Nikolaj Coster-Waldau: Stracił dłoń... i się z tego cieszy

Dla *Nikolaja Coster-Waldau'a, znanego wszystkim z roli najsłynniejszego królobójcy świata, najważniejsze jest zawsze to samo – opowiadana historia. To właśnie ona sprawiła, że desperacko zapragnął zagrać w "Drugiej szansie", dobrze przyjętym na festiwalach w Toronto i San Sebastian thrillerze w reżyserii laureatki Oscara Suzanne Bier.*

Nikolaj Coster-Waldau: Stracił dłoń... i się z tego cieszy
Źródło zdjęć: © East

* - To wyjątkowo ekscytujący scenariusz -* przyznał aktor. - Sprawił, że sam zacząłem poddawać w wątpliwość moje przekonania i wciąż mnie zaskakiwał. A świadomość, że wyreżyseruje go Suzanne to jak wygrana na loterii.

Trudno o większy komplement z ust mało wylewnego Skandynawa, który nawet utratę dłoni przez Jamiego Lannistera podsumował jednym krótkim zdaniem: „To wspaniałe wyzwanie dla aktora. Niedługo będę jak ten rycerz z "Monty Pythona i Świętego Graala". Odrąbią mi ręce i nogi, a ja i tak będę utrzymywał, że to tylko draśnięcie.” Z tak pozytywnego nastawienia nawet Pollyanna byłaby dumna.

Wrodzona duńska skromność

Podobno Duńczycy starają się nie oczekiwać od życia zbyt wiele – wtedy sukces może najwyżej przyjemnie zaskoczyć. Tak było też w przypadku aktora. Biorąc pod uwagę fakt, że Coster-Waldau jest w stanie przyćmić nawet śnieżnobiały uśmiech Toma Cruise'a i falujący biust Kate Upton, trudno uwierzyć w to, że bardzo długo pracował na swoją pozycję. Może dlatego spokojnie podchodzi do szumu wokół swojej osoby:* - Co kilka lat ludzie usiłują mi wmówić, że jakaś kolejna rola zupełnie zmieni moje życie. Ja w to nie wierzę* – to w końcu tylko praca.

- Powód, dla którego desperacko chciałem zagrać Andreasa, był bardzo prosty: niesamowity scenariusz. Gdy przeczytałem tekst, sam zacząłem się zastanawiać nad przyjętymi przeze mnie wartościami. Poza tym fakt, że film miał być wyreżyserowany przez Susanne Bier spowodował, że poczułem się jakbym wygrał na loterii. Susanne jest świetną reżyserką. Bardzo pomogła mi zbliżyć się do granej przeze mnie postaci. To było bardzo wyczerpujące, ale i nieprawdopodobnie satysfakcjonujące – mówił o swojej roli aktor.

Coster-Waldau nie miał łatwego dzieciństwa. Wychował się w małej wiosce, gdzie największą rozrywkę stanowiło wspinanie się na słupy telefoniczne – przydatna umiejętność, gdy ma się ojca alkoholika. Aby zapomnieć o tym, co działo się w domu, zaczął udawać, że jest kimś innym, na przykład uwielbianym przez kobiety mistrzem świata w... czymkolwiek. Dziecięce zabawy zaprowadziły go do szkoły aktorskiej, a rodzice po raz pierwszy dowiedzieli się o jego planach dopiero wtedy, gdy został przyjęty.

Najprzystojniejszy mężczyzna w całym Westeros

Po udanym debiucie w "Nocnym strażniku" Ole Bornedala przez kolejne 15 lat starał się powtórzyć ten sukces. Bezskutecznie - grał głównie drugoplanowe role w dużych hollywoodzkich produkcjach. Mimo że współpracował między innymi z samym Ridleyem Scottem w "Helikopterze w ogniu" i "Królestwie niebieskim", sławę przyniosła mu dopiero rola kazirodcy zrzucającego z okna małych chłopców. Aż strach pomyśleć, że zamiast w serialu HBO o mały włos nie zagrał w superprodukcji "John Carter", która okazała się jedną z największych klap ostatnich lat i omal nie zakończyła dobrze zapowiadającej się kariery Taylora Kitscha.

- Musiał być to ktoś naprawdę przystojny, charyzmatyczny i od razu przykuwający uwagę - powiedział współtwórca "Gry o tron", David Benioff, o odtwórcy roli Jamiego Lannistera. Nic dziwnego – w końcu w książkach George'a R. R. Martina określany jest jako najprzystojniejszy mężczyzna w całym Westeros. Biorąc pod uwagę emocje, jakie Coster-Waldau wzbudza w fanach serialu, chyba udało się spełnić te zamierzenia.

- Dobrze jest mieć jakieś pojęcie na temat tego, jak wygląda ten zawód zanim przytrafi się coś takiego jak "Gra o Tron", bo to nie jest normalne. Rok temu podczas premiery w Seattle podszedł do mnie jakiś koleś i zapytał, czy może sfotografować moje buty. Buty! To zupełne szaleństwo - mówił aktor.

Zanim w kwietniu na nowo znowu wybuchnie fala niezdrowego zainteresowania obuwiem aktora, w swoim najnowszym filmie Coster-Waldau wraca do korzeni.

Ciemna strona mocy

W "Drugiej szansie" Coster-Waldau gra policjanta Andreasa. Podczas rutynowego przeszukiwania mieszkania uzależnionego od narkotyków Tristana (Nikolaj Lie Kaas) przypadkiem dokonuje on makabrycznego odkrycia - na dnie szafy znajduje zaniedbane, leżące we własnych ekskrementach dziecko. Niestety, choć pragnie zapewnić mu opiekę, okazuje się, że musi oddać je rodzicom.

Sama Bier, pytana, o czym opowiada jej najnowsze dzieło, mówiła:

- "Druga szansa” to intensywny dramat opowiadający o ludziach, którzy muszą stawić czoła wydarzeniom, których za nic nie są w stanie kontrolować; o tym, że wcale nie jesteśmy tak odporni na niektóre wydarzenia, jak nam się wydaje i w końcu o tym, do czego mogą doprowadzić sekrety skrywane przez naszych najbliższych.

- W Drugiej szansie chciałam przekroczyć pewne bariery i wytrącić widzów z równowagi - zaznaczyła reżyserka.* - Nie chodzi mi o to, żeby szokować, ale o to, żeby prowokować. Andreas podejmuje zupełnie szaloną decyzję, ostatecznie udaje mu się jednak coś zmienić. Nikolaj świetnie nadawał się do tej roli, bo wydaje się chodzącym ideałem, ale jednocześnie ma w sobie też ciemniejszą stronę. I tylko czasem ją przed nami odkrywa. Jedno jest pewne – dla dobra widzów powinien odkrywać ją jak najczęściej.*

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (11)