Małgorzata Kożuchowska: "W swojej wolności mamy wielką łatwość obrażania i pogardy. Nie ma na to mojej zgody"

Swoją Anielą w serialu Netfliksa Małgorzata Kożuchowska udowadnia, że ma dość przyklejanych jej łatek. Kiedyś bała się, że widzowie jej nie wybaczą, ale dziś nie tłumaczy się już z kartonów. "Niesamowite... Powinnam wcześniej odejść z tego serialu". W rozmowie z nami mówi o tym, jak ważna jest dla niej wolność, że nie godzi się na hejt i pogardę w polityce oraz jaką zapłaciła za to cenę.

aMałgorzata Kożuchowska w "Anieli", od 11 czerwca na Netfliksie
Źródło zdjęć: © Licencjodawca
Basia Żelazko

Basia Żelazko, WP: W serialu "Aniela" jest taka scena, w której skaczesz na główkę z balkonu. To dość dwuznaczne: skacze Aniela, ale "skoczyłaś" też ty, przyjmując tę rolę.  

Małgorzata Kożuchowska: To nie jest pierwszy taki spektakularny skok w moim zawodowym życiu. Ja chyba generalnie jestem dość "skoczna". 

Czy robisz to, bo myślisz sobie "pokażę im, udowodnię, skoczę"?

W zawodzie jestem od 30 lat, pracuję intensywnie i na wielu płaszczyznach: teatr, telewizja, Internet, dubbing, ostatnio streaming, wciąż jednak mam wewnętrzną potrzebę stawiania sobie kolejnych wyzwań. To mi daje dodatkowego kopa, poczucie, że cały czas jeszcze czegoś chcę, że mam potrzebę eksploracji rejonów, których jeszcze nie odkryłam lub robienia rzeczy, których jeszcze nie robiłam. Sama do siebie mówię: "Małgosia, sprawdzam". Pomyślałam sobie kiedyś, że jeśli stracę pasję, ciekawość i takie "chce mi się", to powinnam zmienić zawód. 

Z drugiej strony mam świadomość, że jest gdzieś mój widz, który "idzie" za mną od czasów "Kilera". Jest mi wierny, dorastał ze mną i dojrzewał, dokonywał w tym czasie trudnych wyborów w swoim życiu. I ja mu wtedy w pewnym sensie towarzyszyłam jako Ewa Szańska, potem jako Hanka Mostowiak, jako Natalia Boska z "Rodzinki.pl", by wymienić tylko te role najpopularniejsze i bliskie widzom. I ja tego widza muszę zaskakiwać. A w zasadzie nie muszę – chcę go zaskakiwać, bo zawsze miałam potrzebę bycia wolnym człowiekiem.

Małgorzata Kożuchowska w "Anieli" Netfliksa
Małgorzata Kożuchowska w "Anieli" Netfliksa © Licencjodawca | K. Grabowska

Z okazji 30. lat Wirtualnej Polski zapraszamy do udziału w konkursie "Za co kochasz internet?". Do wygrania urodzinowe, podwójne bilety na wielki koncert Sanah, który odbędzie się 19 września 2025 r. na PGE Narodowym. Pokaż swoją kreatywność i świętuj razem z nami! Szczegóły i formularz zgłoszeniowy znajdziesz na stronie www.30lat.wp.pl/konkurs

Ciekawe, że mówisz teraz o swoich widzach. Te postaci przyniosły ci wielką popularność, ale wydarzyły się rzeczy, nad którymi nie miałaś kontroli. Mówię o memach i żartach. Nie spodziewałaś się tego. 

Będąc po maturze, mając te 19 lat i jakieś wyobrażenia o swojej przyszłości, nie miałam żadnego doświadczenia, ani nikogo w rodzinie, kto przeszedłby taką drogę i z kim mogłabym porozmawiać, więc te marzenia to były bardziej fantazje, aniżeli właśnie wyobrażenia. Moja mama próbowała mnie przestrzec przed tym zawodem, pokazać mi, że są też jego ciemne strony. 

W jaki sposób?

Mówiła mi na przykład: "Wyobraź sobie, że w sobotę wieczorem, kiedy wszyscy już po całym tygodniu odpoczywają, idą do kina, na koncert, spotkać się z przyjaciółmi, z dziećmi na spacer, ty będziesz szła do pracy. Będzie ci bardzo trudno założyć rodzinę, to jest zawód, który niesie za sobą też takie niebezpieczeństwo wchodzenia w różne relacje i skrajne emocje, z którymi trudno będzie sobie poradzić".

Tymczasem to przecież były czasy bez tabloidów i Internetu. Nie było wielu tych zagrożeń, które powstały tak naprawdę dopiero wtedy, kiedy ja już byłam aktorką. 

Co było dla ciebie pierwszym sygnałem popularności?

Pamiętam taki moment: jeździłam na wakacje do miejscowości w Wielkopolsce, z której pochodzi mój tata. Szłam uliczką, było lato, wszystkie okna były pootwierane i z każdego okna słyszałam melodię z "M jak Miłość". I ja wtedy sobie uzmysłowiłam: "Boże, jestem w każdym z tych domów". 

Co miałaś wtedy w głowie?

Poczułam skalę tego wszystkiego. Z jednej strony radość, a z drugiej dreszcz niepokoju. Bo uprawiam zawód, którego sensem jest docieranie do ludzi, więc to się spełniło. Jest to, czego chciałam: pracuję i ta moja praca ma odbiorcę – to jest wspaniałe. A z drugiej strony, jakie będą tego konsekwencje, co dalej, co się z tym wiąże? Czy to rzeczywiście jest tak, że nie mam już prywatności, jestem teraz trochę własnością wszystkich?

Pamiętam sytuacje, kiedy w miejscach publicznych ludzie podchodzili do mnie, przytulali i mówili, że mnie lubią, że jestem im potrzebna, że identyfikują się z tą postacią. Ale zanim to nastąpiło, to moja Hanka była jeszcze "zła". 

Jakich wtedy reakcji doświadczałaś?

Weszłam kiedyś do sklepu na placu Wilsona w Warszawie i poczułam mróz. Ja to po prostu poczułam, że idzie do mnie taka fala lodu, a ekspedientki, które stały tam za ladą, obróciły się z minami pełnymi dezaprobaty. Teresa Lipowska powiedziała mi, że chodzi na bazarek, a ludzie ją przestrzegają: "Niech pani uważa pani Tereniu na tę Hankę". Zadzwoniłam wtedy do Ilony Łepkowskiej i powiedziałam, że chyba już stop.

Małgorzata Kożuchowska jako "Aniela"
Małgorzata Kożuchowska jako "Aniela" (fot. K. Grochowska) © Materiały prasowe

Czy to ty stoisz za metamorfozą osobowości Hanki Mostowiak?

Poprosiłam o to Ilonę. Zawsze dobrze jest mieć czarny charakter w projekcie, bo on nakręca intrygi, uatrakcyjnia fabułę, coś się wtedy dzieje. Zmiana to było wyzwanie. Usłyszałam od Ilony, że rozumie mój niepokój, ale nie wie, czy to się uda, czy widz uwierzy w tę metamorfozę i o 180 stopni zmieni nastawienie do postaci. Ale ostatecznie wyszła mi naprzeciw. 

Spójrz, co się stało: widz nie tylko uwierzył, ale ta nowa osobowość do ciebie przylgnęła. Ta "dobra" Hanka, "Matka Boska Kożuchowska".

To stało się potem moją kulą u nogi. Niesamowite... Powinnam wcześniej odejść z tego serialu. Powinnam.

Spędziłaś dziewięć lat w "M jak Miłość". 

Za długo. Ta myśl już mi towarzyszyła o wiele wcześniej, natomiast obawiałam się tego, że widzowie mi tego nie "wybaczą". Dziś być może brzmi to dziwnie, ale w tamtym czasie tak to odczytywałam.

Naprawdę miałaś takie myśli? 

Naprawdę. Obawiałam się też tego, że poza widzami również producent serialu mi tego nie wybaczy i skaże mnie na zawodowy niebyt. 

Czy to jest ten słynny "syndrom oszusta", mimo tego, że osiągasz tak wiele, nadal w tyle głowy masz głos, że coś ci zagraża, że na to nie zasługujesz?

No widzisz.

Małgorzata Kożuchowska
Małgorzata Kożuchowska © AKPA | AKPA

To przeszłość?

Tak. Takie miałam myśli wtedy. Byłam bardzo lojalna wobec tego projektu i wobec producentów, ale pojawiały się też nowe propozycje, które mnie interesowały i w które chciałam wchodzić. Spotykałam się na rozmowy z producentem Tadeuszem Lampką i mówiłam mu o tym, uprzedzając lojalnie, że dostaję inne propozycje i chciałabym z nich skorzystać. Miałam jeszcze teatr. I chciałabym to jakoś mądrze pogodzić. Pan Tadeusz zazwyczaj mówił mi: "Nie, jeszcze poczekaj. Teraz będziesz miała dużo dni zdjęciowych. Nie wchodź w to. Za chwilę dam ci jakiś projekt, który będzie dla ciebie jakąś fajną odskocznią".

I dał?

Dał mi propozycję kilku odcinków w "Kryminalnych", więc to było takie "zadośćuczynienie" za to, że zrezygnowałam z czegoś. Ale to nie były rzeczy dla mnie ani przełomowe, ani też takie, które byłyby jakąś przeciwwagą dla tej Hanki, jeśli chodzi o wymiar, o wagę. Przyszedł w końcu moment, że powiedziałam dosyć. 

Zdecydowałaś się rozstać z Hanką.

Po prostu rynek się bardzo zmienił przez te dziewięć lat. I zobaczyłam, rozglądając się dookoła, że mnie ta Hanka już zaczyna bardzo ograniczać, że niewiele mnie tutaj ciekawego jest w stanie spotkać i po prostu umrę w tym serialu. Zawodowo. Wypalę się, on mnie po prostu zje, a potem wypluje. Oczywiście grałam cały czas w teatrze i to był mój ratunek, grałam wtedy u Jerzego Jarockiego. Przechodziłam z przedstawienia na przedstawienie, to były wspaniałe dla mnie projekty. Ale wiadomo, że serial ogląda osiem milionów widzów, a widownia małej sceny w Narodowym liczy 120 osób. Nie da się tego porównać. Wtedy zdecydowałam, że to jest koniec.

Wtedy wydarzyły się kartony. 

Nauczyłam się z tym żyć i tyle. Płacę cenę za nie swój błąd i za bylejakość produkcji, która do tego dopuściła. To było ewidentne pokazanie "szwów", które nie powinny ujrzeć światła dziennego. To tak jakby ktoś w scenie kryminalnej pokazał, że aktor spadł z 10. piętra na materac, a widz widzi ten materac. 

Jakich jeszcze ciemnych stron swojej popularności doświadczyłaś?

Gdy udało mi się po 10 latach pracy kupić na kredyt mieszkanie w centrum, nie było tam garażu podziemnego. To były czasy, kiedy nagle pojawiły się tabloidy i paparazzi, którzy regularnie dyżurowali pod moim domem. Prosta zasada: samochód pod domem, jest w domu, czyli czekamy aż wyjdzie. Bo w końcu kiedyś wyjdzie. Miałam obfotografowane każde wejście i wyjście z klatki oraz często "ogon", który przez pół dnia za mną jeździł. Było to tak uciążliwe, że powiedziałam, że nie mogę dłużej żyć jak zając na polowaniu, który jest wiecznie śledzony. 

Małgorzata Kożuchowska w "Anieli" Netfliksa
Małgorzata Kożuchowska w "Anieli" Netfliksa © Licencjodawca | ROBERT PALKA

Kupiłam dom za miastem i kiedy pewnego dnia byłam w ogrodzie, wyrywałam chwasty, porządkowałam, zrobiono mi zdjęcie na okładkę jednej z gazet, z taką wypiętą pupą. Okładkowe cover story zatytułowano: "Jak Małgorzata Kożuchowska walczy z plugastwem".

Co ty na to?

Uznałam, że to jest jeden z lepszych nagłówków. Myślę, że sprzedaż tego egzemplarza poszła im całkiem dobrze. W każdym razie wytoczyłam wydawcy gazety proces. 

Dlaczego?

Bo stwierdziłam, że jeżeli już znają mój adres, a ja zostawię to bez reakcji, to ta moja zmiana w życiu i próba odzyskania wolności pójdzie na marne. I że muszę wyraźnie zacząć stawiać granice. Wygrałam ten proces, więc dla innych to był sygnał, że nie daję na to zgody. Że będąc u siebie w domu i u siebie w ogrodzie, chcę mieć poczucie, że mogę tam wyjść w piżamie czy w szlafroku z nieuczesanymi włosami i napić się kawy w spokoju. Bez myśli, że w weekendowym wydaniu pojawię się na okładce.

Pamiętam też wariactwo związane z moim ślubem, kiedy robiono mi zdjęcia w kościele w kolejce do spowiedzi przedślubnej. Uważam, że to wejście butami w moje życie i przekroczenie wszelkich barier. Ale z drugiej strony miałam też poczucie, że nie robię nic złego i nie mam nic do ukrycia. Tylko historie, które są wymyślane do tych zdjęć, na których się nic nie dzieje, były dla mnie często krzywdzące – mówiące o moich nieprawdopodobnych zarobkach, rzekomych fortunach, które wydaję na buty itp. To budowało mój wizerunek w sposób, na który nie miałam wpływu i nie miałam, jak się obronić. To było trudne.

Dopiero w czasach, kiedy pojawił się Facebook, a potem Instagram, to się zmieniło. Wreszcie miałam możliwość bycia kimś, kto dystrybuuje informacje na swoich warunkach. I też rozbraja taki balon – znane osoby zawsze kojarzyły się z nienagannym wyglądem – zawsze zadbane, w makijażu i modnych stylizacjach. Zdjęcie w trampkach, bez make upu, to była gratka. Dzisiaj tu już normalne. Pokazujemy się w sytuacjach często domowych, bardzo prywatnych, ale jednak na swoich zasadach – to my zarządzamy swoim wizerunkiem.

Gdy wchodziłaś w ten zawód pod koniec lat 90., nie myślałaś nawet o warunkach, które zastają dziś ludzie, którzy zaczynają. Gdy oni planują karierę, od razu są obecni w social mediach. 

Ale ludzie są też bardzo różni. Bo są też tacy młodzi ludzie, którzy nie mają Instagrama. I to też jest jakaś wartość, odwaga. Ale też wolność – "ja chcę uprawiać ten zawód na takich zasadach i nie wpisuję się w trendy, który nie są mi bliskie, albo w których czuję się źle".

Już któryś raz podczas naszego spotkania mówisz o wolności.

Ona jest dla mnie bardzo ważna. Jestem z pokolenia, które urodziło się przed transformacją. Moi rodzice prężnie działali w NSZZ Solidarność i temat wolności był silnie obecny w naszym domu. Wiedziałam, że wolność musimy wywalczyć. 

Pamiętam strajki, pamiętam 13 grudnia 1981 roku – dzień ogłoszenia stanu wojennego. Pamiętam, jak upadał mur berliński. To są wszystko rzeczy, które są wpisane w moje DNA. I myślę, że też wybrałam sobie zawód, o którym jako młoda dziewczyna myślałam, że da mi wolność.

Dlatego może dzisiaj wracasz i szukasz jej wszędzie. Mamy 2025 rok. Jak oceniasz wolność, o którą walkę widziałaś na własne oczy?

To bardzo trudne pytanie, bo wolność ma naprawdę wiele odcieni. Ale jedno wiem na pewno – dziś żyjemy w zupełnie innych realiach niż te, w których dorastałam. Pamiętam, jak mój tata, rocznik ’41, opowiadał, że kiedy zaczynał pracę na uniwersytecie, jego przełożony ostrzegał go, że ktoś donosił, iż bywa widziany w kościele. Usłyszał wtedy "Niech mnie pan więcej nie naraża". To pokazuje w jak ciężkich czasach żyliśmy. 

Przeżyłam stan wojenny, wybór Jana Pawła II, pieriestrojkę, Gorbaczowa – to wszystko działo się na moich oczach. Jako dziecko marzyłam o paszporcie i możliwości podróżowania. Chciałam poznawać świat, a nie mogłam tego robić. Wtedy zadawałam sobie pytanie "dlaczego?".

W imi? Jakuba S. w Teatrze TelewizjiFot. Arsen Petrovych/TVP/East News
Teatr Telewizji - W imie Jakuba S., rez. Pawel Demirski, 24.01.2025.
N/z: Malgorzata KozuchowskaArsen Petrovych
Małgorzata Kożuchowska w sztuce Pawła Demirskiego "W imieniu Jakuba S." © Licencjodawca | Arsen Petrovych

A wolność dziś?

To, że wszystko się potoczyło właśnie tak, jak się potoczyło, to ogromne szczęście – choć nie zawsze o tym pamiętamy. Mam poczucie, że moje pokolenie, dzięki temu, że żyło w tamtych czasach i przeszło transformację, jest w jakiś sposób bogatsze. Doceniamy to, co mamy dziś. Naprawdę jestem wdzięczna, że to mogłam tego wszystkiego doświadczyć na własnej skórze.

Wzruszyłaś się.

Tak. Te emocje, które przeżywaliśmy przez ostatnie tygodnie, powodują we mnie lęk o to, w którą to wszystko idzie w stronę. Uważam, że demokracja, której jesteśmy dziś beneficjentami, jest darem, ale często zapominamy o tym. Wdajemy się w jakieś małostkowe konflikty, kłótnie, ocenianie kogoś, narrację pogardy dla odmienności, która jest spowodowana brakiem elementarnego szacunku. Do tego dochodzi potężna przestrzeń dezinformacji, infotainment dostarczany przez platformy społecznościowe, powodujący taki chaos, że przestajemy odróżniać prawdę od kłamstwa. Co więcej, następuje zjawisko jeszcze bardziej niebezpieczne i w konsekwencji zgubne: zamiana pojęć i odwrócenie wektorów, kłamstwo wskakuje na tron prawdy i na odwrót.

Małgorzata Kożuchowska
Małgorzata Kożuchowska © Licencjodawca | AKPA

Poszanowanie drugiego człowieka zawsze było dla mnie ważne: mogę mieć inne zdanie, mogę być bardzo określona w swoim światopoglądzie, ale to nigdy nie znaczy, że komukolwiek będę chciała go narzucać. Mogę rozmawiać i przedstawiać swój punkt widzenia, wyjaśnić, dlaczego takie wartości są mi bliskie, ale chcę słuchać też tego, co mają do powiedzenia inni. Staram się być fair i chcę być tak samo traktowana. 

Tymczasem w swej wolności mamy wielką łatwość obrażania i pogardy. Nie ma na to mojej zgody i właśnie to wywołuje we mnie te emocje. Przykład sprzed tygodnia! Głośno było o tym, w jaki sposób zachowywała się w trakcie wieczoru wyborczego Kasia, siedmioletnia córka Karola Nawrockiego. Zastanawiam się, co daje ludziom przyzwolenie na tak bezlitosne ocenianie dziecka? Czy nie fałszywe poczucie wolności i bezkarności w przestrzeni Internetu, gdzie jest anonimowość i łatwość napędzania takiej fali?

Tak zmieniała się Małgorzata Kożuchowska
Małgorzata Kożuchowska © AKPA

Jan Paweł II powiedział, że "wolność jest dana i zadana". I to jest prawda. Czasami warto zrobić krok wstecz i nie powiedzieć czegoś, albo czegoś nie napisać, niż potem się za siebie wstydzić. 

Po roku 2000 zapanowało w przestrzeni medialnej pełne przyzwolenie, że wszystko właściwie można powiedzieć, każdego można "kopnąć", nie ma rzeczy świętych. Ta dystrybucja szacunku i pogardy doprowadziły nas do głębokich podziałów. Bardzo dobrze pamiętam, jakim językiem zaczęli posługiwać się politycy w Sejmie, na konferencjach prasowych. Również tabloidy posługiwały się szokującym, brukowym językiem. Jakby na każdego można było wylać wiadro pomyj i to jest ok, nawet cool. Nie było we mnie na to zgody i zapłaciłam za to cenę.  

Co masz na myśli?

Sprzeciwiłam się temu, że hejtuje się panią Marię Kaczyńską, żonę prezydenta mojego kraju, tylko dlatego że podała mu kanapki w reklamówce w drodze do samolotu. To było przecież w gruncie rzeczy urocze – piękny i prosty gest miłości i dbałości o męża. Nagle poszła cała lawina nienawiści wobec prezydenckiej pary, oceniano wygląd pierwszej damy, wygląd prezydenta Lecha Kaczyńskiego, oboje zostali poddani nieprawdopodobnemu hejtowi, a nawet – jak zdefiniował to wtedy Piotr Zaremba – całemu przemysłowi pogardy, który z kolei wpływał na to, że urząd prezydenta traci szacunek, który jest mu z definicji należny. 

Tomasz Karolak to śmiesznie podsumował w swoich stand-upach, z którymi jeździ po całej Polsce. Mówił w nich: "Małgosia Kożuchowska, znacie ją? Tak, znacie. Jedyna ‘pisówa’ o ludzkiej twarzy".

Dostałam taką łatkę polityczną, mimo tego, że nigdy w przestrzeni publicznej nie wypowiadałam się na tematy polityczne właśnie z uwagi na szacunek do wolności drugiego człowieka. Wystarczyło jednak, że stanęłam w obronie takich prostych wartości. Tymczasem czuję, że to jest mój obowiązek, żeby to powiedzieć głośno. Że nie zgadzam się na to. 

Hejt, którego doświadczyłam, kiedy dostałam Krzyż Kawalerski Odrodzenia Polski od prezydenta Andrzeja Dudy, był straszny. Jestem z tego odznaczenia dumna, tak samo jak z każdego innego odznaczenia, które dostałam. Miałam wtedy malutkie dziecko. Więc byłam intensywnie pracującą, świeżo upieczoną mamą. To był bardzo intensywny i trudny czas w mojej pracy. 

Przeżyłaś to?

Bardzo. Uważałam, że ten hejt jest niezasłużony i że to jest okrutne. Napisałam wtedy na Instagramie, że wcześniej dostałam odznaczenie Gloria Artis od pani Omilanowskiej, ówczesnej minister kultury w rządzie Platformy Obywatelskiej. Na żadnym z tych odznaczeń nie widzę żadnych partyjnych barw, a ja i z jednego i z drugiego jestem tak samo dumna.

Mówimy tu o podziałach w Polsce, zupełnie jak w sztuce Pawła Demirskiego "W imieniu Jakuba S." i jego serialu "Aniela". Obie te produkcje, w których cię widzimy, mówią o tym podziale. 

Tak jak powiedziałam: możemy się różnić, mamy różne pomysły na siebie, na życie. Czasami chcieliśmy zrobić coś inaczej, a inaczej wyszło. Nie wszystko się w życiu da zaplanować i nie wszystko też, co się zaplanowało, musi nam się udać. 

Zawsze mówiłam o tym, że kocham ten zawód i zawsze pracuję dla wszystkich. Wydaje mi się, że mam też taki rodzaj aury, może dar wydobywania tego, co łączy a nie dzieli ludzi.

Czy to nie jest wyczerpujące? 

Jest, ale bardzo to lubię, bo to daje mi poczucie, że życie jest tak różnobarwne… Ta intensywność mi odpowiada. Oczywiście mam swoje azyle i sposoby na to, żeby się resetować, odpoczywać i zachowywać balans. Nauczyłam się tego, bo kiedyś byłam bezbronna absolutnie.

Jakich reakcji spodziewasz się na swoją Anielę?

To jest postać niezwykła. A powiedz mi o swojej reakcji.

Zastanawiam się, czy ją polubię. Ale lubię, jak grasz kogoś tak nieznośnego.

Powiem ci, że kiedy dowiedziałam się, że dostałam propozycję od Netfliksa, że jest pomysł na taki serial właśnie dla mnie, pomyślałam sobie "WOW!!!". Paweł Demirski przedstawił mi najpierw pomysł, potem pojawił się scenariusz pierwszego odcinka.

Nie wiem, ile razy zadałam jemu i moim wspaniałym producentkom z Balapolis, Magdzie Kamińskiej i Agacie Szymańskiej, pytanie "czy wy na 100 proc. jesteście pewni, że to właśnie ja mam grać tę postać?". Moja agentka powiedziała, że jestem nienormalna, że aktorki tak nie pytają i że mam to po prostu wziąć.

Skąd to pytanie?

Różne miałam doświadczenia w swoim też życiu i chciałam mieć 200 proc. pewności, że będę pracowała z teamem, który chce pracować ze mną. 

Co za tym stoi?

Wiadomo, że aktor, który jest obsadzony w głównej roli, jest niejako lokomotywą projektu, ale musi mieć team, który gra z nim do jednej bramki, który go wspiera, który pracuje z nim jakby to był projekt ich życia. Dlatego pytałam czy chcą tak pracować i czy chcą tak pracować właśnie ze mną. I miałam team marzeń: Kuba Piątek i Kuba Czekaj, Wojtek Węgrzyn, Arek Ślesiński, Anna Mocny, Anna Nobel i cała obsada aktorska. Z takimi artystami można ryzykować!

To nie jest klasyczny serial.

To jest bardzo ryzykowny, odważny w swojej formie i w swojej treści serial. Ja nie jestem oczywistym wyborem dla tej bohaterki.

Od tego "skoku" zaczęłyśmy naszą rozmowę.

Właśnie. W związku z tym nie chciałam mieć takiego poczucia, że ktoś nagle, w trakcie zdjęć, na jakimś etapie pracy powie "no nie, kurde, ona tego nie dźwiga". 

Nadal masz takie myśli.

Chyba każdy artysta to ma. Nie słyszałaś nigdy o tym, że "znaczysz tyle, ile twój ostatni projekt. Tyle, ile twój ostatni film"? Mówią to wielcy reżyserzy jak Scorsese, Coppola. Ktoś powie: "Widziałem jego ostatni film, wiesz, skończył się. Odcina kupony, już to nie jest to, już to nie ta energia, zestarzał się". 

Boisz się, że kiedyś przeczytasz to o sobie?

Muszę się zastanowić. Chyba nie.

To byłoby straszne. Miałabyś prawo się bać.

Wydaje mi się, ale być może jestem naiwna, że jestem bardzo świadoma siebie. Wiem, w jakim jestem momencie w życiu, czy mam siłę na to, żeby się w coś zaangażować, czy lepiej poczekać. Oczywiście mam w sobie też przekorę, taką, że pójdę pod włos. Ona mnie czasami gubi. Ale jestem ryzykantką, jestem ciekawa młodych ludzi. 

"Aniela" Netfliksa
"Aniela" Netfliksa © Licencjodawca | K. Grabowska

Oglądając Anielę, gdzie twoja bohaterka bierze pod swoje skrzydła młode dziewczyny, myślałam o tobie w nowej roli zawodowej, mentorki. Myślisz o tym, że to jest gdzieś w przyszłości dla ciebie? 

Wiesz, ja mam geny nauczycielskie. Poza tym jestem najstarszą z trójki sióstr, nauczyłam swoją młodszą siostrę czytać itd. Więc, jak to się potocznie mówi, "genu nie wydłubiesz". Ale też wiem, że to jest wielka odpowiedzialność. I trzeba temu poświęcić czas. A ja cały czas jestem bardzo aktywna. I tak jak powiedziałam, dopóki dostaję takie propozycje, na które reaguję "Matko, to dla mnie? Zaskoczyło mnie to. Muszę się z tym przespać, ale ciekawi mnie to, serio", będę grać. 

Czy jako mama dorastającego chłopca masz sobie lęk o przyszłość?

Jak każda mama. Zależy mi na tym bardzo, żeby miał poczucie własnej wartości zawsze i żeby miał mocny kręgosłup moralny, który będzie mu pomagał odróżniać w życiu dobro od zła tak, że byle go co nie złamie. Zależy mi, żebyśmy go zbudowali naszą miłością i akceptacją, dali mu poczucie siły i bezpieczeństwa. A jednocześnie uświadamiali mu różne zagrożenia tego świata.

Rozmawiałyśmy o tym, jak byłaś po raz pierwszy w Nowym Jorku. Dorastałaś w czasie transformacji, a dzisiaj twój syn ma wszystko, cały świat na wyciągnięcie ręki. Czy myślisz, że Polska będzie krajem, w którym młodzi ludzie będą chcieli zostać?

Wiesz, ja jestem, mimo swoich wielu doświadczeń i też takich, przez które było mi bardzo ciężko, optymistką. Pytam siebie nieraz, czy cały czas wierzę w ludzi.

Jaka jest odpowiedź?

Tak. Mimo wszystko. Mimo moich naprawdę czasami bardzo bolesnych doświadczeń i rozczarowań. Tak, wierzę w ludzi. Bo chcę.

Dziękuję za rozmowę.

Basia Żelazko, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło artykułu: WP Film

Wybrane dla Ciebie

Trudny czas w życiu aktorki. Opublikowała wideo ze szpitala
Trudny czas w życiu aktorki. Opublikowała wideo ze szpitala
Film z Benem Affleckiem bije rekordy. 80 mln widzów w miesiąc
Film z Benem Affleckiem bije rekordy. 80 mln widzów w miesiąc
Polak w amerykańskim serialu. Poznajesz? "Polski Paul Mescal"
Polak w amerykańskim serialu. Poznajesz? "Polski Paul Mescal"
Anna Kendrick zakończyła przemocowy związek. Teraz ma nowego partnera
Anna Kendrick zakończyła przemocowy związek. Teraz ma nowego partnera
"Smerfy: Wielki film" na przedpremierowych pokazach. Gdzie obejrzeć nowość?
"Smerfy: Wielki film" na przedpremierowych pokazach. Gdzie obejrzeć nowość?
Jeszcze jeden powód, by kochać Keanu Reevesa. Wydaje tysiące dolarów, by chronić swoich fanów
Jeszcze jeden powód, by kochać Keanu Reevesa. Wydaje tysiące dolarów, by chronić swoich fanów
Kinowy hit zarobił 400 mln dol. Za sukces dostała żałosną nagrodę
Kinowy hit zarobił 400 mln dol. Za sukces dostała żałosną nagrodę
Kryminał w przedwojennym mieście. Polska obsada robi wrażenie
Kryminał w przedwojennym mieście. Polska obsada robi wrażenie
Aktor sprzedał jej rodzinny dom. "Nienawidzę go"
Aktor sprzedał jej rodzinny dom. "Nienawidzę go"
Metamorfoza gwiazdora. Zrzucił wiele kilogramów. Co za tym stoi?
Metamorfoza gwiazdora. Zrzucił wiele kilogramów. Co za tym stoi?
Sydney Sweeney mówi o trzecim sezonie "Euforii". "Byłam zszokowana"
Sydney Sweeney mówi o trzecim sezonie "Euforii". "Byłam zszokowana"
Serial wraca do łask. Internauci przestrzegali się przed nim
Serial wraca do łask. Internauci przestrzegali się przed nim