RecenzjeNudny Mike

Nudny Mike

Ponad 300 milionów dolarów zysków, nominacja do Oskara za najlepszy film 2009 roku, Oskar i Złoty Glob dla odgrywającej główną rolę Sandry Bullock. Finansowy i prestiżowy sukces "Wielki Mike. The Blind Side" udowadnia jedno - Amerykanie kochają tanie historie z pięknym przesłaniem o wiele bardziej niż dobre kino. Zwłaszcza jeżeli w tle widzimy football amerykański. Podobnie odczytywać należy aktorskie nagrody dla Bullock - sympatycznej, średnio utalentowanej aktorki z komedii romantycznych i filmów akcji klasy B, której nie sposób nie lubić.

Główną bohaterką jest tu Leigh Anne Tuohy (Bullock), przebojowa, twarda, pewna siebie amerykańska mama, nieco łagodniejsza wersja rozsławionych przez Sarah Palin hokejowych mam. To ucieleśnienie republikańskich i chrześcijańskich cnót - nieznośnie bogata, pracowita (prowadzi własną firmę), utalentowana i doskonale wykształcona, popiera prawo do posiadania broni, nie zapuszcza się do biednych dzielnic, z odległości udziela się charytatywnie, a całą swoją energię wykorzystuje by zbudować idealny dom i rodzinę. Kiedy dowiaduje się, że do szkoły jej dzieci uczęszcza nieco ociemniały umysłowo, cichy, czarnoskóry Mike, nie zastanawia się długo i przyjmuje go pod swój dach. Skrzywdzony, bezdomny, często zmieniający szkoły chłopak niewiele mówi o swojej przeszłości, jednak Tuohy wyczuwa, że to dobry chłopak. Dlatego kupuje mu ubrania, przejmuje nad nim opiekę prawną, urządza pokój w swoim domu (nie martwiąc się, że ma też dorastającą córkę) i pomaga zrealizować jego własny amerykański sen - Mike szybko okaże się być
niezwykle utalentowanym sportowcem, o którego, dzięki wytrwałości rodziny Tuohy, bić się będą najbardziej prestiżowe uczelnie w kraju.

Ten scenariusz naprawdę jest tak naiwny, jak to brzmi. I nie pomaga mu nawet fakt, że został oparty na prawdziwej historii. Scenarzysta i reżyser, John Lee Hancock, prowadzi historię po sznurku, oszczędzając bohaterom jakichkolwiek problemów. Od kiedy drogi rodziny Tuohy i Mike'a krzyżują się po raz pierwszy nie dzieje się niemal nic, co wzbudziłoby w widzu niepokój. Ale czy może wydarzyć się coś niedobrego w tak idealnym środowisku? Rodzina Tuohy to przecież zrealizowanie amerykańskiego marzenia. Utalentowane dzieci, świetnie zarabiający mąż, pracowita żona. Południowe stany, duży dom, duże samochody, duże pieniądze, piękne przesłanie o równouprawnieniu i czynieniu dobra, w tle zaś Bóg Wszechmogący i football - najbardziej amerykański ze sportów. Te składniki złożyły się na film oczywisty i płaski, równie poruszający co telewizyjne produkcyjniaki z cyklu "Okruchy życia". Obraz, który przede wszystkim irytuje łatwością, z jaką gra na najprostszych, najłatwiejszych emocjach widzów. Pełno w nim sentymentalnych
(czasami wręcz rasistowskich) klisz i niskich chwytów, a w końcówce, gdy Mike do wtóru sentymentalnej muzyki czyta wypracowanie o odwadze, a Tuohy dziękuje za wszystko Bogu można odnieść wrażenie, że to obraz propagandowy, rozprowadzany na świecie za pieniądze amerykańskich konserwatystów, pragnących krzewić swój sposób na życie wśród niewiernych liberałów.

Na tym bezbarwnym tle rzeczywiście nieźle wypada Sandra Bullock, ale w żadnej mierze nie stworzyła ona kreacji wybitnej. Owszem artystka przeszła długą drogę od czasu "Speed", "Ja cię kocham, a ty śpisz", "Człowieka demolki" czy "Miss Agent", ale to... ...wciąż aktorka ledwie poprawna, radząca sobie wprawdzie z postacią, ale nie przykuwająca uwagi widza, w jej grze brak bowiem prawdziwej charyzmy.

Równie bezbarwne co film wypada jego polskie wydanie DVD. Jedynym dodatkiem wartym wspomnienia są sceny wycięte z ostatecznej wersji, ale żadna z nich nie jest zaskakująca, czy chociażby ciekawa.

sandra bullockrecenzjablind side

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)