Nina Gocławska była ślicznotką z PRL‑u. Jej chory mąż wymagał opieki, więc rzuciła karierę
Jako "pani Małgosia" w programie "Piękni i wspaniali" stała się ulubienicą widzów. Przez następne lata była związana z telewizją, gdzie cieszyła się wielką sympatią współpracowników. Zawsze uśmiechnięta, pełna energii i bardzo skromna - tak zapamiętali ją bliscy.
Nina Gocławska, urodzona 17 sierpnia 1957 roku, mimo że została ciężko doświadczona przez los, nigdy nie pozwalała sobie na narzekanie. Zrezygnowała z kariery, by opiekować się ciężko chorym mężem. I choć jego śmierć była dla niej wielkim ciosem, starała się zachować wrodzony optymizm i "żyć dalej".
- A czy mam jakiś powód, żeby się załamywać? - pytała w "Życiu Warszawy". - Jestem zdrowa, mam wspaniałą córkę i przyjaciół, których bardziej cenię niż myśl o nowym związku. Jestem w czepku urodzona. Dziecko szczęścia.
Niestety, wkrótce potem usłyszała kolejne druzgocące wieści.
Artystyczny półświatek
Na scenę ciągnęło ją od dziecka, chociaż początkowo planowała zostać tancerką. Ignorując prośby rodziców, którzy namawiali ją, by znalazła sobie jakiś inny, bardziej przyszłościowy zawód, zaczęła uczęszczać na lekcje tańca do szkoły baletowej, a potem występowała wraz z grupą "Mazowsze".
- Kiedy szłam na wstępny egzamin, cała rodzina miała nadzieję, że mnie nie przyjmą. Życie baletnicy trąciło mojej babci półświatkiem. Krzyczała na mamę: Teresa, bój się Boga, z córki fordancerkę zrobisz! - wspominała.
Nie myślała wcale o karierze aktorskiej, ale wkrótce wpadła w oko filmowcom i zadebiutowała przed kamerami w dwóch odcinkach serialu "07 zgłoś się". Podobno jej rola - wcielała się w piękną stewardessę - miała być znacznie większa, ale wkrótce potem Gocławska zorientowała się, że jest w ciąży, i zdecydowała się zrezygnować z angażu.
Miłość życia
Przyznawała, że chciała jak najwięcej czasu spędzić z malutką córeczkę i mężem, który od dawna zmagał się z poważnymi problemami zdrowotnymi.
- Wzięłam ślub z człowiekiem, który był moją wielką miłością. Wiedziałam, że jest chory, ale nie miało to dla mnie znaczenia - mówiła w "Życiu Warszawy".
Dopiero po jakimś czasie postanowiła znów wrócić do gry - ucieszyła się, gdy zaproponowano jej angaż w warszawskim Teatrze Syrena. Tam zaś dostrzegła ją Nina Terentiew, która zaproponowała swojej imienniczce stanowisko prezenterki w "Pięknych i wspaniałych". Gocławska, nazywana w programie "panią Małgosią", zdobyła wielką sławę. Prowadziła później rozmaite imprezy rozrywkowe, chociażby konkursy Miss Polonia.
Koniec kariery
Chociaż odniosła sukces, którego zazdrościło jej wiele koleżanek po fachu, wciąż pozostała skromną kobietą, chętnie służącą pomocą innym. Życie w blasku reflektorów nie przypadło jej do gustu, powtarzała, że chociaż cieszy się z sympatii telewidzów, to nie lubi rozgłosu wokół siebie.
- Nigdy nie umiałam poczuć się jak gwiazda. Nie było zresztą na to czasu - mówiła w wywiadzie dla "Życia Warszawy".
Ponieważ stan zdrowia jej męża stale się pogarszał, Gocławska zepchnęła karierę na drugi plan. Wolała skupić się na opiece nad ukochanym. Przed kamerami pojawiała się coraz rzadziej, aż wreszcie w połowie lat 90. zupełnie wycofała się z zawodu.
Kolejny cios
Jej sytuacja była coraz cięższa, jednak Gocławska się nie skarżyła.
- Nie byłam nieszczęśliwa, bo go bardzo kochałam. Nawet po zakupy nie mogłam wyjść, odpowiedzialna za każdą minutę życia mojego męża. Co trzy godziny robiłam mu dializy. Spędzałam przy jego łóżku całe dni – opowiadała.
Gdy zmarł, była kompletnie załamana - ale powtarzała, że nie żałuje kariery, którą dla niego poświęciła. Mąż i córka byli najważniejszymi osobami w jej życiu.
Kolejny cios nadszedł niedługo potem. Lekarze zdiagnozowali u Gocławskiej chorobę nowotworową. Aktorka walczyła dzielnie o swoje życie, jednak było już zbyt późno.
Odeszła 18 marca 2009 roku. Miała 51 lat.