O.J. Simpson marzył o Oscarze. Najlepszą rolę zagrał w realu, na sali sądowej
O.J. Simpson zmarł na raka w wieku 76 lat. W jesieni życia cieszył się fatalną reputacją porywacza, rozbójnika i przede wszystkim zabójcy. Za swoich najlepszych lat był sławnym futbolistą, a później także aktorem. Miał zagrać samego Terminatora. Widzowie i krytycy nie traktowali go zbyt poważnie, ale to, jak zagrał w czasie własnego procesu było majstersztykiem.
Orenthal James Simpson urodził się w San Francisco. Jego ojciec był znaną lokalnie drag quinn, który potem ujawnił się jako gej i zmarł na AIDS w szczycie pandemii lat 80. Niewiele wskazywało na to, że O.J. zrobi karierię w show-biznesie. Jako dwulatek zachorował na krzywicę i długo nosił na nogach specjalny aparat ortopedyczny. W okresie dojrzewania został natomiast "gangusem". Na szczęście bardziej niż świat przestępczy wciągnął go futbol amerykański.
Jeszcze jako zawodnik Simpson zaczął grać w filmach i to z największymi. W "Płonącym wieżowcu" wystąpił u boku Steve'a McQueena i Paula Newmana, a w "Człowieku klanu" partnerował Lee Marvinowi i Richardowi Burtonowi. Zaraz po zakończeniu kariery sportowej w 1979 r., poświęcił się aktorstwu. Miał wielkie ambicje, sięgające Emmy i Oscara, ale zabrakło mu talentu. Znaczące role w filmach artystycznych były poza jego zasięgiem. Realizował się natomiast w kinie rozrywkowym m.in. w trzech częściach "Nagiej broni", grając przygłupawego detektywa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Elektroniczny morderca"
Wielką szansą dla O.J. Simpsona była rola Terminatora, w której arbitralnie obsadził go jeden z właścicieli wytwórni Orion. Schwarzenegger miał być tylko jednym z żołnierzy ruchu oporu, Kylem Reesem. Ale, jak wspomina aktor w autobiograficznym dokumencie "Arnold", przyszedł James Cameron i wywrócił stolik.
- Patrzyłem na O.J. i nie widziałem w nim maszyny do zabijania. To Arnold był postacią z piekła rodem, której potrzebowałem - wspominał reżyser.
Teatr telewizji
Ostatnią rolę fabularną Simpson zagrał w 1994 r. w "Nagiej broni 33 1/3: Ostateczna zniewaga". W tym samym roku został oskarżony o morderstwo żony i jej przyjaciela. Sam proces był telewizyjnym show, który śledziła cała Ameryka. Kiedy ogłaszano wyrok, prezydent Bill Clinton przerwał naradę w Gabinecie Owalnym, żeby razem z sekretarką obejrzeć transmisję.
Prawnicy Simpsona nadali sprawie o morderstwo kontekst rasowy. Ich klient miał być ofiarą rasizmu białych policjantów, którzy, maskując swoją nieudolność, rzekomo wrobili czarnoskórego celebrytę.
Kluczowym zdarzeniem na sali sądowej był spektakl z zakrwawionymi rękawiczkami, które znaleziono na miejscu zbrodni. Prokuratura chciała udowodnić, że należały one do oskarżonego i kazała mu je przymierzyć. O.J. Simpson w sposób niezwykle teatralny z trudem naciągnął rękawiczki na dłonie, wołając w kierunku przysięgłych, że nie pasują. To wystarczyło. Ostatecznie ława, złożona w przeważającej większości z Afroamerykanek, uznała gwiazdora za niewinnego.
Jednak winny
Proces karny Simpsona o podwójne zabójstwo został szczegółowo opisany przez Jeffreya Toobina w książce "The Run of His Life: The People v. O.J. Simpson". Na jej kanwie w 2016 r., powstał serial "American Crime Story: Sprawa O.J. Simpsona" z Cubą Goodingiem jr. w roli głównej.
W 1997 r. Simpson został uznany za winnego morderstwa w procesie cywilnym i zmuszony do wypłacenia rodzinom ofiar 33,5 mln dol. odszkodowania. W 2008 r. trafił do więzienia za porwanie i napad z bronią w ręku. Zmarł 10 kwietnia br. już na wolności po przedterminowym zwolnieniu.
W 52. odcinku podcastu "Clickbait" rozwiązujemy "Problem trzech ciał" Netfliksa, zachwycamy się "Szogunem" na Disney+ i wspominamy najlepsze seriale 2023 roku nagrodzone na gali Top Seriale 2024. Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: