Oni
M. Night Shyamalan mimo stosunkowo niewielkiego dorobku jest już znanym reżyserem, a jego każdy kolejny film oczekiwany jest z dużym zainteresowaniem zarówno przez widzów jak i przez krytyków. Niestety, jak na razie nie udało mu się powtórzyć artystycznego sukcesu Szóstego zmysłu. Zrealizowany dwa lata temu Niezniszczalny podzielił publiczność, z których większość uznała obraz za nieudany. Teraz na ekrany wchodzą Znaki, film, który co prawda doskonale sprzedał się za oceanem, ale w moim odczuciu również nie dorównał Szóstemu zmysłowi.
Akcja filmu rozgrywa się współcześnie na farmie w stanie Filadelfia. Zamieszkuje ją były pastor Graham Hess (Gibson)
wraz z dwójką dzieci i młodszym bratem Merrlillem (Phoenix)
. Wspólnie starają się ułożyć sobie życie po tragicznej śmierci żony Grahama. Pewnego dnia pastor odkrywa, że na jego polu kukurydzy pojawił się ogromny symbol. Niebawem informacje o podobnych znakach zaczynają napływać z całego świata, a na Ziemi pojawiają się tajemnicze istoty, które nie wyglądają jak ludzie...
Muszę przyznać, że Znaki pozostawiły mnie z bardzo mieszanymi uczuciami. Film został perfekcyjnie zrealizowany od strony technicznej, ale fabularnie pozostawiał jednak sporo do życzenia.
Zaczyna się nieźle. Pojawiają się znaki, później nasi bohaterowie widzą tajemnicze sylwetki, które chowają się w polu kukurydzy. Nastrój niepewności i niepokoju jest niesamowity. Później jednak to wszystko się rozmywa. Shyamalan strasząc nas zaczyna uciekać się do starych, ogranych chwytów, które doskonale znamy z całej masy innych horrorów.
Co więcej pozbawił nas zaskakującego zakończenia, z których słynęły do tej pory jego filmy. Końcówka jaką zafundował nam w "Znakach" jest banalna, naiwna i przywodzi na myśl amerykańskie kino spod znaku Bóg, honor, ojczyzna. Wydaje się, jakby Shyamalan nie do końca wiedział, jak na podstawie ciekawego pomysłu zbudować solidną fabułę. A pomysł na film zasługuje moim zdaniem na uwagę.
Obrazów o przybyszach z innej planety kinematografia zna tysiące, Znaki wyróżniają się na ich tle tym, że tutaj akcja rozgrywa się gdzieś na uboczu. Nasi bohaterowie wiedzą o wizycie kosmitów, ale dowiadują się o wszystkim z radia i telewizji. Nie są w centrum wydarzeń. Wydaje mi się, że w tym pomyśle tkwił większy potencjał, niż reprezentuje sobą ostateczna wersja filmu.
Jeśli chodzi o warsztat to naprawdę ciężko się do czegoś przyczepić. Gibson i Phoenix jak zawsze grają bardzo dobrze, choć muszę przyznać, że mnie najbardziej spodobały się role najmłodszych aktorów, czyli Rory'ego Culkina i Abigail Breslin jako Morgan i Bo Hess. Na uwagę zasługuje także Cherry Jones, która wcieliła się w postać policjantki Caroline Paski.
Pisząc o "Znakach" nie można nie wspomnieć o wspaniałej muzyce Jamesa Newtona Howarda. Dla mnie jest to jedna z najlepszych kompozycji mijającego roku i mam nadzieję, że zostanie uhonorowana Oscarem. To głównie dzięki tej muzyce udało się twórcom filmu osiągnąć niesamowity nastrój grozy i niepokoju, jaki towarzyszy nam przez większą cześć projekcji.
Na pochwałę zasługują także bardzo dobre zdjęcia autorstwa Taka Fujimoto, artysty, który współpracował już z Shyamalanem przy realizacji Szóstego zmysłu.
Znaki to solidny dreszczowiec, nie wolny jednak od błędów. Moim zdaniem warto obejrzeć, choć nie należy się nastawiać na powtórkę wrażeń z "Szóstego zmysłu".