Nowa nadzieja dla fanów "Gwiezdnych wojen". Powiew świeżości nadejdzie z Westeros
Poznaliśmy nazwiska scenarzystów i producentów zupełnie nowych "Gwiezdnych wojen". To ojcowie sukcesu telewizyjnej "Gry o tron", którzy – miejmy nadzieję – obiorą zupełnie inny kierunek niż twórca kontrowersyjnego "Ostatniego Jedi".
Średnia ocen 91 proc. na Rotten Tomatoes i ponad 1,3 mld dol. w box office pozwalają sądzić, że "Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi" to kolejna bardzo udana inicjatywa LucasFilmu przejętego przez Disneya. Środowisko fanów jest jednak drastycznie podzielone w ocenie ósmego epizodu. I kiedy jedni nazywają go najlepszymi "Gwiezdnymi wojnami" od czasów "Imperium kontratakuje", drudzy pukają się w czoło i wskazują na długą listę błędów, głupot i niejasności, pod którymi podpisał się Rian Johnson jako reżyser i scenarzysta.
Wpisując w wyszukiwarce YouTube 'a frazę "Last Jedi Rant", "Last Jedi sucks" i inne o podobnym znaczeniu, dostajemy odnośniki do setek tysięcy filmików nagranych przez rozgoryczonych fanów "Gwiezdnych wojen". Jedne są pełne jadu i wulgaryzmów, inne skupiają się na merytorycznym wytknięciu wad filmu Johnsona, ale wszystkie mają wspólny mianownik – ich autorzy z pewnością nie podpisaliby się pod twierdzeniem, że "Ostatni Jedi" to film, który spełnił ich oczekiwania.
Skąd się biorą te skrajne emocje? Z autorskiej wizji Riana Johnsona, który z jednej strony wykorzystał nostalgię i czerpał pełnymi garściami z tradycji "Gwiezdnych wojen". A jednocześnie przemielił lub odrzucił wiele mitów, rozpoczynając nową erę w świecie wykreowanym ponad 40 lat temu przez George'a Lucasa. Zdaniem wielu fanów takie nowe otwarcie było konieczne. Inni nie mogli się jednak pogodzić z nowym obliczem Luke'a Skywalkera, które nie spodobało się nawet Markowi Hamillowi, odtwórcy tej roli, po pierwszym przeczytaniu scenariusza. Do tego dochodzi zrobienie z Lei "Mary Poppins w kosmosie", wegańska przemiana Chewbacki czy zmarginalizowanie roli kultowych droidów.
Obejrzyj: polscy widzowie odpowiadają, czy "Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi" to dobry film?
Fala krytyki wylała się także w kontekście pomysłów z udziałem nowych bohaterów. Johnsonowi dostało się m.in. za admirał Holdo i jej niewiarygodny, samobójczy atak na flotę wroga. Wątek Finna i Rose jest uważany za kompletnie niepotrzebny, a pojedynek byłego Szturmowca z Kapitan Phasmą woła o pomstę do nieba. Fani nie oszczędzili także sposobu przedstawienia Poe, Rey i Kylo Rena. Krótko mówiąc, coś poszło nie tak.
Krytyka "Gwiezdnych wojen" to oczywiście nic nowego – Lucas słyszał wiele niepochlebnych słów pod adresem swoich filmów już w latach 70. i 80. Późniejsza trylogia prequeli była nazywana kompletną pomyłką i niektórzy fani chcieliby wymazać tamte filmy z pamięci. George Lucas, świadomy swoich ograniczeń w temacie pisania scenariuszy i dialogów, nie zważał jednak na te opinie i zawsze bronił swoich dzieł. To były jego filmy, które właśnie tak miały wyglądać. Tymczasem Rian Johnson nie tyle bronił "Ostatniego Jedi", co tłumaczył znaczenie kontrowersyjnych scen.
W licznych wywiadach reżyser i scenarzysta opowiadał, dlaczego Kylo Ren pokazał się z gołą klatą, wyjaśniał samobójczy atak Holdo i zrzucanie bomb na okręty Najwyższego Porządku na przekór prawu grawitacji. Mówił, co poeta miał na myśli. Jedni odebrali to jako merytoryczne zamknięcie ust krytykom, inni jako przejaw tezy, że winny się tłumaczy. "Zamiast tłumaczyć się po fakcie, powinien nakręcić zrozumiały film" – uderzali w Johnsona rozgoryczeni fani.
Rian Johnson ma nakręcić zupełnie nową trylogię "Gwiezdnych wojen". Niebawem do kin trafi spin-off z młodym Hanem Solo w roli głównej, J.J. Abrams pracuje nad dziewiątym epizodem. Teraz ujawniono, że twórcy serialu "Gra o tron", David Benioff i D.B. Weiss, zostali scenarzystami i producentami zupełnie nowej serii filmów, oderwanych od sagi Skywalkerów. Benioff i Weiss "jak mało kto w naszych czasach potrafią opowiadać historie" – mówiła szefowa LucasFilm, Kathleen Kennedy. - Ich zdolność do tworzenia złożonych postaci, pogłębionych historii i bogatej mitologii, da nową jakość "Gwiezdnym wojnom" – zapewniała była protegowana Lucasa.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
- Jesteśmy zaszczyceni i nieco przerażeni odpowiedzialnością – skomentowali nowy angaż Weiss i Benioff. I trudno im się dziwić. Środowisko fanów "Gwiezdnych wojen" jest drastycznie podzielone i nie będzie łatwo trafić w gusta większości. Uniwersum filmowe "Star Wars" rozrasta się jednak w błyskawicznym tempie, co pozwala tworzyć obrazy w zróżnicowanych konwencjach i dla szerokiego spektrum widzów. Przedsmak tej różnorodności mieliśmy w "Łotrze 1", któremu bliżej do gatunku filmów wojennych niż kina nowej przygody czy space opery.
O "Gwiezdnych wojnach" twórców "Gry o tron" na razie nic nie wiadomo, poza tym, że prace ruszą dopiero po zakończeniu finałowego sezonu serialu HBO (premiera w 2019 r.). Można się jednak spodziewać, że Weiss i Benioff obiorą własny kierunek, szczególnie, że ich filmy mają być niezależne od wcześniejszych epizodów. I ciężkostrawnych pomysłów Johnsona, który po zachowawczym "Przebudzeniu Mocy" Abramsa przeprowadził rewolucję. Teraz czas na ewolucję.