w sieci – podsumowuje Wojciech Mecwaldowski.
Tytułowy bohater jest postacią, która zaznaczyła na kartach historii bolesny i tragiczny ślad. Zamiast chłodnej biografii otrzymujemy jednak mocną dawkę dramatu – a nawet wręcz – kryminału psychologicznego rodem z platform streamingowych. Wszystko po to, by dotrzeć do jak najszerszego grona odbiorców, w tym również młodych widzów, którym wojna niestety wciąż kojarzy się wyłącznie datami, liczbami i fabułami przestawianymi w lekturach szkolnych. "Śmierć Zygielbojma" zdecydowanie odchodzi od zawiłych kontekstów historycznych. Jest za to pewnego rodzaju crime story o Holokauście, wywołującym silne emocje, a im dalej, tym większy serwuje nam rollercoaster. Ten film to dowód na to, że Szmul Zygielbojm upomina się o współczesnych. A przejmująca muzyka Jana A. P. Kaczmarka oraz zdjęcia Piotra Śliskowskiego, skłaniają do zadumy i refleksji, w niektórych momentach bardzo osobistej.
Producentem filmu "Śmierć Zygielbojma" jest Wytwórnia Filmów Fabularnych i Dokumentalnych. Całość została sfinansowana z funduszu Polskiej Fundacji Narodowej i Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej, a dystrybucją zajmuje się Monolith Films. Uroczysta premiera odbędzie się 3 listopada pod honorowym patronatem Prezydenta Rzeczypospolitej Polski. Oficjalnie film wejdzie na ekrany kin 5 listopada tego roku.