"Rosja to terrorystyczny kraj". Ukraiński reżyser wzywa do bojkotu
- Dziś rosyjską kulturę trzeba w całości bojkotować, bo to kultura terrorystycznego państwa faszystowskiego - opowiada ukraiński reżyser Tymur Yashchenko. A trwająca obecnie agresja rosyjska będzie, jego zdaniem, prawdziwą kopalnią tematów dla ukraińskiej kultury przez kolejne stulecie.
Przemek Gulda: Co dziś czujesz, kiedy patrzysz na wiadomości z Ukrainy?
Tymur Yashchenko: Przede wszystkim nadzieję.
I nic cię nie przeraża? Co jest największą rosyjską zbrodnią?
Przeraża mnie to, że celem Rosjan jest w tym momencie przede wszystkim ludobójstwo Ukraińców. Najbardziej przeraziło mnie zabicie cywilów w humanitarnych korytarzach. Największą rosyjską zbrodnią jest faszyzm, terror i, oczywiście, szantaż nuklearny.
Od lat mieszkasz w Polsce. Jakie były twoje kontakty z Ukrainą do czasu rosyjskiej agresji?
Jako reżyser pracuję głównie w Kijowie, ale to w Warszawie jest mój dom. Tu mieszka moja rodzina, przyjaciele ze szkoły filmowej, mentorzy. Tu się uczę i nabieram sił. Ale sercem jestem tam, większość moich najbliższych przyjaciół jest w Ukrainie.
Angażujesz się w pomoc Ukrainie z Polski? Co robisz?
Pokazujemy teraz w kinach, telewizji i on-line mój film "U311 Czerkasy", który w obecnej sytuacji nabrał znacznie większej aktualności. Wszystkie zyski przekazujemy na wsparcie Ukrainy. Staram się zorganizować większą pomoc humanitarną, staram się zdobyć i dostarczyć kamizelki kuloodporne, hełmy, krótkofalówki - tego w Ukrainie teraz bardzo potrzeba. Nie wszystko się udaje, ale działam.
"U311 Czerkasy" reż. Tymur Jaszczenko - zwiastun
Co jeszcze robisz?
Przede wszystkim jestem wsparciem dla moich przyjaciół i ich rodzin: wszyscy są dziś w Ukrainie i walczą. Moi aktorzy i przyjaciele mają w tej chwili broń w rękach albo pomagają armii na tyłach, czyli w obronie terytorialnej, wszyscy w jakiś sposób działają - tam jest gwarno jak w ulu. Do Polski przybywa sporo kobiet z dziećmi, ale to bardzo mała część ukraińskiego społeczeństwa. A cała reszta jest świetnie zorganizowana. Z mojej strony i ze strony mojej rodziny mogą liczyć na pełne moralne poparcie. Najlepiej sprawdzam się w sprawach związanych z informacją, w tym jestem dobry. Wspieram ducha walki, staram się, żeby morale nie spadało. Codzienne jestem na wojnie, tyle że w bezpiecznym miejscu. Przynajmniej na razie.
Jak najlepiej ludzie w Polsce mogą dziś pomóc Ukrainie?
Angażując się w najróżniejsze akcje o charakterze humanitarnym, ale i działania na poziomie wojskowym.
Czy sankcje wobec Rosji są wystarczające?
Nie jestem ekspertem, ale moim zdaniem solidarność świata pod tym względem z pewnością jest dla Ukrainy mocnym wsparciem.
Co powinna zrobić Europa? Co mają zrobić NATO, USA?
Przede wszystkim: nie bać się. Nie dać się w żaden sposób zastraszyć.
Jakie widzisz dalsze scenariusze ten wojny? Co się dalej stanie?
Ukraina wygra. Moskwa w końcu będzie musiała się zająć swoimi problemami. A przez tę wojnę sporo ich sobie dodała. Dobrą stroną tego, co się stało, jest zdemaskowanie postradzieckiego monstrum, które jest jak potwór Frankensteina. Tyle, że został zszyty faszystowską ideologią i propagandą. I dobrze, że przy okazji tej agresji wreszcie zostaną potępione rosyjskie zbrodnie przeciw ludzkości.
Polskie elity kłócą się dziś, czy bojkotować całą rosyjską kulturę czy tylko jej część. Jakie jest twoje zdanie na ten temat?
Bezwzględnie trzeba bojkotować całą rosyjską kulturę - to będzie mocny cios we władzę na Kremlu. Jeżeli jesteśmy przeciwko faszyzmowi, nie wolno akceptować niczego, co się wiąże z tą władzą. Inaczej pogrążymy się w manipulacjach. Kto opowiada się dziś za tolerancją dla rosyjskich filmów czy innych dzieł, musi mieć w tym jakiś interes. Każdy Rosjanin jest winny temu, co się dzieje w tej chwili w Ukrainie. Dialog na ten temat będzie można zacząć dopiero za jakiś czas. Ale dziś całą rosyjską kulturę należy obłożyć silnym tabu, bo Rosja to terrorystyczny kraj.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Jak oceniasz, jako reżyser filmowy, aktywność Ukrainy w mediach społecznościowych?
Bardzo dobrze. Cały świat widzi, że działamy.
A co, też jako reżyser, myślisz o roli, którą gra Zełenski?
On jest w tym momencie prezydentem Ukrainy, a nie aktorem. W najbardziej kryzysowym momencie został z narodem, podtrzymuje morale i ducha walki. Nic więc dziwnego, że cieszy się dziś takim szacunkiem - w pełni na to zasłużył. Stał się bohaterem na międzynarodową skalę. Bardzo ważne jest to, że się nie boi. A to jest najważniejsze, co każdy z nas musi dziś robić: walczyć bez lęku za wolny świat. Bo trzeba pamiętać, że Ukraina walczy o porządek na całym świecie, w tym sensie ta wojna dotknie wszystkich.
Skąd wziął się twój pomysł nakręcenia filmu o okręcie "Czerkasy"?
Bezpośrednim impulsem było wideo na YouTube'ie, na którym było widać, jak marynarze z tego okrętu wspólnie śpiewają piosenkę. Ale ważniejsze było oczywiście symboliczne znaczenie tych wydarzeń. To był jeden z najważniejszych aktów oporu podczas wojny w 2014 r., kiedy prawie cała zdewastowana marynarka ukraińska poddała się okupantom - wtedy uważano ich zresztą za "bratni naród". Potem wiele mówiło się o tym, co się zdarzyło na pokładzie "Czerkasów". Sam pochodzę zresztą z miasta Czerkasy, co też miało spore znaczenie dla powstania tego filmu. No i jeszcze jedno: bardzo kocham morze w ogóle, a Morze Czarne w szczególności i nakręcenie filmu o marynarzach było dla mnie bardzo pociągające.
Dlaczego akurat tę historię wybrałeś jako metaforę wojny z Rosją z 2014 r.?
Tak mi po prostu podpowiedziało reżyserskie serce. Nie zastanawiałem się długo, wiedziałem, że muszę to zrobić i tyle. Morze, statek, marynarze, skomplikowana sytuacja, trudny wybór, stawianie oporu silniejszemu wrogowi - wyczułem ogromny potencjał w tej historii i po prostu zrozumiałem, że muszę ją opowiedzieć. To jest przede wszystkim metafora całej Ukrainy, jej portret z lat 2013-2014. Majdan i stawianie militarnego oporu Rosjanom na Kremlu były pierwszymi punktami nowego etapu w historii mojej ojczyzny. Robiłem film o przebudzeniu ukraińskiej duszy i o cywilizacyjnym wyborze narodu. A to przecież naród podejmuje decyzje, które realizuje władza, a nie na odwrót. Potem było osiem lat wojny na wschodzie Ukrainy, a dziś przechodzimy drugi i ostatni punkt odwracania się i odchodzenia od rosyjskiej rzeczywistości.
Jak twój film był przyjęty w Ukrainie?
Bardzo podtrzymał Ukraińców na duchu w trudnym momencie. Ten film jest precedensem w ukraińskim kinie: to szczera opowieść o zwykłych ludziach, a nie o wielkich bohaterach. To zadziałało o wiele mocniej, bo widz oczekiwał propagandowej historii, a dostał film o sobie. Energia na nakręcenie tego filmu przyszła do mnie z Majdanu, a potem wróciła do mojego narodu. To najciekawsze doświadczenie dla mnie jako autora.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Czy myślisz, że twój następny film będzie o obecnej wojnie?
Myślę że moim następnym filmem będzie projekt, który przygotowuję już od kilku lat: biograficzna historia o Wolodymyrze Iwasyuku, ważnym ukraińskim kompozytorze, poecie i śpiewaku, który cieszył się w latach 70. sporą popularnością w Związku Radzieckim. Myślę, że dziś ta historia jest jeszcze bardziej aktualna, niż była dwa tygodnie temu. A jeśli chodzi o trwającą właśnie wojnę, oczywiście, kryje się niej ogromna ilość historii. Są gotowe do wykorzystania już dziś, ale myślę, że będziemy do nich wracać w ukraińskich filmach i całej kulturze przez następne sto lat.
Tymur Yashchenko to ukraiński reżyser, scenarzysta i montażysta. Urodził się w 1985 r. w Czerkasach. Na tamtejszym uniwersytecie studiował prawo, potem przeniósł się do szkoły artystycznej w Sztokholmie. Na koniec trafił do łódzkiej Filmówki, którą skończył dyplomowym filmem "Lew" w 2017 r. Z Polską połączył swoje dalsze życie artystyczne i prywatne, ale wciąż miał mocny kontrakt z Ukrainą. Jego pełnometrażowy debiut "311 Czerkasy" z 2019 r. powstał właśnie tam i dotyczy epizodu z początku wojny z Rosją z 2014 r.
WP Film na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski