Radosław Śmigulski: nie zamierzam cenzurować polskiego kina. Wywiad z nowym szefem PISF
Jeszcze pół roku temu był w branży filmowej osobą szerzej nieznaną, dziś nie ma nikogo, kto miałby większy wpływ na polskie kino. Krytycy zarzucają mu, że fotel szefa Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej zawdzięcza Piotrowi Glińskiemu. Czy będzie bronił polskich filmowców przed cenzorskimi zapędami wicepremiera? I jak tłumaczy swoje ostatnie kontrowersyjne decyzje?
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Łukasz Knap: Zdaje pan sobie sprawę, że PISF nie ma dziś najlepszego PR-u?
Radosław Śmigulski: Nie przesadzajmy, uczciwiej byłoby powiedzieć, że PISF nie wszędzie ma dobry PR. Wynika to w dużej mierze z nieprawdziwych informacji, które pojawiają się na nasz temat. Na nieformalnym spotkaniu liderów europejskich instytutów filmowych w Berlinie ktoś zadał mi pytanie, czy to prawda, że polski instytut przestanie działać w maju. Nie mam pojęcia, kto i w jakim celu rozsiewa takie absurdalne plotki. Na berlińskim festiwalu musiałem się zmierzyć z falą podobnych pytań o cele PISF pod moim kierownictwem. Zapewniałem wszystkich, że jako nowy dyrektor będę starał się pogodzić różne, czasem wykluczające się wizje polskiego kina, które jest dobrem wspólnym. Wierzę, że kultura jest przestrzenią, w której mogą spotykać się różne wrażliwości i estetyki. Nikt jeszcze nie stworzył filmu, który spodobałby się wszystkim.
Przedstawiciele branży filmowej zastanawiają się, czy teraz pieniądze z PISF będą dostawali przede wszystkim twórcy spełniający oczekiwania wicepremiera Glińskiego, który zapowiadał wsparcie dla kina patriotycznego.
Nie słyszałem wypowiedzi pana wicepremiera, w której mówiłby, że teraz będzie miejsce tylko na filmy patriotyczne. Moja jedyna rozmowa z wicepremierem dotyczyła celu, z którym obaj się zgadzamy: poprawy jakości kina. W związku z obchodami 100-lecia odzyskania niepodległości pojawi się więcej pieniędzy na produkcje historyczne, ale to nie powinno łączyć się z uszczerbkiem budżetu PISF na kino współczesne. Zdaję sobie sprawę, że nie byłem znany części środowisk filmowych, które mogą czuć wobec mnie jakiś lęk, ale myślę, że to się zmienia. Obawiano się, że zostaną zlikwidowane komisje eksperckie, a jeśli nie zostaną, to w ich skład będą wchodziły osoby o jednoznacznych poglądach politycznych. Tak się nie stało. Chciałbym wszystkich zapewnić, że nie mam żadnego tajnego planu cenzury polskiego kina.
Ma pan jednak realny wpływ na to, które filmy powstaną, a które nie. W ramach programu upowszechniania wiedzy o filmie dofinansowania nie przyznał pan świetnym festiwalom, takim jak Pięć Smaków czy Kino na Granicy, natomiast pół miliona złotych przeznaczył pan na projekt związany z obchodami 40-lecia wyboru Karola Wojtyły na papieża.
Co do imprez, o których pan mówi, proszę poczekać na wyniki komisji odwoławczej, które opublikujemy lada dzień. Nie widzę nic złego w tym, że dofinansowaliśmy projekt, którego celem jest prezentacja filmów o Janie Pawle II i cykl spotkań uczących wiedzy o kinie przez postać papieża. Są widzowie, którzy byliby zainteresowani zdobywaniem takiej wiedzy po pokazie "Twarzy” Małgorzaty Szumowskiej, ale jest masa osób, które będą wolały przyjść na film o Janie Pawle II. Ta publiczność też zasługuje na uznanie. Jeżeli chcemy, żeby pluralizm był celem PISF, bądźmy konsekwentni. Dlaczego to wzbudza takie emocje?
Po prostu nie potrafię sobie wyobrazić, jak może wyglądać edukacja filmowa w oparciu o filmy o papieżu.
Proszę sobie wyobrazić, że są środowiska, do których nie dotrzemy inaczej niż poprzez filmy poruszające tematykę religijną. Zakładam, że po pokazach nie będą czytane encykliki papieskie, tylko będzie się dyskutować o medium, za pomocą którego o Janie Pawle II się opowiada.
Myślę, że to jest bardzo idealistyczne założenie.
Miałby pan podobne wątpliwości, gdyby chodziło o pokazy filmów o Dalajlamie lub filmów Chaplina?
W przypadku filmów o Dalajlamie miałbym dokładnie takie same wątpliwości, nie przychodzą mi do głowy żadne filmy na jego temat interesujące z punktu widzenia celów edukacji filmowej. Co do Chaplina – droga wolna, chociaż chyba lepiej by było, gdyby PISF skupił się na popularyzacji polskiej kinematografii.
A cykl filmów o Warszawie?
*Wyobrażam sobie ciekawy projekt edukacyjny, którego celem byłaby refleksja o tym, jak konstruowana jest narracja o mieście tak pokiereszowanym przez historię jak Warszawa. Z papieżem jest ten problem, że nie powstał jeszcze żaden wybitny film na jego temat. *
Filmy muszą być wybitne, żeby spełniały cele edukacyjne?
Nie muszą, ale walorem projektów edukacyjnych powinna być także popularyzacja najlepszego kina. W każdym razie, przyjrzę się, jak cele edukacji filmowej zostaną zrealizowane w przypadku projektu papieskiego.
Nie wątpię, panie redaktorze.
Wróćmy jeszcze do obaw przedstawicieli branży filmowej o przyszłość polskiego kina. Wiele z nich ma źródło w postawie prof. Glińskiego. W najnowszym numerze "Sieci” wicepremier powiedział o nowym filmie Małgorzaty Szumowskiej, że jest "produkcyjniakiem z prostą jak cep tezą”, którym zachwycają są "berlińskie elity". Pana nie razi taki język?
To jest osobista ocena wicepremiera, w której nie słyszę nawoływania do zaprzestania wspierania twórczości Małgorzaty Szumowskiej. Sam nie mam problemu z filmami, które pokazują negatywne cechy polskiego społeczeństwa. Twórcy mają prawo do własnego spojrzenia na pewne sprawy, nawet jeśli to spojrzenie jest przejaskrawione. "Twarz" została doceniona na festiwalu w Berlinie i należy się z tego cieszyć.
A może polskie filmy nie muszą podobać się "berlińskim elitom"? Może PISF nie powinien dawać pieniędzy na filmy szkalujące dobre imię Polski?
Czy gdzieś pan usłyszał taki postulat? Wicepremier tylko wyraził swoją opinię o filmie. Ma do niej prawo.
Ale bardziej kategorycznie wypowiadał się na temat "Klątwy”. Mimo że jej nie widział, wezwał warszawski ratusz do zdjęcia sztuki z afisza, bo "znieważa religię i narusza najwyższe wartości Kościoła katolickiego”. Później odmówił dotacji na Festiwal Malta, którego kuratorem był reżyser tego spektaklu. Trudno nie obawiać się, że nie będzie miał podobnych cenzorskich zakusów wobec filmowców.
Nie znam dobrze sprawy, o której pan mówi, więc trudno mi się do niej odnieść. Sam nie zamierzam wypowiadać się publicznie na temat własnych gustów filmowych. Jako dyrektor PISF będę starał się zachować neutralność. Czekam na bardzo dobre projekty, które będą miały świetne scenariusze, a stojący za nimi ludzie będą przygotowani do tego, żeby kręcić świetne filmy. Po trzech miesiącach szefowania PISF skłaniam się do tezy, że w poprzednich latach eksperci często przyznawali pieniądze twórcom ze względu na sympatie lub tematykę, a nie zawsze ze względu na merytoryczne wartości projektów. Czas z tym skończyć.
W ostatnich latach powstało wiele świetnych polskich filmów. Nie byłoby ich bez pracy komisji, które pan krytykuje.
Nie mówię, że wszystkie komisje nie miały odpowiednich kompetencji, ale że były takie, które w ocenie projektów posługiwały się argumentem "nie, bo nie" i "tak, bo tak". Zależy mi na tym, żeby eksperci podchodzili do każdego projektu z należytą uwagą.
Czy opinia publiczna będzie miała dostęp do tych opinii?
Osobiście nie widzę przeszkód, żeby wyniki prac komisji były publikowane na stronie PISF, ale według mojej wiedzy, twórcy nie będą sobie tego życzyli – w przypadku negatywnej oceny taka publikacja mogłaby im utrudnić poszukiwanie alternatywnych źródeł finansowania. Na pana pytanie powinni więc odpowiedzieć w pierwszej kolejności przedstawiciele środowisk twórczych.
Powiedział pan wcześniej, że będzie zachowywał neutralność. Zastanawiam się w tym kontekście, czy będzie pan bronił filmu Wojciecha Smarzowskiego o Kościele, jeśli wicepremier Gliński zechce ocenzurować go tak jak "Klątwę"?
Film Wojciecha Smarzowskiego został dofinansowany przez Magdalenę Srokę, trudno mi więc brać za niego odpowiedzialność. Jeśli mogę z czegoś rozliczać twórców, to tylko z tego, czy pieniądze przyznane na realizację filmu z budżetu PISF zostały wydane tak, jak zostało to zaplanowane w projekcie. Nie będę wypowiadał się publicznie na temat artystycznych czy ideowych kwestii związanych z filmami. Wszyscy reżyserzy, z którymi rozmawiam, znają moją opinię na temat ich filmów, ale nie zamierzam prezentować moich poglądów na forum publicznym.
Zadam pytanie inaczej. Czy wyobraża pan sobie, że za pana kadencji zostanie dofinansowany wybitny film, który będzie atakował Kościół?
Film, który będzie atakował czy krytykował?
A to ma znaczenie? Załóżmy, że będzie za nim stał reżyser, który jest zatwardziałym ateuszem i libertynem, który za nic ma wartości chrześcijańskie. Czy taki twórca będzie miał szansę na dofinansowanie z PISF?
W tym względzie będę polegał na opinii komisji eksperckich, one będą decydować, czy film powinien powstać czy nie. Dziennikarz o konserwatywnych poglądach mógłby zapytać mi pytanie, czy PISF wsparłby powstanie filmu krytykującego ruch LGBT.
To jest ciekawe pytanie.
Powtórzę to, co powiedziałem wcześniej. Gdyby projekt otrzymał wybitne oceny od ekspertów, sprawa byłaby otwarta. Tam gdzie się da, będę starał się, żeby kino łączyło Polaków, a nie dzieliło. Rozumiem intencję pana pytania, ale sądzę, że kwestie, o których teraz rozmawiamy, będą ważne dla PISF w stopniu marginalnym. Poczekajmy na realia.
Pewnie nie zadawałbym pytań postawionych na ostrzu noża, gdyby nie cele obecnego rządu, który chce w radykalny sposób wpływać na kształtowanie tożsamości narodowej i polityki historycznej kraju. Próbuję się od pana dowiedzieć, na ile te cele będą realizowane w polskim kinie?
Nie jest moim celem, żeby powstawało więcej filmów historycznych czy współczesnych, tylko żeby powstawały filmy najlepsze.
Najlepsze, czyli jakie?
Przede wszystkim takie, które będą miały dopracowane scenariusze. To naprawdę widać, kiedy projekt jest napisany na kolanie, a kiedy ktoś przemyślał film od A do Z. Chcę wierzyć, że dla wszystkich najlepszych projektów droga do dofinansowania PISF będzie otwarta.
Jakie zmiany czekają polską kinematografię?
Największym wyzwaniem jest z pewnością ustawa o zachętach podatkowych, której brak wyłącza z pełniejszej możliwości współpracy polskiej branży filmowej z firmami zagranicznymi. Wierzę, że to szybko się zmieni.
PISF jest chyba najbardziej medialną polską instytucją kultury. Może chciałby pan uprzedzić przed jakąś kolejną bombą?
Miałem w rękach wyniki audytu, zleconego przez Ministerstwo Kultury, zanim zostałem dyrektorem PISF. Będzie on pogłębiony o audyt wewnętrzny, ale mogę już teraz zdradzić, że wyniki tego audytu są przerażające. Audyt nie dotyczy filmów wspartych przez PISF, tylko wewnętrznych procesów samej instytucji. Jeśli PISF czekają zmiany, to na pewno takie, które usprawnią podejmowanie decyzji, aby nasz instytut nie działał mniej sprawnie niż analogiczne instytucje europejskie. Naszym celem jest zwiększenie współpracy zagranicznej i stworzenie bardziej spójnego rynku kinematografii europejskiej, która powinna być bardziej konkurencyjna wobec np. kinematografii amerykańskiej.
*Być może dynamika tych działań poprawi się, jeśli w PISF będzie pracowało więcej kobiet? Nie ma ich wiele w komisjach eksperckich. *
Proszę zwrócić uwagę, że w nowym kierownictwie jest dużo kobiet. Nie zwracam uwagi na płeć czy wiek moich współpracowników, zależy mi po prostu na pracy z osobami kompetentnymi. Zostałem powołany na stanowisko w grudniu, nie chciałem opóźniać startu programów i nie miałem dużo czasu na poszukiwania ekspertów. Współczynnik odmowy na moje propozycje zatrudnienia do pracy w komisji był nieporównywanie większy w przypadku kobiet niż mężczyzn. Osoba zasiadająca w komisji nie może korzystać z dofinansowania z programów PISF, a to spore ograniczenie. Będę starał się, żeby w komisjach byli nie tylko reżyserzy i reżyserki, ale przedstawiciele innych zawodów. Póki co kobiet w komisjach jest mniej, bo wolą kręcić świetne filmy.
Maciej Stuhr z obawą patrzy w przyszłość. "Politycy próbują spieprzyć polskie kino"
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.