Patrycja Soliman: Rolę Luizy dostałam w ostatniej chwili
Młoda aktorka, Patrycja Soliman opowiada o tytułowej roli w filmie "Ogród Luizy" w reżyserii Macieja Wojtyszki.
Czy rola tytułowej Luizy wymagała od Pani specjalnych, wyjątkowych przygotowań?
Muszę przyznać, że na specjalne przygotowania nie było czasu. Rolę Luizy dostałam w ostatniej chwili, można nawet powiedzieć, że z doskoku, na dwa tygodnie przed rozpoczęciem zdjęć. Taka sytuacja jest niezwykle trudna dla aktora, szczególnie gdy ma do zagrania złożoną postać. Bardzo pomogły mi spotkania z reżyserem i rozmowy na temat tej roli i problemu schizofrenii. Ustaliliśmy wtedy, że choroby, właśnie schizofrenii po prostu nie gramy. Mieliśmy zdjęcia w Szpitalu Psychiatrycznym w Tworkach, gdzie przeprowadziliśmy konsultacje z sanitariuszami i z lekarzami. Sceny zrealizowane tam, były rzeczywiście bardzo trudne do grania. Bez spotkań ze specjalistami na pewno byłoby nam ciężko je zagrać.
Zdecydowaliście się Państwo tak ewidentnie nie diagnozować w filmie choroby Luizy. Pewne jej zachowania mogą wskazywać na schizofrenię, z drugiej strony może ta dziewczyna jest po prostu nadwrażliwa i wyjątkowo podatna na emocje?
Tak właśnie myślałam o tej postaci. Według mnie jest to dziewczyna nadwrażliwa, która za mocno czuje. Jest pozbawiona warstwy ochronnej, pancerza, który większość ludzi posiada. Wszystkie bodźce, które docierają ze świata uderzają w nią bezpośrednio, w sam środek. Luiza nie stosuje żadnego filtra, przyjmuje rzeczy i ludzi takimi, jakimi są. To jest jej główny problem. Dla mnie jednak są to piękne cechy. Zazwyczaj występują tylko u dzieci, dorośli, ludzie świadomi i dojrzali celowo pozbawiają się pewnych umiejętności i zachowań, przywdziewają maski. Luiza tego nie potrafi zrobić.
Nieprzewidywalne zachowanie Luizy jest niejednoznaczne, nie wiemy czy to z powodu choroby dziewczyna jest niestabilna czy też po prostu łączy w sobie naiwność i ciekawość dziecka oraz ponadprzeciętną wrażliwość. Dodatkowo, w nastoletniej Luizie budzi się młoda kobieta, z wieloma potrzebami, pragnieniami i wątpliwościami.
To było bardzo trudne zadanie aktorskie. Od samego początku wiedziałam, że jest to wyzwanie. Na potrzeby tego filmu chciałam, musiałam dogrzebać się, wewnątrz samej siebie, do dziecka. Już na etapie scenariusza miałam świadomość, że dużo tej postaci zostało dane z dziecka. Naiwność, kruchość, ciekawość i sposób odbierania świata. Z drugiej strony, tak jak Pani przyznała, jest to dojrzewająca, młoda dziewczyna, która ma w sobie wszystkie emocje, typowe dla dziewczyn w jej wieku. U niej są one jednak przygaszone nadwrażliwością.
Bardzo chcieliśmy pokazać to, że Luiza targana jest różnymi, często sprzecznymi uczuciami. Także ze względu na Fabia – chcieliśmy pokazać, że ten człowiek musi zmierzyć się naprawdę ze skomplikowanym charakterem. Chcieliśmy żeby było widoczne, że Fabio nie zakochuje się w dziecku, ale w budzącej się kobiecości.
Związek, który się rodzi między Luizą a Fabiem nie należy do łatwych. Bardzo młoda, bezbronna dziewczyna i gangster. Przeciwności się przyciągają?
Według mnie Luiza nie spotkała gangstera tylko przede wszystkim człowieka. Człowieka, który spojrzał na nią jak na normalną, zdrową osobę, a nie jak na schizofreniczkę.
A tak do tej pory wszyscy ją postrzegali?
Tak. Ona do tej pory tak była postrzegana w domu, tak miała też w szpitalu. Związek z Fabiem to pierwsza i może jedyna szansa dla Luizy na porozumienie się z drugim człowiekiem i na człowieczeństwo. Fabio też potrzebował zrównoważenia swojego świata. Luiza jest dla niego ratunkiem, tak samo jak on dla niej. Uważam, że ludzie dobierają się na zasadzie przeciwieństw, a nie podobieństw. Oczywiście u każdego jest inaczej, ale zgodnie z moją filozofią miłość Luizy i Fabia nie jest czymś niezrozumiałym czy mało prawdopodobnym. Dali sobie nawzajem to czego im najbardziej brakowało. Luiza wniosła trochę niewinności, naiwności, ale też człowieczeństwa, bo przecież Fabio obracał się w świecie, gdzie o szczerości, prawdzie i wrażliwości mógł tylko marzyć.
W życiu najważniejsza jest miłość – mówicie Państwo swoim filmem – i może ona nas spotkać w najmniej spodziewanym momencie.
Tak właśnie uważam.
To w historii Luizy i Fabia było dla Pani najważniejsze? Czy może były jeszcze inne ważne aspkety?
Po pierwsze, już po pierwszej lekturze scenariusza, bardzo się przestraszyłam. Bałam się, że nie podołam. Szybko jednak zdałam sobie sprawę, że choć jest to bardzo trudne zadanie aktorskie, jest także szalenie ciekawe i mobilizujące. Takie miałam pierwsze wrażenie i na pewno ono zadecydowało tym, że wzięłam udział w tym filmie. Jeśli chodzi o samą historię, to ona mnie po prostu urzekła. Jest niebanalna. Jest bajką, ale nie kompletnie niewiarygodną. Myślę, że spotkanie tych dwoja byłoby możliwie w życiu. To w jaki sposób tych dwoje odkrywa, że łączy ich uczucie opowiedziane jest w oryginalny, niesztampowy sposób. Cieszę się, że moja pierwsza duża rola to była właśnie Luiza. Nigdy wcześniej nie grałam pierwszoplanowej roli i oczywiście w związku z tym miałam mnóstwo obaw, ale też byłam niezwykle podekscytowana, bo historia Luizy wydała mi się niebanalna.
Obawy na pewno pomagał rozwiewać reżyser filmu, Pan Maciej Wojtyszko. Tym bardziej, że nie jest to Państwa pierwsza współpraca.
I Pan Maciej i ja bardzo sobie zaufaliśmy. Ja tak naprawdę nie mam jeszcze wielkiego dorobku, grywałam jak do tej pory mniejsze role. Będąc na castingu, byłam przekonana, że tej roli nie dostanę, także dlatego, że jestem osobą anonimową. Moje przeczucia się szybko potwierdziły – gdy przyszłam na casting Pan Maciej powiedział: nie.
Dlaczego?
Bo byłam w ciąży. I grałam w filmie będąc w ciąży. Z tego powodu musieliśmy zrezygnować z bardzo brutalnych scen. Wszystko oczywiście ze względów bezpieczeństwa. Mogę mieć tylko nadzieję, że nie było to dużym wyrzeczeniem dla Pana Macieja. W trakcie pracy nad filmem na pewno dawaliśmy sobie duże poczucie bezpieczeństwa. On zafał mi a ja jemu, za co oczywiście jestem bardzo wdzięczna.
A czy Wasze widzenie Luizy było podobne czy też wystąpiły jakieś różnice zdań?
Były różnice, ale na szczęście Pan Maciej jest reżyserem, który czerpie z aktora, nie narzuca rozwiązań ani pomysłów, tylko rozmawia i proponuje. Jest otwarty na dialog.
Czy podobnie układała się Pani współpraca z Marcinem Dorocińskim?
Tak, nasza współpraca układała się fantastycznie. Marcin jest wyśmienitym aktorem, znakomitym partnerem i świetnym kolegą. Można na nim polegać. Ma większe doświadczenie zawodowe niż ja, na szczęście potrafi też wiele przekazać, pomóc. Otrzymałam od niego bardzo dużo cennych rad i wskazówek. Rozmawialiśmy o scenach, o rozwiązaniach, o intencjach naszych postaci. Bardzo często byliśmy zgodni. Wiedzieliśmy co chcemy osiągnąć w poszczególnych scenach. Nie wyobrażam sobie lepszego partnera i lepszego aktora do tej roli. Zgraliśmy się idealnie, to była bezkonfliktowa, bardzo udana współpraca.
Znana jest Pani ze świetnych ról teatralnych. W stołecznym Teatrze Narodowym gra Pani między innymi w „Fedrze” w reż. Mai Kleczewskiej oraz w „Ślubach Panieńskich” reżyserowanych przez Jana Englerta. Czy udział w „Ogrodzie Luizy” oznacza, że chciałaby Pani zaistnieć mocniej w kinie?
Na pewno nie zrezygnuję z teatru, ale kino fascynuje mnie w nie mniejszym stopniu. Jeżeli tylko będę miała szansę i propozycje to bardzo chciałabym pogodzić i teatr i kino.
Wspomniała Pani, że „Ogród Luizy” to bajka. Bajka ze szczęśliwym zakończeniem. Luiza i Fabio zostają razem, ale tak naprawdę to dopiero początek ich wspólnego życia. Jak wyobraża sobie Pani przyszłość tej pary?
Może nie powinnam tego mówić, ale mimo pięknego i optymistycznego zakończenia, finał tej historii według mnie jest trochę inny. To wszystko co wydarzyło się w scenariuszu było fantastyczne, prawdziwe, ważne i szczere. Ale widzieliśmy tylko kawałek z życia Luizy i Fabia. Gdybym miała sobie wyobrażać ich życie dalej, to myślę, że byłoby im ciężko zachować związek. W filmie uczestniczą w ekstremalnych sytuacjach, a takie często moblizują do walki o siebie i związek. I z tym sobie poradzili. Nie wiem jak byłoby z prozą życia codziennego. Obawiam się, że ani Luiza ani Fabio mogliby tego nie udźwignąć.