Niejednoznaczny i duszny dramat dla cierpliwych. "Rzeczy niezbędne" już w kinach [RECENZJA]
Poduszka i piżama – to rzeczy niezbędne na seansie debiutanckiego filmu pełnometrażowego Kamili Tarabury. Kiedy jednak przezwycięży się senność, w nagrodę dostanie się niejednoznaczny dramat o traumie i o sposobach jej (nie)przeżywania.
Ada (Dagmara Dominczyk) to mieszkająca w Hamburgu dziennikarka wojenna pochodząca z Polski, która wychowywała się w Stanach Zjednoczonych. Niedługo zostanie matką, ale nie jest do końca pewna, czy chce tego dziecka. Szczególnie że ciąża coraz bardziej zaczyna wpływać na jej życie zawodowe. Jednego tematu nie jest jednak w stanie zignorować.
Niespodziewanie w jej ręce trafia egzemplarz napisanej pod pseudonimem książki, w której znajduje imienną dedykację dla siebie. Do dedykacji dołączony jest numer telefonu, pod który, po początkowych wątpliwościach, postanawia zadzwonić. Szybko okazuje się, że autorką książki jest jej koleżanka z dzieciństwa Roksana (Katarzyna Warnke).
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
RZECZY NIEZBĘDNE | Oficjalny zwiastun | Kino Świat
Ada niewiele ją pamięta, jak zresztą wielu rzeczy z dzieciństwa w Polsce. Autorka opisała w książce molestowanie, jakiego w dzieciństwie doświadczyła ze strony nieżyjącego już ojca. Teraz chciałaby od Ady, aby ta pomogła jej skonfrontować się z zaprzeczającą wszystkiemu matką (Małgorzata Hajewska-Krzysztofik). Ada decyduje się wrócić do Polski, by w rodzinnym miasteczku rozliczyć się również ze swoją przeszłością.
Nagrodzony właśnie Szafirowymi Lwami na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni dramat "Rzeczy niezbędne" to propozycja dla cierpliwych widzów, którzy cenią sobie opowieści nie zawsze wykładające na stół wszystkie karty. Podejmując trudny temat molestowania seksualnego dziecka przez rodzica, skupia się na traumie, jaką pozostawia po sobie cierpienie, którego jest się ofiarą ze strony najbliższej osoby. I to właśnie trauma znajduje się w samym centrum tej historii i determinuje zachowanie filmowej Roksany. Jednocześnie autorzy "Rzeczy niezbędnych" zostawiają dużo niedopowiedzeń i pustych miejsc, które widz musi uzupełnić sam. Przyglądają się swoim bohaterkom na chłodno, bez oceny ich zachowań i decyzji. To również leży w gestii widza, co sprawia, że dzieło Tarabury jest filmem nieoczywistym.
Bodaj najważniejsze pytanie, jakie zadają "Rzeczy niezbędne", to pytanie o to, dlaczego tak trudno uwierzyć ofierze molestowania. Szczególnie gdy jej zachowanie nie wpisuje się w stereotypowy sposób postrzegania takich osób. Podczas gdy widziałoby się ją w worze pokutnym bądź w najlepszym razie w kierownictwie fundacji pomagającej ofiarom przemocy seksualnej ze strony rodziców, Roksana jest zupełnym przeciwieństwem wyobrażeń.
Seksowna, wyzywająca, wulgarna, rozwiązła, co znakomicie podkreśla paradoks tej sytuacji. Na pewno zmyśla, bo przecież sama wspomina o tym, że się nudzi i napisała książkę tylko po to, aby coś w końcu się wokół niej działo. Czy aby na pewno? Bo może to niemy krzyk traumy ciągnącej się za nią od trzydziestu lat i efekt krzywdy wyrządzonej przez tatę, o której nikt nie chce słuchać? Do dzieła, widzu!
Trauma Roksany jest tym większa, że zrozumienia i pomocy nie może szukać u drugiej najbliższej sobie osoby – matki. "Miałam to wszystko poukładane!" – z pretensją w głosie rzuca do córki Karolina. Mówi o rozrzuconych przez Roksanę rodzinnych fotografiach, ale cytat można zastosować o wiele szerzej. W przypadku matki, poukładanie to zapomnienie, wyparcie, wściekłość na Roksanę, wszystkie ciepłe uczucia oddane hortensjom z przydomowego ogródka. Z osób, które najwyraźniej powinny słyszeć krzyk ofiary, matka słyszy go najmniej. Nie przyjmuje do wiadomości obrazu męża pedofila. Nic nie widziała, nic nie słyszała, dajcie wy jej wszyscy święty spokój!
W świetle tak zarysowanego konfliktu postaw, najjaśniej lśni brawurowa kreacja Katarzyny Warnke. Jej aktorska maniera może irytować, ale nie sposób nie przyznać, że całą sobą tworzy wspaniale skomplikowaną postać tragiczną. Wypełnia sobą ekran, przeżywa, prowokuje, wodzi za nos i cierpi w obcisłej białej sukience i szpilkach. Wspominam o tym nieprzypadkowo, bo również w sposobie ubioru kreślony jest tutaj kontrast pomiędzy obiema bohaterkami "Rzeczy niezbędnych". Odziana w czernie brunetka Ada swoją postawą w niczym nie przypomina Roksany, co czyni ją najlepszą osobą do tego, by pomóc utkać nić porozumienia pomiędzy matką i córką.
A już tak zupełnym nawiasem mówiąc, owa niejednoznaczność filmu Tarabury widoczna jest również we wspomnianej kolorystyce ubrań głównych bohaterek. Patrząc na ich zachowanie powierzchownie i bez empatii, wybrałoby się raczej biel dla dobrej Ady i czerń dla złej Roksany. No ale tutaj prawie nic nie jest jednoznaczne, co zresztą jest największym atutem filmu, bo pozwala widzowi na własne wnioski.
Aż dziw bierze, że polskie kino dopiero teraz sięgnęło po Dagmarę Domińczyk, dla której po latach grywania w Hollywood jest to pierwsza polskojęzyczna rola (wcześniej zagrała też jeszcze tylko w polskim "Jacku Strongu"). Trochę tylko szkoda, że nie dostała tu do zagrania tyle, co jej ekranowa koleżanka. Ze sposobem prowadzenia postaci Ady mam zresztą w "Rzeczach niezbędnych" największy problem, bo wiele tu zostaje zasygnalizowane – łącznie z erotycznym przyciąganiem do swej dawnej znajomej – a finalnie sprowadza się to wszystko do ostatecznego pogodzenia się bądź nie ze swoją ciążą.
W trakcie filmu gdzieś podskórnie czuć czekający na rozwiązanie thriller, którego jednak próżno szukać, bo nie jest to film, którego sednem jest zagadka z przeszłości, a obserwacja postaw ludzkich. Po seansie już o tym wiadomo, ale w trakcie można się zawieść, że te wszystkie braki pamięci Ady, sugestie, że wiedziała o koszmarze Roksany i bądź co bądź nieustatkowane jeszcze życie rodzinne dziennikarki są efektem czegoś więcej niż tylko rozstania rodziców i emigracji do Stanów.
Takich niedopowiedzeń, w przypadku których powinna zadziałać zasada: "powiedziałaś A, to powiedz też B!", jest tu zresztą więcej, nie tylko w wątku Ady. Czy zagrany przez Andrzeja Konopkę Adam to postać diaboliczna (kolejna w dorobku aktora), czy może dobry, ustatkowany mąż i ojciec będący przeciwwagą dla amanta z M2 – Bronka (Karol Pocheć)? Chętnie bym się tego dowiedział, lecz znów kończy się tylko na sugestiach rodem z thrillera.
Film powstał w oparciu o prawdziwe wydarzenia opisane w reportażu Katarzyny Surmiak-Domańskiej "Mokradełko", a Katarzyna Warnke nie tylko gra w nim główną rolę, ale jest także współautorką scenariusza. Nie jestem do końca pewien, czy warto się wybrać do kina na "Rzeczy niezbędne". Pewność mam jednak co do tego, że warto o "Rzeczach niezbędnych" porozmawiać. 6/10.
Łukasz Kaliński, Quentin.pl
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" opowiadamy o porażającym Colinie Farrellu w "Pingwinie", opowiadamy o prawdziwej żyle złota w kinie, ale uwaga; tylko dla widzów o mocnych nerwach! Przyznajemy się także do naszych "guilty pleasures", wiecie co to? Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: