Piotr Fronczewski: życiowy błąd wpędził go w depresję
08.06.2016 | aktual.: 22.03.2017 16:11
8 czerwca Piotr Fronczewski świętuje swoje 70. urodziny – w tym samym roku obchodzi także 60-lecie pracy na scenie. W teatrze zadebiutował już jako 10-letni chłopiec, i to u boku wielkiej gwiazdy, Adolfa Dymszy.
8 czerwca Piotr Fronczewski skończył 70 lat. W tym roku obchodzi także 60-lecie pracy na scenie. W teatrze zadebiutował już jako 10-letni chłopiec, i to u boku wielkiej gwiazdy, Adolfa Dymszy.
W ciągu swojej kariery stworzył wiele niezwykłych kreacji i ról, dzięki którym stał się jednym z najbardziej cenionych polskich aktorów i laureatem wielu prestiżowych nagród. Jednak życie Fronczewskiego to nie same sukcesy. Artysta skrywa też mroczne tajemnice, którymi podzielił się z fanami dopiero po wielu latach, w swojej biografii.
Okazuje się, że jego dzieciństwo naznaczone było przez wojenną traumę ojca. Od dziecka zmagał się z wielkimi kompleksami i nieśmiałością. A gdy zaczął odnosić pierwsze sukcesy, o mało nie wpadł w zgubny wir życia towarzyskiego.
Popełnił też wielki życiowy błąd, którego żałuje do dzisiaj – i który* wpędził go w prawdziwą depresję*.
Ojcowska trauma
Swoje dzieciństwo Fronczewski wspomina z sentymentem – choć, jak przyznaje, nie zawsze było różowo. Wychowywał się pod opieką ukochanej mamy.
- Była całym moim światem– opowiadał w swojej biografii. - Byłem w nią wpatrzony jak w obrazek. O wiele gorzej układały się stosunki z tatą, który był znacznie bardziej surowy.
Nerwowość rodzica, jak dowiedział się później, wynikała z traumy, którą przeżył w czasie wojny.
Mężczyzna trafił do więzienia, gdzie poddano go okrutnym torturom. Po nich ciężko zachorował – lekarze zdiagnozowali u niego ropne zapalenie mózgu. By uratować mu życie, niezbędna była trepanacja czaszki. Ślad po tym zabiegu ojciec Fronczewskiego miał do końca życia. Rodzice niechętnie opowiadali małemu Piotrowi o tym, co wydarzyło się podczas wojny. Nie chcieli wracać do tamtych wydarzeń, ani obarczać dziecka taką wiedzą. Minęło wiele lat nim, Fronczewski, z fragmentów rozmów, poznał całą historię.
Jego talent rzucił się w oczy
Ale to właśnie dzięki ojcu Fronczewski tak wcześnie zadebiutował na scenie. Jego tata pracował bowiem w teatrze Syrena i chłopiec spędzał często czas za kulisami, podglądając artystów przy pracy.
A na jednej z imprez został dostrzeżony przez redaktorkę prowadzącą program dla dzieci. - W teatrze Syrena, gdzie mój ojciec pracował w administracji, odbywały się noworoczne spotkania przy choince. Żeby dostać prezent, trzeba było powiedzieć wierszyk albo coś zatańczyć – wspominał.
Kobieta od razu poznała się na jego talencie i zaproponowała mu występ w przedstawieniu.I tak Fronczewski trafił na scenę, później do teatru telewizji, a wreszcie zadebiutował w pełnym metrażu, „Wolnym mieście”.
Dziecięce kompleksy
I choć Fronczewski ma za sobą ogromne doświadczenie, przyznaje, że nie jest z siebie w pełni zadowolony.
- Jestem wobec siebie bardzo surowy, krytyczny – mówił. Dodawał, że ma również ogromny problem z nieśmiałością i przez całe życie zmaga się z kompleksami.
- Byłem jako dziecko i jestem nadal jako ktoś, mam nadzieję, dojrzały, nieśmiałym, wstydliwym człowiekiem– opowiadał w Trybunie. - To, niestety, towarzyszy mi także w zawodzie. Komplikuje. Bywa uciążliwe.
Pijacka kariera
Przez tę swoją nieśmiałość o mało nie zaprzepaścił szansy na miłość. Tak długo zwlekał z zaproszeniem sąsiadki Ewy na randkę, że dziewczyna niemal już całkowicie straciła nadzieję. Wreszcie jednak Fronczewski zdobył się na odwagę. Zaiskrzyło. Pobrali się i niedługo potem świętowali narodziny córeczki Kasi. Aktor starał się znaleźć czas i na pracę, i na rodzinę. Choć nie zawsze było to łatwe – zwłaszcza kiedy wpadł w ciąg imprez.
- Mojej branży alkohol towarzyszył w podobnym stopniu co chirurgom, dziennikarzom czy pilotom oblatywaczom.* Gorzałka była w tym zawodzie zawsze, alkohol przynależy do aktorskiej tradycji* – mówił. Całe szczęście w porę się opamiętał.
- Moja pijacka kariera była dość krótka i niezbyt spektakularna. Znalazłem azyl w rodzinie.
Życiowy błąd
Ale choć nie wpadł w nałóg, popełnił inny błąd, który o mało nie kosztował go małżeństwa.
- To było po narodzinach naszej drugiej córki Magdy – opowiadał w książce „Ja, Fronczewski”. Miał dość rutyny, uznał, że zwyczajne życie go nudzi.
Kiedy więc na horyzoncie pojawiła się piękna koleżanka, Joanna Pacuła, wdał się z nią w romans.
- Stało się. Wydarzyło się zło. Tyle. A jak do tego doszło? Czy to ważne? Bardzo dużo wtedy pracowałem. Tyrałem właściwie. Od świtu do późnej nocy. Kołowrót. Kierat. Do tego dom z dwójką małych dzieci, więc brak snu – opisywał. Ale wkrótce dopadły go wyrzuty sumienia.
- W pewnym momencie postanowiłem wszystko żonie powiedzieć.Powiedziałem Ewie o wszystkim. Szczątki uczciwości nie pozwalały mi dłużej tkwić w tym gigantycznym oszustwie. Trwanie w kłamstwie było ponad moje siły. Musiałem to powiedzieć, również po to, by całkowicie egoistycznie sobie ulżyć. Zrzucić ten ciężar z barków. Była zdruzgotana.
Samoocena na poziomie śmieciowym
- Mając trzydzieści kilka lat okazałem się gówniarzem – kwitował tę sytuację. Ale miał szczęście. Żona mu wybaczyła i zaczęli pracować nad swoim związkiem.
- Czułem się bezgranicznie żałosny i niewyobrażalnie wręcz śmieszny – wspominał Fronczewski, dodając, że były to najgorsze chwile w jego życiu. Nie mógł sobie wybaczyć tego, jak skrzywdził ukochaną. - Moja samoocena spadła do poziomu śmieciowego. Gdy zadaję sobie pytanie, czy ja przedstawiam sobą jakąś wartość, to skłaniam się raczej ku odpowiedzi, że niekoniecznie. Myśląc o sobie, nie odczuwam satysfakcji. Nie ma we mnie samozadowolenia, o dumie nawet nie wspominając. Gdy staję przed lustrem, widzę gościa, któremu mam do powiedzenia właściwie tylko niemiłe rzeczy.
Permanentny dół
Fronczewski nie kryje, że był bliski depresji.
- Ja po prostu przez całe życie mam doła – dodawał. - Permanentnego doła. Taki już jestem. Zawsze byłem. A teraz czuję się trochę jak stary pies ze schroniska, wyliniały, koślawy, ze śladami wszystkich dawnych schorzeń, którego nikt z tego schroniska nie chce wziąć.
Całe szczęście ma kochającą rodzinę, na którą zawsze może liczyć. To właśnie żona, mama i córki są dla niego najważniejsze. - W domu nie ma aktora Piotra Fronczewskiego. Tam jest wyłącznie miejsca dla Piotra Fronczewskiego męża, ojca i syna. To są moje najważniejsze role. Aktorstwo to tylko praca – mówił. - Za to rodzina to moje życie.
(sm/gb)