WAŻNE
TERAZ

Bundeswehra w Polsce. Tak Jasionki strzegą Niemcy

Przez kilkanaście lat robiła karierę w Hollywood. Dziś nie ma zamiaru wyjeżdżać z Polski. "Tu się czuję jak u siebie"

- U siebie jestem w Warszawie. Mam wielki sentyment do Nowego Jorku, ale to już tylko sentyment - mówi Małgorzata Zajączkowska. Aktorka, która spędziła za oceanem 16 lat i jako jedyna Polka zagrała u Woody’ego Allena, dziś patrzy na Amerykę i Polskę z dystansem, nie tracąc przy tym szczerości ani odwagi w swoich ocenach.

Małgorzata ZajączkowskaMałgorzata Zajączkowska
Źródło zdjęć: © Licencjodawca
Basia Żelazko

Małgorzata Zajączkowska ma w dorobku role u takich twórców jak Paul Mazursky ("Wrogowie") czy Woody Allen ("Strzały na Broadwayu"). Przez lata mieszkała w Stanach, gdzie grała u boku hollywoodzkich gwiazd, wystąpiła w serialu produkowanym przez Glenn Close ("Rodzina Sary"), ale polscy widzowie równie dobrze pamiętają ją z serialu "Złotopolscy". Dziś łączy doświadczenia obu światów, z charakterystycznym spokojem i bezkompromisowością patrząc na zawód aktorki i otaczającą nas rzeczywistość.

Spotkałyśmy się w Zwierzyńcu, dokąd przyciągnęła ją Letnia Akademia Filmowa. Na ekranie widzowie zobaczyli ją w poruszającej roli starszej schorowanej kobiety w filmie "Lepiej później niż wcale", ale nasza rozmowa szybko wyszła poza ramy festiwalu. Zajączkowska wracała pamięcią do Nowego Jorku lat 80. i 90., wspominała spotkania z wielkimi twórcami, mówiła o aktorskim rzemiośle, granicach intymności na planie i o lęku, jaki niesie dzisiejszy świat.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Kultura WPełni: Juliusz Machulski o filmach swojego życia i Polsce

Basia Żelazko, WP: Spędzamy ten piękny tydzień w słonecznym Zwierzyńcu, na Roztoczu, ale gdzie pani czuje się najbardziej u siebie?

Małgorzata Zajączkowska: Jeśli na wakacjach "u siebie", to na Helu. "U siebie" w życiu – u mnie w mieszkaniu w Warszawie. Mam wielki sentyment do Nowego Jorku, ale to już jest sentyment.

Gdy tam pani wraca, to czy patrzy pani na niego świeżym spojrzeniem, czy z perspektywy lat, które tam pani spędziła?

Nowy Jork się bardzo zmienił, to już nie jest to samo miasto. Te 16 lat, które tam spędziłam, to chyba był najfajniejszy okres dla Nowego Jorku. To było miasto bardzo bezpieczne, bardzo radosne, dające taką nadzieję, energię, ludzie byli sobie bardzo przyjaźni. W tej chwili Nowy Jork jest miastem ponurym, niebezpiecznym. Są nowe piękne budynki, nowe dzielnice się rozwijają, ale jest dużo ludzi bezdomnych, śpiących na kartonach. Nie wiadomo, pod wpływem czego są… Już właściwie jestem niezwiązana z tym Nowym Jorkiem, który jest w tej chwili.

A proszę się tak cofnąć w czasie do tego nowojorskiego okresu życia. Jakie były reakcje na pani pochodzenie?

Wszyscy znali Lecha Wałęsę. Wszyscy absolutnie wiedzieli, że jest Solidarność. Ja spotkałam się właściwie z bardzo pozytywnym przyjęciem, pełnym ciekawości. Tam bardzo dużo ludzi ma pochodzenie polskie, obojętnie czy żydowskie, czy nieżydowskie. Mój Nowy Jork to jest wspaniały okres.

Do dzisiaj na wszystkich robi wrażenie pani filmografia i twórcy, z którymi pani pracowała. Jest pani jedyną Polką, która wystąpiła u Woody’ego Allena.

To było tak, że on zobaczył film Paula Mazursky’ego "Wrogowie" i postanowił spotkać się ze mną. Miałam u niego próbne zdjęcia do filmu z Madonną, który w rezultacie nie powstał, bo się nie dogadali. Więc myślałam, że sprawa jest już zamknięta. A on zgłosił się do mnie ponownie, bo napisał następny scenariusz i stworzył tam dla mnie rolę Lili. Chciał, żebym ją zagrała. To jest bardzo miłe.

Niezwykłe.

Ale to świadczy o twórcach. Ja nie wiem, czy to jest możliwe w Polsce.

Nikt nigdy nie napisał w Polsce roli dla pani?

To nie chodzi o mnie, bo w Polsce mam inną sytuację. Ja jestem stąd, tutaj mam już pewien dorobek. A tam on miał ciekawość spotkania się z aktorką, która spodobała mu się w roli, w tym, co zrobiła na ekranie. I miał ciekawość spotkania się z nią i pracy z nią. To jest naprawdę niezwykłe.

Tak samo było z Glenn Close. Ona zobaczyła mnie w tym filmie Mazursky’ego i ponieważ była producentką serialu "Sara", zaproponowała mi rolę. Już bez zdjęć próbnych, bez niczego – po prostu miała ciekawość osoby. Dla mnie to jest naprawdę niezwykłe.

Jak wykształcenie zdobyte w Polsce sprawdza się na planie w Hollywood?

Chodzi nie tyle o dyplom, ile o umiejętności. Jeżeli ktoś ma rzemiosło, to wszystko sprowadza się do porozumienia z reżyserem. Pamiętam tylko, że kiedy robiłam film Mazursky’ego, miałam jeszcze w pamięci warunki pracy w Polsce na planie. U nas wszyscy pamiętali każdy szczegół – który guzik był zapięty, który rozpięty, jak ustawić popielniczkę, czy przypadkiem nie stoi w złym miejscu. Ja przychodziłam na plan i widziałam, że tam nie zawsze przykładano do tego taką wagę. Po jakimś czasie zaczęli się ze mną bawić: zmieniali jeden element, żeby sprawdzić, czy zauważę. I byli zszokowani, że zawsze to dostrzegałam. A to był po prostu trening wyniesiony z pracy w Polsce.

Małgorzata Zajączkowska
Małgorzata Zajączkowska © PAP

Był czas, kiedy twierdziła pani, że Ameryka to zamknięty rozdział, piękne wspomnienia. Tymczasem…

W ogóle nie przypuszczałam, że to się może zdarzyć, bo mnie tam nie ma. Nie mam kontaktu ze swoim agentem. Nie jeżdżę tam zawodowo, nie mam właściwie żadnych kontaktów. Więc absolutnie nie brałam tego pod uwagę. A tu nagle taka propozycja.

Co więcej, udaje się pani coś, co bardzo rzadko się zdarza: była pani za młoda na rolę.

Coraz więcej jest sytuacji, że jestem za młoda do roli, a jednak je dostaję. Coraz częściej gram starsze ode mnie kobiety.

To fantastyczna perspektywa przyszłości.

W ogóle mówię o sobie, że jestem królową Alzheimera.

Niedawno powtórzyłam sobie film "Noc Walpurgi". Postać Nory, którą pani gra, jest bardzo wyzywająca, nosi podwiązki, gorset. Z kolei w filmie "Lepiej później, niż wcale" gra pani kompletnie inną osobę. Starszą, schorowaną kobietę zdaną na innych. Jest mocna scena w toalecie, w której Antonina potrzebuje pomocy. W którym z tych filmów czuła się pani bardziej obnażona?

W ogóle nie czułam się obnażona. Ja nie grałam siebie, to nie ja byłam obnażona. Także dzięki temu, jak twórcy do tego podeszli. Dziś w Stanach wygląda to tak, że zawsze rozmawia się z aktorem przed taką sceną. Pytają, czy to jest w porządku, czy nie mam wątpliwości. Były próby, wszystko było uzgodnione. Ponieważ z Karen Gillan (zagrała główną rolę w "Lepiej…" – przyp. red.) bardzo się polubiłyśmy i miałyśmy do siebie zaufanie, nie było żadnych nadużyć. Chodziło nam o opowiedzenie historii tej kobiety w tej sytuacji, ja nie czułam się użyta prywatnie.

Tak samo było w "Nocy Walpurgi". Taki jest nasz zawód – użyczamy swojego ciała i dopóki nie czuję, że ktoś przekracza moje prywatne granice, gdy wiem, że chodzi tylko o rolę, nie odczuwam dyskomfortu.

Małgorzata Zajączkowska w 2021roku
Małgorzata Zajączkowska w 2021 roku © Licencjodawca | AKPA

Niedawno rozmawiałam z Juliuszem Machulskim o scenach zbliżeń. Powiedział, że nie wierzy w podział na "dotyk zawodowy" i "dotyk prywatny". Dla niego to jest jedno i to samo. Jak to wygląda z perspektywy aktorki?

Zupełnie czym innym jest scena łóżkowa, a czym innym opowieść o dojrzałej kobiecie, której ciało traktuje się inaczej. Uważam, że sceny intymne, "łóżkowe", są bardzo trudne. Dotykają prywatności. To jest zawsze "dotyk prywatny" i bardzo wiele zależy od tego, jaką ma się chemię z partnerem, czy ma się do niego zaufanie, czy się go lubi. Natomiast ja, kiedy ktoś mnie na przykład obejmuje, od razu czuję, czy obejmuje mnie, bo mnie lubi, czy jest w tym coś innego.

Czy jako aktorka miała pani sytuacje na planie, podczas trudnych scen, które nie powinny się wydarzyć?

Nigdy nie doświadczyłam nadużycia. Tylko raz, w teatrze, kiedy byłam bardzo młoda. Poszłam wtedy do dyrektora Hanuszkiewicza i powiedziałam mu, że czuję się bardzo niekomfortowo.

Małgorzata Zajączkowska 2010 rok
Małgorzata Zajączkowska 2010 rok © Licencjodawca | � by KAPiF.pl

Jaka była jego reakcja?

Powiedział, że porozmawia z tą osobą. I nigdy w życiu więcej to się nie powtórzyło. Ja tak to wtedy czułam, ale ponieważ sytuacja się zmieniła, to znaczy, że dobrze czułam.

Dziś nowym zjawiskiem w kinie jest koordynator intymności. Czy miała pani już okazję z nim pracować?

W Polsce nie. Przy "Nocy Walpurgi" takiej osoby nie było. Myśmy ten film robili właściwie "na dziko", więc w ogóle koordynatorem intymnym byliśmy sami dla siebie. Ale tam było takie zaufanie i takie skupienie na projekcie, że ani mnie, ani Filipowi Tłokińskiemu nie przyszło to do głowy.

Natomiast koordynatorka była na planie w Stanach. Była obecna na planie, także podczas prób. Pytała, czy wszystko jest w porządku, czy coś nam nie przeszkadza. Z Karen odpowiadałyśmy: "tak, tak, oczywiście, nie ma problemu". I podczas kręcenia scen cały czas była obok, oglądała na monitorze, podchodziła do nas, pytała, czy wszystko gra.

Jak pani to ocenia?

Myślę, że koordynator to fajna funkcja na planie, bo można od razu zgłosić, że coś jest nie tak. Ale koordynator nie ma prawa powiedzieć: "nie możesz dotknąć jej piersi". Chodzi raczej o to, że jeśli ktoś zgłasza dyskomfort, to jest przestrzeń do rozmowy, co można zmienić. Uważam, że taka funkcja jest dla ewentualnych drapieżców czerwonym światłem.

Kim Basinger powiedziała, że to psuje chemię między aktorami.

Wydaje mi się, że my, aktorzy starszego pokolenia, mamy do tego inny stosunek niż młodzi. Ta młodzież jest inna. Ja widzę, jak szkoła teatralna się zmieniła – rzeczy, które u nas były normalnością, dziś są uznawane za nienormalne. Na przykład fuksówka, czy stosunek niektórych profesorów do studentów. Wręcz przemocowy. Profesor potrafił powiedzieć: "Ale co ty tutaj robisz? Co ty chcesz grać?". Myślę, że trzeba zaufać instynktowi, bo instynkt podpowiada, kiedy ktoś przekracza granicę prywatności, a kiedy po prostu się złości, albo tak się zatraca w pracy. Że nie myśli o nas prywatnie, tylko o efekcie pracy. To się naprawdę czuje. Kiedy ktoś mówi mi: "Jesteś idiotką, że tego nie rozumiesz", to u człowieka zaangażowanego czuję, że to nie jest o mnie, tylko o pracy.

Ale to też świadczy o sile pani charakteru. Podczas gdy osoba słabsza…

Wiem, dlatego uważam, że to jest dziwny zawód.

W jakim sensie?

W sensie przekraczania granic. Bo może być nawet sześćdziesięciu koordynatorów, a i tak – to nie jest rzeczą normalną, że spotykają się ludzie, całują, obejmują i robią ze sobą różne rzeczy. Pomyślmy o tym. To jest zawód, w którym przekracza się granice. Rzeczywiście od zasady nieprzekraczania prywatności łatwo dojść do wtargnięcia w czyjąś intymność. Tak jak mówiłam o dotyku – od razu czuje się, czy ktoś dotyka mnie zawodowo, czy prywatnie. I to się po prostu czuje.

Dlatego fajne jest, że na planie jest ktoś, kto ma nad tym pieczę. Kim Basinger powiedziała, że koordynator ją blokuje. Mnie to nie obchodzi. Ale wiem, że są osoby – zwłaszcza młodsze – które mogą nie dać sobie rady, i wtedy mają kogoś, do kogo mogą się zwrócić. Koordynator jest po tej stronie, by przeprowadzić rozmowę i ustawić pewne granice.

Wirtualna Polska w tym roku kończy 30 lat. Każdego mojego rozmówcę pytam o jego perspektywę na te trzydzieści lat. Pani jest wyjątkową postacią, bo ma pani podwójny ogląd – żyła i pracowała pani w USA, a teraz żyje i pracuje w Polsce. Jestem więc bardzo ciekawa, jak patrzy pani na zmiany, które zaszły w ostatnich dekadach, na przykład w Stanach.

To jest w ogóle inna epoka. W tej chwili pracowało mi się tam bardzo dobrze, to było cudowne doświadczenie. Natomiast dziś bardzo trudno jest zdobyć pieniądze na film taki, jakim byli "Wrogowie". Jeden z producentów powiedział mi wręcz, że obecnie zrobienie takiego filmu byłoby prawie niemożliwe. Kino stało się bardzo skomercjalizowane. Ci twórcy, którzy chcą robić filmy niekomercyjne, dostają mniejsze fundusze i trudniej im wypromować swoje projekty. Nawet jeśli powstają, mają trudniejszą drogę na ekran.

Małgorzata Zajączkowska 2009 rok
Małgorzata Zajączkowska 2009 rok © Licencjodawca | � by KAPiF.pl

A gdybyśmy się pokusiły o szerszą perspektywę – już nie tylko o kino czy kinematografię, ale w ogóle o to, co dzieje się teraz w Stanach?

Nie jestem trumpistką. Z przerażeniem patrzę na to, co się dzieje w Ameryce. Ale jednocześnie widzę, jak strasznie słaba jest Partia Demokratyczna, jak bardzo brakuje jej silnego przywódcy. Myślę, że cały świat jest dziś w momencie totalnego zawirowania i nikt z nas nie wie, co wydarzy się w przyszłości.

Czy czuje pani taki lęk?

Tak, absolutnie tak. I ten lęk pojawia się mimo wszystko. Jest spowodowany czasem bardzo prozaicznymi rzeczami. Na przykład chciałam zrobić remont łazienki, w której żyję od dwudziestu lat, i pomyślałam, że fajnie byłoby ją odnowić. Miałam pomysł, miałam wszystko zaplanowane, a potem nagle przyszła myśl: czy to się w ogóle opłaca? Ta łazienka jest przecież jeszcze dobra. A ja nie wiem, czy będzie wojna, czy jej nie będzie, jaki będzie ten świat. To nie są myśli, które mieliśmy pięć lat temu. To się naprawdę zmieniło.

Cały świat jest dziś podminowany. I kiedy rozmawiamy z ludźmi – czy z przyjaciółmi, czy z przypadkowymi osobami spotkanymi tam – wszyscy mówią, że mają taki niepokój z tyłu głowy. Nawet jeśli nie wojna, to wciąż pozostaje pytanie: co będzie dalej?

A teraz, jeśli miałybyśmy przejść na perspektywę lokalną – trzydzieści lat historii Polski. Mniej więcej wtedy wróciła pani do Polski.

Wróciłam w genialnym okresie. Był rok 2000, wszystko było rozbuchane i miało się jeszcze bardziej rozwijać. Panowały fantastyczne nastroje, było poczucie, że przed nami Unia, Europa... Było cudownie, fantastycznie. Więc wracałam do Polski rozwijającej się, pełnej nadziei.

I jestem zadowolona, że wróciłam. Ale teraz, kiedy patrzę, co się dzieje, to myślę sobie, czy w Polsce tylko chwilami bywa pięknie? Czy naprawdę nie może być inaczej? Czy to przypadek, że rozbierano nas trzy razy? Raz mogło się zdarzyć, ale jeśli historia powtarza się trzy razy, to coś w tym musi być. Ten totalny brak zrozumienia dla poglądów innych, potworne zacietrzewienie, obrażanie się…

Mamy dziś rok 2025 i z tej perspektywy patrzymy na lata demokracji – pierwszych demokratycznych wyborów w Polsce, członkostwo w Unii Europejskiej. Jak pani to ocenia?

To była ogromna nadzieja, taki oddech. A dziś pojawiają się głosy, żeby wyjść z Unii. Myślę wtedy: zróbmy próbę, zabierzmy tym wszystkim ludziom, szczególnie młodym, którzy nagle chcą być tacy wolnościowi, możliwość wyjazdów, brak granic. Zabierzmy im to wszystko i zobaczmy, czy im się to podoba.

Paradoks polega na tym, że wcale nie musimy takiej próby robić, bo przecież widzieliśmy Brexit.

Dokładnie. A jednak… "Nie, bo to nie wydarzyło się u nas i dlatego nas nie dotyka". Mamy coś takiego, że dopóki nie sparzymy się sami, to uważamy, że przykład, który zdarzył się sąsiadowi, nas nie dotyczy. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, bo to dla mnie niewyobrażalne. Ale czasami cieszę się, że jestem już starsza i miałam fajną młodość. Tak, mam co wspominać. Było super, naprawdę.

A dzisiaj jak jest?

Dzisiaj młodym ludziom jest bardzo trudno. Naprawdę. Wydaje się, że mają więcej możliwości, ale one trwają dwie, trzy minuty. Tutaj nic nie jest pewne. Nikt – poza może lekarzami czy prawnikami – nie buduje niczego trwałego. Ludzie pracują w różnych zawodach, niezależnie od wykształcenia. Mogą lubić swoją pracę, ale równie dobrze mogą zostać z niej zaraz zwolnieni.

Pani ma rodzinę w Stanach. Czy kiedykolwiek usłyszała pani: "przyjedź do nas, zamieszkaj tutaj, wyjedź z Polski"?

Nikt mnie nigdy nie namawiał do wyjazdu z Polski. Nie, absolutnie. Poza tym mam bardzo jasno określone, że nie chcę tam wracać. Mogę pojechać, pobyć, ale nie mieszkać na stałe.

To nie jest plan na emeryturę? Np. na Florydzie?

Nie, absolutnie nie. Nie lubię upałów. Ja mam tutaj swoje miejsce, naprawdę czuję się jak w domu. Chodzę ścieżkami, po których chodziłam na wagary, po okolicy, gdzie mieszkała moja rodzina. Tu się czuję u siebie. I myślę, że to jest mi bardzo potrzebne. Ludzie mają różne potrzeby, a ja mam potrzebę mieszkania właśnie tutaj.

Rozmawiała Basia Żelazko, dziennikarka Wirtualnej Polski.

Rozmowa została przeprowadzona dzięki zaproszeniu na Letnią Akademię Filmową w Zwierzyńcu.

Miliony wyświetleń "Obcy: Ziemia", katastroficzny finał "I tak po prostu" i mieszane uczucia po "Nagiej broni". O tym w nowym Clickbaicie. Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej:

Wybrane dla Ciebie

Agnieszka Holland do dziennikarzy: "Ja wiem, że odmawia mi się polskości"
Agnieszka Holland do dziennikarzy: "Ja wiem, że odmawia mi się polskości"
Tego się nie da oglądać. "Poczujecie się oszukani i znudzeni"
Tego się nie da oglądać. "Poczujecie się oszukani i znudzeni"
Po morderstwie aktywisty Apple TV+ wstrzymuje premierę serialu. Aktorka zabiera głos
Po morderstwie aktywisty Apple TV+ wstrzymuje premierę serialu. Aktorka zabiera głos
Ciąg dalszy jednak nastąpił. "Wow, to naprawdę świetny film"
Ciąg dalszy jednak nastąpił. "Wow, to naprawdę świetny film"
Grał kochanka Kidman. Teraz mówi o reakcjach fanów. "Nie uwierzysz, co robiłam, oglądając ten film"
Grał kochanka Kidman. Teraz mówi o reakcjach fanów. "Nie uwierzysz, co robiłam, oglądając ten film"
Do obejrzenia w TV. Jeden z największych hitów Denzela Washingtona
Do obejrzenia w TV. Jeden z największych hitów Denzela Washingtona
Zwierzęca krwawa zemsta. Feministyczny horror pokazuje rogi
Zwierzęca krwawa zemsta. Feministyczny horror pokazuje rogi
Emma Watson o relacji z J.K. Rowling po jej transfobicznych komentarzach. "Chcę kochać ludzi"
Emma Watson o relacji z J.K. Rowling po jej transfobicznych komentarzach. "Chcę kochać ludzi"
Usunęła implanty piersi. "Uwolniłam się"
Usunęła implanty piersi. "Uwolniłam się"
Rozwiedziony i napakowany. Umawia się z młodszą o 25 lat modelką
Rozwiedziony i napakowany. Umawia się z młodszą o 25 lat modelką
Już zachwyca widzów. "Nigdy nie wyglądał tak pięknie. Zapiera dech"
Już zachwyca widzów. "Nigdy nie wyglądał tak pięknie. Zapiera dech"
Erotyczne sceny, podsłuchy w konfesjonale. Gwiazdy zdradzają kulisy swoich filmów
Erotyczne sceny, podsłuchy w konfesjonale. Gwiazdy zdradzają kulisy swoich filmów